Nad zamówionymi w Chinach okrętami podwodnymi dla Tajlandii zdaje się ciążyć jakieś fatum. Projekt od samego początku budził olbrzymie kontrowersje, aż w końcu jego finansowanie zawieszono z powodu pandemii COVID-19. W ostatnich tygodniach na powierzchnię wypłynęły kolejne problemy. Okazało się bowiem, że Niemcy odmówiły dostawy silników wysokoprężnych, których dostawy do Chin mają być objęte embargiem.

Kupno pierwszego okrętu podwodnego typu S26T, czyli eksportowej wersji typu 039A, zatwierdzono na początku roku 2017. Po długich negocjacjach Chiny zaproponowały sprzedaż trzech jednostek w cenie dwóch, na co Bangkok z chęcią przystał. Koszt całego programu ma wynosić 22 miliardy bahtów (2,9 miliarda złotych), z czego 13,5 miliarda bahtów (około 1,8 miliarda złotych) ma przypadać na pierwszy okręt. Nie jest to jednak pewne. Według nowszych źródeł 22,5 miliarda bahtów to koszt dwóch pozostałych okrętów. Prototyp jest już w budowie i ma zostać dostarczony w roku 2024. Oznacza to roczne opóźnienie w stosunku do pierwotnych planów.

Okazało się jednak, iż przyszłość jednostki nie jest pewna, gdyż oprócz wstrzymania finansowania przez stronę tajlandzką po stronie chińskiej zabrakło przewidzianych w umowie niemieckich silników wysokoprężnych MTU396. Sprawę nagłośnił deputowany Yutthapong Charasathien z opozycyjnej partii Pheu Thai, związanej z przebywającym na emigracji byłym premierem Thaksinem Shinawatrą. Yutthapong jest członkiem podkomisji parlamentarnej kontrolującej budżet marynarki wojennej. Na konferencji prasowej 27 lutego potwierdził, że chińskiemu wykonawcy nie udało się pozyskać niemieckich diesli.



Rewelacje deputowanego wywołały oburzenie opinii publicznej, ale media już wcześniej postanowiły bliżej przyjrzeć się sprawie. Wynik ich dochodzenia ociera się o farsę. Niemiecki attaché wojskowy w Bangkoku Philipp Doert w liście opublikowanym na łamach dziennika Bangkok Post wyjaśnił, że Berlin de facto nie zabronił sprzedaży silników dla tajlandzkich okrętów. Wina leży po stronie chińskiej, która składając wniosek o zgodę na kupno diesli, nie wskazała, że są one przeznaczone dla jednostki budowanej dla Tajlandii. Rząd Niemiec uznał w związku z tym, że silniki mają trafić na chińskie okręty, a tym samym podlegają embargu na sprzedaż broni do Chin. Doert podkreślił, że strona chińska w żaden sposób nie konsultowała się z Niemcami w tej sprawie.

Sprawa jest o tyle zaskakująca, że wcześniej Berlin nie robił większych problemów z eksportem silników wysokoprężnych możliwych do wykorzystania przez siły zbrojne. Trzeba jednak pamiętać, że Chiny często dokonywały zakupów za pośrednictwem licznych firm słupów, a z drugiej strony niemieckie przepisy eksportowe mimo wszystko uległy zaostrzeniu.

Deputowany Yutthapong zadał pytanie o sens kupowania okrętów podwodnych w kraju, który nie produkuje silników do nich. Jest to jednak tylko chwyt retoryczny. Chiny produkują własne okrętowe diesle, na licencji i bez. Sam Yutthapong przyznał zresztą, że konieczna będzie rewizja kontraktu i ewentualne wpisanie do niego wykorzystania chińskich silników. Płynie stąd wniosek, że oferta eksportowa zakładała możliwość wykorzystania niemieckich silników. Królewska Marynarka Wojenna Tajlandii odmówiła odpowiedzi na pytania dziennikarzy, podobnie jak ambasada Chińskiej Republiki Ludowej w Bangkoku.



