Po licznych opóźnieniach i innych przygodach „niszczyciel” USS Zumwalt (DDG 1000) podniósł wreszcie banderę w październiku 2016 roku. Wejście do służby oczywiście nie oznaczało rozpoczęcia działań operacyjnych. Prototypowy okręt rozpoczął wieloletni cykl prób i testów, które miały zweryfikować gotowość do służby i pomóc ustalić, jak ta służba będzie wyglądała. Teraz, niemal sześć lat później, Zumwalt odbywa swój pierwszy rejs operacyjny, który jednak w US Navy jako rejs operacyjny klasyfikowany nie jest.

Pytanie, co zrobić z tylko, a zarazem aż, trzema unikatowymi niszczycielami stanowiło niebłahy problem. Początkowo dzięki dwóm działom Advanced Gun System (AGS) kalibru 155 milimetrów Zumwalty miały zapewniać wsparcie artyleryjskie piechocie morskiej. Głównym atutem miała być tutaj specjalna amunicja LRLAP (Long-Range Land Attack Projectiles) o zasięgu 120 kilometrów. Gdy jednak cena jednostkowa pocisku osiągnęła 800 tysięcy dolarów, cały projekt anulowano. Kolejne próby pożenienia AGS z innymi typami amunicji kalibru 155 milimetrów nie przyniosły rezultatów.

—REKLAMA—

Pojawiały się kolejne pomysły wykorzystania niszczycieli w roli rajderów lub wykorzystania ich kadłubów do zaprojektowania następców krążowników typu Ticonderoga. Ostatecznie w roku 2017 podjęto decyzję o skierowaniu Zumwaltów do zwalczania okrętów nawodnych przeciwnika i celów lądowych. Wówczas jednak okazało się, że niszczyciele są do takich zadań niedozbrojone. Nie chodziło tutaj o liczbę wyrzutni (chociaż osiemdziesiąt to mało jak na okręty o wyporności około 16 tysięcy ton), ale o wachlarz przenoszonego uzbrojenia.

Finałem tej ścieżki rozwoju jest decyzja o uzbrojeniu Zumwaltów w pociski hipersoniczne C-HGB. Wiadomo już, że okręty otrzymają zaprojektowane z myślą o modernizowanych okrętach podwodnych typu Ohio wyrzutnie MAC (Multiple All-up-round Canisters) mieszczące siedem Tomahawków lub trzy C-HGB. Wiadomo też, że pociski hipersoniczne zastąpią AGS. Nie wiadomo natomiast, czy usunięte zostaną oba działa, czy tylko jedno. Dowództwo US Navy chciałoby, żeby modernizacja USS Zumwalt zakończyła się do roku 2025. W kolejnych latach takie same zmiany mają czekać pozostałe dwie jednostki – USS Michael Monsoor (DDG 1001) i Lyndon B. Johnson (DDG 1002).

W międzyczasie Zumwalt został przydzielony do Floty Pacyfiku i trafił do Surface Development Squadron One (SURFDEVRON ONE). Ta eksperymentalna jednostka ma znaleźć zastosowanie i opracować taktykę użycia problematycznych niszczycieli i nie mniej kłopotliwych okrętów typu LCS. To jednak dopiero początek. W skład jednostki mają wejść z czasem duże (LUSV) i średnie (MUSV) nawodne bezzałogowce. SURFDEVRON ONE ma opracować rozwiązania techniczne, taktyczne, logistyczne i szkoleniowe, a także doktrynę działania dla mieszanych zespołów okrętów załogowych i bezzałogowych.



W ostatnich tygodniach zaszły niespodziewane zmiany. Zumwalt został czasowo przydzielony do 15. Dywizjonu Niszczycieli z Task Force 71, wchodzącej w skład 7. Floty, i po raz pierwszy wypuścił się poza Hawaje. 19 września zawinął na Guam i następnego dnia ruszył dalej. W komunikacie US Navy pojawiły się informacje, że niszczyciel będzie „kontynuować działania na rzecz wsparcia wolnego i otwartego regionu Indo-Pacyfiku”. Prócz tego zapowiedziano dalszą włączanie Zumwalta w operacje US Navy, a także flot sojuszników i partnerów.

Takie komunikaty wywołują zrozumiałe zainteresowanie, sugerują wszak, że Zumwalt wyszedł wreszcie w swój pierwszy rejs operacyjny. Serwis The War Zone zwrócił się w tej sprawie z pytaniem do biura rzecznika prasowego US Navy. Uzyskana odpowiedź jest do tego stopnia interesująca, że przytoczymy ja w całości:

„Wasze stwierdzenie jest słuszne, jednak Marynarka Wojenna nie używa terminu «rejs operacyjny» [deployment] w odniesieniu do obecnego zastosowania USS Zumwalt na obszarze Indo-Pacyfiku. Wprawdzie okręt i załoga otrzymują zadania, jakie normalnie otrzymują okręty, ale ich wykorzystanie jest częścią procesu integracji floty, polegającego na wprowadzeniu okrętu tego typu do środowiska operacyjnego i zrozumieniu, jak może on najlepiej współpracować z innymi okrętami/platformami. Poznajemy również zasady utrzymania i wytrzymałości typu DDG 1000, co pomoże nam w przyszłych misjach”.

Można więc stwierdzić, że Zumwalt jest już jedną nogą w służbie operacyjnej, chociaż jeszcze nie dobrnął do końca tej drogi. Po opuszczeniu Guamu okręt zawinął 26 września do Yokosuki, głównej amerykańskiej bazy morskiej w Japonii. Jest to istotna wizyta, gdyż to tam mają w przyszłości bazować Zumwalty.



Już w roku 2016 zapadła decyzja, że Zumwalty będą bazować w Japonii, a do ich obsługi zostanie przystosowana baza w Sasebo. Decyzja wiąże się z jednym z pomysłów na wykorzystanie problematycznych okrętów. Jak łatwo się domyślić, chodzi o Chiny. Dzięki znacząco ograniczonej wykrywalności niszczyciele mają być w stanie przenikać w głąb chińskich stref antydostępowych na Morzach Południowo- i Wschodniochińskich.

W tym kontekście skierowanie Zumwaltów do atakowania okrętów nawodnych i celów lądowych nabiera głębszego znaczenia, zwłaszcza po wyposażeniu w pociski hipersoniczne pośredniego zasięgu. US Navy zyska wówczas dość ograniczoną, ale zawsze jakąś, zdolność atakowania kluczowych celów w głębi Chin. Niszczyciele mogą także wpisać się w doktrynę działań przybrzeżnych w środowiskach przeciwdziałania (Littoral Operations in Contested Environments, LOCE) US Marine Corps. W jej myśl marines mają opanowywać ląd, aby następnie za pomocą własnych środków przeciwlotniczych i przeciwokrętowych wspierać działania sił powietrznych i marynarki wojennej. Łatwo sobie wyobrazić Zumwalty wspierane przez bezzałogowce w roli zespołów rozpoznania i wstępnego przygotowania gruntu pod operację desantową.

Zobacz też: Ostatni latający Sea Vixen już nie wzniesie się w powietrze

US Navy / Liz Wolter