Wczoraj po raz pierwszy w historii para chińskich samolotów H-6K pojawiła się w strefie identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ) przy amerykańskim stanie Alaska. Towarzyszyły im dwa rosyjskie Tu-95MS. Jedne i drugie maszyny to strate­giczne nosi­ciele pocis­ków manew­ru­ją­cych, prze­zna­czone do atako­wa­nia celów spoza zasięgu obrony prze­ciw­lot­ni­czej. Dziś pół­noc­no­ame­ry­kań­skie dowództwo obrony powietrznej – NORAD – opublikowało zdjęcia z przechwycenia tych maszyn. Swoimi materia­łami podzie­liła się też druga strona.

Na wstępie należy podkreślić, że ADIZ nie stanowi suwerennej przestrzeni powietrznej danego państwa (mimo że dla uproszczenia często mówi się o „naruszeniach ADIZ”). Nie obowiązują tam żadne formalne ograniczenia, a państwo ustanawiające taką strefę czyni to jedynie z myślą o uspraw­nie­niu działania własnej obrony powietrznej w obszarze, z którego potencjalnie można oczekiwać działania nieprzyjaciela.

Ale kiedy państwo wyznacza swoją ADIZ, oczekuje, że pojawiające się tam samoloty będą się identyfikowały (stąd nazwa). Gdy tego nie czynią, a zwłaszcza gdy pochodzą z państwa potencjalnie wrogiego, normą jest poderwanie myśliwców do lotu na przechwycenie.

(NORAD)

Jak widać na zdjęciach, NORAD zaangażował w przechwycenie różnorodny zestaw samolotów myśliwskich. Poderwane zostały amerykańskie F-16C i F-35A z bazy Eielson oraz kanadyjskie CF-188 z 401. Taktycznej Eskadry Myśliwskiej „City of Westmount” z bazy Cold Lake (niewykluczone jednak, iż Kanadyj­czycy również startowali z Eielson). Z myśliwców stacjonujących w tym rejonie zabrakło tylko Raptorów z bazy Elmendorf.

Takie operacje, paradoksalnie, dają korzyści obu stronom. „Napastnicy” mogą ćwiczyć różne warianty uderzenia i sondować czujność nieprzyjacielskiej obrony powietrznej, tymczasem „obrońcy” mogą szlifować procedury przechwycenia. Do tego trzeba dodać bardziej ezoteryczne kwestie, jak obserwowanie profili radarowych samolotów drugiej strony czy prowadzenie nasłuchu łączności (nawet jeśli jest szyfrowana, samo zanotowanie częstotliwości też ma wartość).

Trochę więcej o rosyjsko-chińskiej operacji dowiedzieliśmy się z komunikatu rosyjskiego ministerstwa „obrony”. Poinformowano między innymi, że trasa przebiegała nad Morzem Beringa i Morzem Czukockim, a nosiciele pocisków manewrujących otrzymały eskortę myśliwców Su-30SM i Su-35S. Te prawdopodobnie nie były w stanie towarzyszyć swoim podopiecznym przez całą drogę. Niewykluczone zresztą, że z tego samego powodu chińskie H-6K wystartowały do tego lotu nie z własnych baz, ale z właśnie rosyjskich. Z drugiej strony – Chińczycy intensywnie rozwijają własne zdolności w zakresie tankowania w powietrzu, a jako się rzekło, takie operacje to doskonała okazja do ćwiczeń. Także ćwiczeń latających cystern.

Rosyjskie lotnictwo tradycyjnie lubi się chwalić lotami na bardzo dużą odległość. To jedna z nielicznych rzeczy, z którymi tamtejsze siły zbrojne dobrze sobie radziły prak­tycz­nie od zawsze. We wrześniu 2020 roku para Tu-160 spędziła w powietrzu rekordowe dwadzieścia pięć godzin – z bazy w Engelsie nad Morze Barentsa i Ocean Arktyczny wzdłuż Północnej Drogi Morskiej aż nad Ocean Spokojny i z powrotem do bazy. Wówczas przeprowadzono aż trzy tankowania w powietrzu z sześciu Iłów-78.

Rosjanie podkreślili, że w czasie przelotu formacja postępowała zgodnie z normami prawa między­naro­dowego i nie naruszyła przestrzeni powietrznej żadnego kraju, a cała operacja nie była wymierzona w nikogo konkretnego, ale tylko miała posłużyć zacieśnieniu współpracy między Moskwą a Pekinem. Opublikowano też nagranie pokazujące lot pod amerykańską eskortą widziany z kabiny Tu-95MS.

Chińczycy również opublikowali trochę zdjęć. Państwowy serwis informacyjny China Daily przytoczył również słowa rzecznika mini­ster­stwa obrony Zhang Xiaoganga, który powiedział praktycznie to samo co Rosjanie, przypominając również, że był to już ósmy wspólny strategiczny patrol lotniczy od 2019 roku.

Jedna z pierwszych takich operacji – w lipcu 2019 roku – zakończyła się skandalem między­naro­dowym. Doszło wówczas do naruszenia przestrzeni powietrznej Korei Południo­wej przez rosyjski samolot wczesnego ostrzegania i kontroli Bierijew A-50. Według połud­nio­wo­ko­re­ań­skiego Połączonego Szefostwa Sztabów w powietrze poderwano dyżurne F-15K i KF-16, które ostrzegły intruza drogą radiową, a nie uzyskawszy odpowiedzi, oddały serię strzałów ostrzegawczych, łącznie 360 pocisków.

W grudniu 2020 roku para Tu-95MS i cztery H-6K połączyły się w jedną formację na północ od spornych między Japonią i Koreą Południową wysp Dokdo/Takeshima na Morzu Japońskim, a następnie skierowały na południowy zachód, lecąc nad Cieśniną Cuszimską. Po osiągnięciu Morza Wschodniochińskiego samoloty skręciły na południe i przeleciały między Okinawą a wyspą Miyako.

Swoisty przełom – lub też wejście na nowy szczebel – nastąpił w grudniu 2022 roku, już w trakcie pełno­ska­lowej wojny w Ukrainie. Sam patrol nad Morzem Japońskim i Morzem Wschodniochińskim nie był już wówczas niczym wyjątkowym. W ośmiogodzinnym locie uczestniczyły Tu-95MS i H-6K, dołączała do nich przejściowo eskorta złożona z myśliwców Su-30SM i Su-35S oraz chińskich J-16. Pojawiła się także chińska latająca cysterna Y-20U. Ale po raz pierwszy w historii tych operacji widzieliśmy lądowania chińskich samolotów na lotniskach w Rosji i rosyjskich na lotniskach w Chinach.

Więcej o chińsko-rosyjskiej współpracy wojskowej pisaliśmy ostatnio tutaj.

NORAD