W lutym tego roku Australia ogłosiła zamiar pozyskania od siedmiu do jedenastu lekkich fregat, następców jednostek typu Anzac. Na krótkiej liście preferowanych typów znalazł się, ku pewnemu zaskoczeniu, japoński typ Mogami. Wybór tej oferty byłby wieko­pomnym przełomem dla japoń­skiego przemysłu zbrojeniowego i współpracy między Tokio a Canberrą. Nie dziwi więc, że do mediów zaczęły przeciekać informacje o przygotowaniach do walki o kontrakt.

Wraz z ciągłym wzrostem kosztów fregat typu Hunter i krytyką niedostatecznego uzbrojenia tych okrętów australijskie ministerstwo obrony zmieniło plany modernizacji i rozbudowy floty (raport w formacie PDF można przeczytać tutaj). Uznano, że nawet dziewięć Hunterów to zbyt mało, aby skutecznie przeciwstawić się coraz liczniejszej chińskiej marynarce wojennej. Liczbę planowanych dużych fregat zre­du­ko­wano więc z dziewięciu do sześciu, a ich uzupełnieniem mają być lżejsze okręty „poziomu 2”. W tej grupie znalazły się duże bezzałogowce nawodne i minimum siedem, a najlepiej jedenaście, mniejszych fregat wielo­za­da­niowych.



Na liście preferowanych kandydatów oprócz Mogami znalazły się nie­miec­kie fregaty projektu MEKO A200, połud­nio­wo­ko­re­ań­skie FFX Daegu oraz propo­no­wana przez hiszpańską Navantię koncepcja fregat lekkich Alfa 3000, na których projekcie bazują saudyjskie korwety typu Al‑Dżubajl. Zadania sta­wiane przed okrętami „poziomu 2” to przede wszystkim szeroko rozumiane misje eskortowe, z obroną konwojów i zespołów floty przed okrętami pod­wod­nymi i środkami napadu powietrz­nego. Oprócz tego na liście życzeń Royal Australian Navy znalazły się zwal­czanie celów nawodnych i lądowych.

Fregata HMAS Toowoomba typu Anzac.
(LSIS Richard Cordell, Department of Defence)

Jak donosi dziennik Yomiuri, japoński rząd rozpoczął już przygotowania do przed­sta­wienia Australii konkretnej oferty. Informacje gazety maja pochodzić od licznych niezależnych źródeł z różnych resortów i agencji rządowych. W roz­mo­wach ma też oczy­wiś­cie uczest­ni­czyć Mitsubishi, twórca projektu fregat. Yoshimasa Hayashi, szef kancelarii premiera Fumio Kishidy, nie potwierdził ani nie zdementował tych rewelacji. Na pytania dziennikarzy podczas konferencji prasowej stwierdził jedynie, że decyzja dopiero zapadnie.

Tak w teorii, jak i w opinii samych Japończyków typ Mogami byłby opty­mal­nym wyborem dla Australii. O fregatach tego typu pisaliśmy szerzej tutaj, dlatego teraz ograniczymy się do wypunktowania spraw, które mogłyby być korzystne z australijskiego punktu widzenia.



Mitsubishi zaprojektowało stosunkowo kompaktowy okręt eskortowy, będący próbą odpowiedzi na dwa kluczowe wyzwania stojące przed Morskimi Siłami Samoobrony. Pierwszym jest konieczność odpowiedzi na rozbudowę chińskiej marynarki, drugim – starzenie się popu­lacji, a tym samym kurczenie się japońskich rezerw ludzkich. Potrzebne są więc okręty przewyższające chińskie odpowiedniki, a jednocześnie możliwe do budowy w dużej liczbie i obsadzone przez relatywnie małą załogę. Wprawdzie Australia nie narzeka jeszcze, dzięki imigracji, na starzenie się społeczeństwa, ale chętnych do służby w wojsku brakuje.

Dzięki daleko posuniętej automatyzacji udało się ograniczyć liczebność załogi do 90 osób. Zastosowano wiele zaawan­so­wa­nych i nowa­tor­skich rozwiązań, w tym wykorzystanie rzeczy­wis­tości rozsze­rzo­nej i dookolny ekran pokry­wa­jący wszyst­kie ściany na stanowisku dowo­dze­nia. Stanowisko ma być także zin­te­gro­wane z bojowym centrum informacji i centralą kierowania maszynownią. Kolejną istotną nowością jest przystosowanie okrętów do wyko­rzys­tania na dużą skalę bez­za­ło­gowców nawod­nych i pod­wod­nych. Wprawdzie dla Japończyków priorytetem jest użycie systemów bezzałogowych do działań przeciw­mi­no­wych, jednak sama koncepcja jest elastyczna. To istotne dla Australii, która też stawia na bez­za­łogowce.

