Ministerstwo obrony narodowej Republiki Chińskiej poinformowało, że aż pięćdziesiąt dwa samoloty należące do sił powietrznych Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wleciały dziś w strefę identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ) wyspiarskiego państwa. Co szczególnie istotne, ChRL pobiła w ten sposób rekord intensywności działań w tajwańskiej ADIZ ustanowiony zaledwie kilka dni temu. Na tym nie koniec: kilka godzin później w strefę wleciały jeszcze cztery maszyny.

Tajwańczycy naliczyli w strefie trzydzieści cztery samoloty myśliwskie Shenyang J-16 (będące przedstawicielami chińskiej gałęzi rodziny Su-27), dwanaście bombowców Xian H-6, dwa myśliwce Su-30, dwa samoloty ZOP Shaanxi Y-8 oraz dwa samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli KJ-500. Wszystkie maszyny skierowały się w południowo-zachodni narożnik tajwańskiej ADIZ, w strefę na północny wschód od wysp Dongsha/Pratas. Około dwóch godzin później w tej samej okolicy pojawiły się kolejne cztery J-16.



Standardową reakcją na pojawienie się samolotów z kontynentu w tajwańskiej ADIZ jest poderwanie myśliwców dyżurujących na lotniskach i podniesienie gotowości obrony powietrznej oraz nadanie przez radio komunikatów ostrzegawczych. Należy jednak podkreślić, że ADIZ nie stanowi suwerennej przestrzeni powietrznej danego państwa (mimo że strona tajwańska często mówi o „naruszeniach ADIZ”). Nie obowiązują tam żadne formalne ograniczenia, a państwo ustanawiające taką strefę czyni to jedynie z myślą o usprawnieniu działania własnej obrony powietrznej w obszarze, z którego potencjalnie można oczekiwać działania nieprzyjaciela.

Rekordy sił powietrznych ChALW

15 czerwca w tajwańskiej ADIZ pojawiło się kilka osobnych formacji liczących łącznie dwadzieścia osiem samolotów. Wówczas był to nowy jednodniowy rekord. Niektóre samoloty minęły Tajwan od południa i skręciły na północny wschód, tak że wyspa znalazła się między nimi a kontynentem. Jak wówczas pisaliśmy, przesłanie takiego manewru pod adresem Tajwanu było oczywiste: Centralna Komisja Wojskowa przypomina „zbuntowanej” wyspie, że jest w stanie zorganizować atak dosłownie z każdej strony.

Był to również wyraźny sygnał pod adresem Waszyngtonu i Tokio. Przez poprzednie dwa miesiące Pekin dawał wytchnienie tajwańskiej obronie powietrznej. Wyraźny spadek liczby lotów sił powietrznych ChALW nastąpił po 16 kwietnia – tego dnia prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden i premier Japonii Yoshihide Suga wystosowali wspólne oświadczenie, w którym między innymi podkreślali „znaczenie pokoju i stabilności po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej” i wezwali do rozstrzygania sporów metodą pokojową.



W drugiej połowie czerwca i w lipcu samoloty z kontynentu wlatywały w ADIZ regularnie, ale bez fajerwerków. W sierpniu odnotowano osiem „naruszeń”, głównie w wykonaniu różnych wariantów samolotu Y-8, ale pojawiały się także J-16. Loty tego rodzaju nabrały tempa w ubiegłym miesiącu. 20 września Tajwańczycy poinformowali o o9siemnastym takim przypadku (jedyne dwa spokojne dni nastąpiły 2 i 18 września).

23 września w ADIZ pojawiły się dwadzieścia cztery samoloty – najpierw dziewiętnaście (w tym dwanaście J-16), a kilka godzin później jeszcze pięć. Te ostatnie przekroczyły granicę ADIZ minimalnie. Niektórzy obserwatorzy zaczęli jednak przewidywać rychły wzrost liczebności kolejnych chińskich ugrupowań lotniczych. I rzeczywiście, kto tak obstawiał – obstawiał dobrze.

