Aktywny i często skuteczny udział ukraińskiej obrony terytorialnej w odpieraniu rosyjskiego najazdu spowodował wzrost zainteresowania tego typu formacjami jak świat długi i szeroki. Bardzo ciekawą formę przyjmuje to na Tajwanie, gdzie inicjatorem tworzenia formacji paramilitarnych jest miliarder Robert Tsao. Nie ma przy tym mowy o tworzeniu jakiejkolwiek prywatnego wojska, Tsao i jego współpracownicy chcą koncentrować się na szkoleniu z zakresu obrony cywilnej, a trening paramilitarny odgrywa rolę drugorzędną.
Na początek trzeba powiedzieć kilka słów o przygotowywaniu tajwańskiego zaplecza na wypadek wojny z Chinami. W teorii system rezerw obejmuje 1,6 miliona mężczyzn, jednak w ostatnich latach mocno „zardzewiał”. Rezerwistów wzywano raz do roku na pięć dni, a ćwiczenia rzadko obejmowały działania polowe. Już tydzień po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę tajwańskie ministerstwo obrony wydłużyło ćwiczenia rezerwy do czternastu dni i włączyło w ich program działania polowe. Prezydent Tsai In-weng i jej rząd rozważają także wydłużenie zasadniczej obowiązkowej służby wojskowej z czterech miesięcy do co najmniej roku. Co istotne, pomysł ten cieszy się bardzo silnym poparciem opinii publicznej. Podobnie rośnie zainteresowanie różnymi formami szkolenia wojskowego.
W dyskusji na temat obronności Republiki Chińskiej pojawiają się także głosy za usprawnieniem funkcjonowania obrony cywilnej. Przyjęta w roku 2017 „Całościowa Koncepcja Obrony” zakłada na wypadek „W” mobilizację nie tylko policji, straży pożarnej czy służby zdrowia, ale również kierowców autobusów i ciężarówek czy robotników budowlanych. Do służby może zostać powołany na dobrą sprawę każdy, kogo umiejętności zostaną ocenione jako przydatne. Osobną sprawą pozostaje, czy tajwańskie systemy dowodzenia, zarządzania i łączności poradzą sobie z takim obciążeniem, do tego w warunkach zakłócania przez przeciwnika.
Przede wszystkimi tego typu brakami chce zająć się Tsao. Założyciel i były prezes United Microelectronics Corp. (UMC), drugiego największego na świecie producenta układów scalonych, już krótko po wizycie Nancy Pelosi na Tajwanie ogłosił zamiar przekazania 3 miliardów dolarów tajwańskich (około 100 milionów dolarów amerykańskich) na wzmocnienie ministerstwa obrony i potencjału militarnego kraju. Na konferencji prasowej 1 września podał więcej szczegółów. Tsao utworzył wart 600 milionów dolarów tajwańskich fundusz, który ma zapewnić szkolenie taktyczne dla obywateli. W ciągu trzech lat przeszkolenie mają przejść 3 miliony Tajwańczyków.
VIDEO: 🇹🇼 Taiwan businessman hopes to repel China with civilian force
A Taiwanese microchip tycoon unveils plans to train more than three million "civilian warriors" to help defend the island against a potential Chinese invasion, donating NT$1 billion ($33m) of his own money pic.twitter.com/BmC5QflGah
— AFP News Agency (@AFP) September 1, 2022
Wykonawcą projektu jest Akademia Czarnego Niedźwiedzia (hēixióng xuéyuàn yàzhōu hēixióng), bardziej znana pod japońsko-angielską nazwą Kuma Academy. Celem tej prywatnej organizacji jest przekazywanie mieszkańcom wyspy wiedzy w zakresie obrony cywilnej i gotowości bojowej poprzez omawianie zagadnień, analizę uwarunkowań narodowych i promocję edukacji na polu szeroko pojętych działań informacyjnych. Współzałożycielem Kuma Academy jest doktor Puma Shen, wykładowca Uniwersytetu Tajpej i specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej.
Pierwszy kurs na poziomie podstawowym ruszył 4 września. Całodniowe zajęcia, prowadzone w grupach liczących od trzydziestu do czterdziestu osób, podzielone są na cztery bloki: wojna informacyjna, wprowadzenie do współczesnej sztuki wojennej, pierwsza pomoc w warunkach bojowych i ćwiczenia z ewakuacji. Kurs cieszy się największą popularnością wśród dwudziesto- i trzydziestolatków, a uczestnicy chwalą zajęcia. Tym samym popularność szkoleń rośnie.