Do tego cały czas mocny japoński przemysł stoczniowy oferuje możliwość szybkiej realizacji zamówienia. Australia chce otrzymać okręty względnie szybko, dlatego partia pierwszych trzech fregat ma powstać za granicą. Dopiero następne jednostki będą budowane w Australii. Tutaj zaczynają się schody. Japońskie stocznie nie mają doświad­cze­nia ani w budowie okrętów na zamówienie klientów zagranicznych, ani w transferze technologii.



To dopiero początek problemów. Wybór Mogami oznaczałby konieczność przy­sto­so­wania fregat do systemów elektro­nicz­nych i uzbro­jenia wska­za­nych przez klienta. Wprawdzie amery­kańskie uzbro­je­nie stosowane przez Royal Australian Navy jest znane Japończykom, ale systemy łączności i zarządzania walką to już inna sprawa. Tutaj powstaje największe ryzyko opóźnień i wzrostu kosztów, regularnie trapiących austra­lijskie programy wojskowe. Najśwież­szym przykładem są fregaty typu Hunter i śmigłowce MRH90 Taipan.

Tokio sygnalizuje, że oferta, jeśli się pojawi, będzie specjalnie skrojona pod potrzeby Australii. Pojawia się pytanie, czy projekt ten będzie bazować na oryginalnym typie Mogami, czy jego udoskonalanej wersji, której pierwsze okręty są finansowane z tegorocznego budżetu.

Udoskonalony typ Mogami będzie większy. Wyporność standardowa ma wzrosnąć z 3,9 tysiąca ton do 4,5 tysiąca albo nawet 4,9 tysiąca ton. Kadłub ma zostać wydłużony o mniej więcej 10 metrów. Japoński resort obrony dość ogólnikowo wypowiada się na temat przyszłych fregat. Wzmocnione mają zostać zdolności zwalczania okrętów podwodnych, na uzbrojenie mają trafić nowe pociski przeciw­lot­nicze średniego zasięgu, a także nowe pociski przeciw­okrę­towe dalekiego zasięgu, zapewne z możliwością atakowania celów lądowych.

W samej Australii opinie są podzielone. Wybór japońskich fregat pozwoliłby zacieśnić dwustronną współpracę, a taki cel stawia sobie Canberra. Powstałaby też możliwość dywersyfikacji, a tym samym zmniejszenia zależności w dziedzinie przemysłu zbrojeniowego od USA i Wielkiej Brytanii. Z drugiej strony krytycy, tacy jak Marcus Hellyer z think tanku Strategic Analysis Australia, atakują samą koncepcję okrętów „poziomu 2”. W rozmowie z serwisem Shephard Hellyer wytyka, że liczba zadań stawianych przed lekkimi fregatami doprowadzi do powsta­nia „miniaturowej gwiazdy śmierci”. To zaś powtarzanie niemal wszystkich błędów, które spowodowały problemy trapiące program typu Hunter.



Z kolei w Japonii rząd mógł zwęszyć okazję do przełomu w eksporcie uzbrojenia. Tokio od dobrej dekady stara się promować japońskie uzbrojenie na rynkach zagranicznych, nie zanotowało jednak istotnych sukcesów. W obliczu kolejnych tryumfów połud­nio­wo­ko­re­ań­skiej zbrojeniówki rodzi to zrozumiałą frustrację. Można więc spodziewać się, że oferta dla Australii zostanie solidnie przygotowana, chociaż istotnym czyn­ni­kiem cały czas pozostaje małe doświad­czenie Japończyków w między­naro­dowych przetargach.

Warto przypomnieć, że to już drugie japońskie podejście do dużego austra­lij­skiego przetargu. W postę­po­wa­niu na nowe konwencjonalne okręty podwodne dla Royal Australian Navy uczestniczył typ Sōryū. Ostatecznie wygrali Francuzi z typem Shortfin Barra­cuda. Ale wobec kolejnych opóźnień, wzrostu kosztów i trudnych negocjacji, spowodowanych w dużej mierze wymaganiami strony australijskiej program został anulowany w atmosferze skandalu i zastąpiony przez SSN‑AUKUS.

海上自衛隊