Taka sytuacja rodzi oczywiste pytanie, co dalej. W oficjalnym komunikacie rzecznik tajlandzkiej marynarki wojennej poinformował jedynie, że obie strony pracują nad znalezieniem rozwiązania. Przepytywany przez hongkoński dziennik South China Morning Post Termsak Chalermpalanupap z singapurskiego ISEAS-Yusof Ishak Institute wyjaśnia, że marynarka wojenna dowiedziała się o niemieckich ograniczeniach eksportowych dopiero po podpisaniu kontraktu, nie poinformowała jednak opinii publicznej o zaistniałej sytuacji. Zdaniem eksperta strona chińska, czyli państwowa spółka China Shipbuilding & Offshore International, mogła doskonale zdawać sobie sprawę z niemożliwości zrealizowania oferty w umówionym kształcie.

Jeżeli faktycznie doszło do świadomego wprowadzenia w błąd przez oferenta, byłby do powód do zerwania umowy i żądania odszkodowania. Termsak jednak przyjmuje, że relacje między obydwoma państwami są zbyt bliskie, a kontrakt zbyt prestiżowy, aby Pekin pogodził się z klęską. Należy więc spodziewać się wypracowania jakiego porozumienia. Według niepotwierdzonych informacji tajlandzkich mediów Chiny miały zaproponować przekazanie dwóch wycofanych ze służby okrętów podwodnych typu 039 (kod NATO: Song). Jednostki te prawdopodobnie nie spełniły oczekiwań chińskiej marynarki wojennej, więc Tajlandczycy mogą do nich również podchodzić sceptycznie.

Z kolei zdaniem innego eksperta, Paula Chambersa, Pekin będzie raczej starać się przekonać Berlin do wyrażenia zgody na sprzedaż silników. Pytanie oczywiście, czy Berlin się zgodzi, a nie zaproponuje Tajlandii niemieckich okrętów podwodnych, które w Azji Południowo-Wschodniej kupiły już Singapur i Indonezja. Jednak również Chambers jest przekonany, że nie dojdzie do zerwania umowy, natomiast Bangkok będzie domagać się stosownej rekompensaty jeśli nie otrzyma tego co mu obiecano.

Chińskie okręty podwodne zdobywają klientów

W ostatnich latach Chiny zaczęły zdobywać klientów na swoje okręty podwodne, wraz z Rosją, Szwecją i Koreą Południową walcząc z dominującym na rynku od dwóch dekad niemiecko-francuskim duumwiratem. Chińskimi atutami są relatywnie niskie koszty i gotowość do sprzedaży uzbrojenia państwom z różnych względów mającym ograniczony dostęp do sprzętu produkcji zachodniej. Typowym przykładem opcji budżetowej jest Bangladesz, który w roku 2013 pozyskał dwa używane okręty podwodne typu 035G. Obie jednostki przekazano w roku 2016.



Początkowo Dhaka zainteresowana była okrętami typu 039A, z ich zakupu zrezygnowano jednak ze względu na zbyt wysoką cenę. Poniekąd pokazuje to, że zaawansowane systemy uzbrojenia nie są tanie, nawet jeżeli wyprodukowano je w Chinach. W grudniu ubiegłego roku inny okręt tego typu wprowadziła do służby marynarka wojenna Mjanmy (Birmy).

Największy do tej pory kontrakt na okręty podwodne Chiny zawarły z Pakistanem. W roku 2015 Islamabad zamówił aż osiem jednostek typu 039B. Połowa z nich ma zostać zbudowana w pakistańskich stoczniach, co jest przykładem niezwykle rzadkiego w przypadku chińskiej branży zbrojeniowej transferu technologii. O takim ustępstwie Pekinu zadecydowały skala kontraktu i trwająca już od dekad współpraca militarna. Z kolei budowa części okrętów w pakistańskich stoczniach sprzyja zastosowaniu zagranicznych komponentów. Chiny mają również oferować okręty podwodne Nigerii. Prawdopodobnie chodzi o sprzedaż używanych jednostek typu 035.

Zobacz też: US Navy zainteresowana F-16 do roli agresorów

United States Naval Institute News Blog