Puma Shen nie stawia sobie za cel szkolenia jak najbardziej profesjonalnych członków obrony cywilnej. Chodzi mu bardziej o przygotowanie ludzi na radzenie sobie w warunkach konfliktu, a tym samym uniknięcie paniki. Dużą wagę przywiązuje do nauczenia kursantów, jak reagować na wojnę informacyjną. Działania dezinformacyjne obliczone na obniżenie morale przeciwnika zajmują istotne miejsce w chińskich koncepcjach wojny. Odpowiednie szkolenie ma pozwolić uniknąć sytuacji, w której społeczeństwo traci wiarę w zwycięstwo, chociaż wojsko jeszcze skutecznie walczy.
Stąd też kurs obejmuje podstawy systemów politycznych Chin i Tajwanu: jakie są między nimi różnice, kto pełni najważniejsze funkcje w Chińskiej Republice Ludowej, kto faktycznie podejmuje decyzje i jakie decyzje może podjąć, a co mogą i muszą mówić rzecznicy prasowi. Cześć z tych informacji może wydawać się banalna, jednak nie jest to powszechna wiedza, a znajomość takich prostych faktów jest niezwykle istotna w walce z fake newsami.
W planach są też kursy na bardziej zaawansowanym poziomie, chociażby rozszerzona pierwsza pomoc. Dalej jednak Kuma Academy i Tsao wchodzą już w szarą strefę między wojna a pokojem, obszar, który można zakwalifikować nie jako obronę cywilną, ale jako działania paramilitarne. Dalsze kursy mają obejmować obsługę dronów i sprzętu łączności, pogłębione zajęcia z dziedziny wojny informacyjnej oraz wreszcie zbieranie i analizowanie danych OSINT.
Tsao nie rezygnuje jednak z obrony terytorialnej. Wraz z funduszem dla Kuma Academy ogłosił przekazanie 400 milionów dolarów tajwańskich na szkolenie „cywilnych strzelców wyborowych”. Takie podejście spod znaku „twierdzą będzie nam każdy próg” nie służy jednak wzmocnieniu sił zbrojnych Republiki Chińskiej jako takich, ale jest bardziej elementem wojny psychologicznej z Pekinem. Tsao nie ukrywał zresztą, że zapowiedź szkolenia strzelców wyborowych ma służyć odstraszeniu chińskiego przywództwa od myślenia o inwazji i okupacji Tajwanu.
Robert Tsao
Dużą uwagę tajwańskich mediów oprócz deklaracji Tsao zwróciło ponowne przyjęcie przez niego obywatelstwa Republiki Chińskiej, co było zresztą istotnym elementem konferencji prasowej siedemdziesięciopięcioletniego miliardera. W roku 2011 w proteście przeciw rządowemu śledztwu w jego firmie zrzekł się obywatelstwa tajwańskiego i przyjął singapurskie.
UMC founder Robert Tsao now a Taiwan citizen again#Taiwan #roberttsaohttps://t.co/RfNTe4uc9k pic.twitter.com/aOspJHekY9
— Taiwan News (@TaiwanNews886) September 1, 2022
Co go skłoniło do powrotu? Z wypowiedzi wynika, że były to protesty w Hongkongu i złamanie przez Pekin umowy dotyczącej rozwiązania „jeden kraj, dwa systemy”, oferowanego również Tajwanowi. Dla wielu mieszkańców wyspy los byłej brytyjskiej kolonii był decydującym czynnikiem w zniechęceniu do jakiejkolwiek formy pokojowego zjednoczenia z Chinami.
Tsao nazwał Komunistyczną Partię Chin „bandziorami” niegodnymi zaufania i wezwał Tajwańczyków, aby nie wierzyli w chińskie zapewnienia, że mieszkańcy obu stron Cieśniny Tajwańskiej są częścią jednej rodziny. Wszelkie twierdzenia o tym, że wyspa jest nieodłączną częścią Chin, określił jako nonsens. Odniósł się także do padających z ust niektórych chińskich oficjeli zapowiedzi „reedukacji” Tajwańczyków i zabijania przeciwników komunistycznej władzy. Uznał, że gdyby doszło do czegoś takiego, byłaby to zbrodnia wojenna i zbrodnia przeciwko ludzkości.
– Jestem podekscytowany odzyskaniem obywatelstwa tajwańskiego. chcę stanąć z moimi rodakami do walki z inwazją Komunistycznej Partii Chin i chronić Tajwan, czyniąc go „krajem wolnych i domem odważnych” – podsumował Tsao.
Zobacz też: USA? Rosja? Chiny? Kto zyska na wyścigu zbrojeń w Afryce Północnej?