W dniach 24–30 września siły powietrzne ChALW codziennie odwiedzały tajwańską ADIZ, ale największa formacja liczyła sześć maszyn. Za to październik zaczęto z wysokiego C – od lotu dwudziestu pięciu maszyn, w tym osiemnastu J-16. Kilka godzin później tajwański resort obrony poinformował o kolejnej formacji, tym razem liczącej trzynaście samolotów. Razem dało to trzydzieści osiem statków powietrznych i nowy rekord jednodniowy.

Centralna Komisja Wojskowa najwyraźniej polubiła bicie własnych rekordów. Już nazajutrz w ADIZ wleciało ugrupowanie złożone z dwudziestu samolotów: czternastu J-16, czterech Su-30 i dwu Y-8. Później tego samego dnia śladem pierwszej wyprawy podążyła druga: dwanaście J-16, sześć Su-30 i jeden KJ-500. Razem dziewiętnaście maszyn w jednej formacji i trzydzieści dziewięć jednego dnia (co ciekawe: żadnego H-6).



Wczoraj amerykański Departament Stanu wystosował komunikat, w którym wyrażono „duże zaniepokojenie prowokacyjnymi działaniami wojskowymi ChRL w pobliżu Tajwanu”, działaniami, które określono jako „destabilizujące, stwarzające ryzyko błędnej oceny oraz podkopujące pokój i stabilność w regionie”. Jak na ironię wczorajszy lot wypadł wręcz blado: ot, szesnaście samolotów, w tym osiem J-16 i znów ani jednego bombowca. Dziś ChALW nadrobiła to z naddatkiem. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jaką trasą poruszały się chińskie samoloty: pomiędzy Tajwanem a archipelagiem Dongsha, ale bez oblatywania Tajwanu od wschodu. Z tego względu lot z 15 czerwca miał bardzo agresywną naturę i mógł być uznany za symulację przygotowań do inwazji.

Czytelny sygnał

Znaczenia archipelagu Dongsha nie należy ignorować. Zarówno tam, jak i na innych okolicznych wysepkach (Yilan, Hualien i Xiaoliuqiu) utworzono silne fortyfikacje, w wielu przypadkach wykuwane w granitowych skałach. Są systematycznie rozbudowywane od lat 50., stanowią pierwszą linię ostrzegania i obrony na wypadek inwazji z kontynentu. Kilka miesięcy temu w artykule analizującym możliwość obrony Tajwanu pisaliśmy, że tajwański analityk Hsieh Pei-hsueh przekonuje, iż ulokowane tam magazyny i umocnienia mogą zapewnić oparcie dla działań amerykańskich pułków piechoty morskiej do działań w strefach przybrzeżnych (Marine Littoral Regiment) i mobilnych wyrzutni pocisków.



Niemniej jednak intensywne działania chińskiego lotnictwa w ostatnich dniach należy odczytywać jako sygnał pod adresem innych rywali Pekinu. Na południowy wschód od Okinawy Japończycy, Amerykanie i Brytyjczycy zorganizowali dwudniowe ćwiczenia, w których wzięły udział aż cztery okręty lotnicze – lotniskowce HMS Queen Elizabeth (R08), USS Ronald Reagan (CVN 76) i USS Carl Vinson (CVN 70) oraz japoński niszczyciel śmigłowcowy Ise (DDH 182).

W sumie w ćwiczeniach wzięło udział siedemnaście okrętów z sześciu państw (pozostałe trzy to Holandia, Kanada i Nowa Zelandia). Dla Queen Elizabeth był to kolejny element rejsu operacyjnego w ramach Carrier Strike Group 21, który ma pozwolić na doszlifowanie metod współpracy z siłami sojuszniczymi, a jednocześnie zaznaczyć brytyjskie zainteresowanie układem geopolitycznym w basenie Indo-Pacyfiku. Jest to pierwszy rejs operacyjny lotniskowca brytyjskiej marynarki wojennej od 2010 roku.

Zobacz też: Start programu europejskiego samolotu morskiego – MAWS

Chińskie ministerstwo obrony