Kryzys w Nigrze coraz bardziej przypomina preludium do wojny mogącej objąć działaniami znaczną część Afryki Zachodniej. Kolejne państwa stają po którejś ze stron, a nad wydarzeniami cieniem kładą się interesy Francji, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Obecnie nie powinno się pytać, czy dojdzie do konfrontacji między puczystami a ECOWAS, lecz jak może ona wyglądać.

Nigerska junta po przejęciu władzy zdecydowała się na konfrontacyjny kurs w polityce zagranicznej. Jednym z głównych oponentów nowych władz okazał się Paryż. Wymiana ciosów od początku była ostra. Francja zawiesiła wsparcie finansowe dla miejscowych sił bezpieczeństwa, na co Niamey zareagowało wstrzymaniem dostaw uranu, od którego uzależniony jest francuski sektor energetyczny. Uderzenie w relacje z partnerami może okazać się pyrrusowym zwycięstwem. Środki dostarczane z zagranicy stanowiły kluczowy element budżetu. W planach na 2023 rok aż 40% (około 342 miliardy franków CFA) miało pochodzić ze źródeł zewnętrznych.



Za starciami gospodarczymi poszły również działania w sferze informacyjnej. 3 sierpnia nigerscy wojskowi zablokowali obywatelom możliwość odbierania programów France24 i Radio France Internationale. Część zwolenników puczu wzywała do całkowitego wyrzucenia zachodnich mediów z kraju. Podobne działania wymierzone we francuskich nadawców podjęły wcześniej junty rządzące w Burkina Faso i Mali. Warto przypomnieć, że kraje te od początku wyrażały również gotowość do zbrojnego wsparcia Niamey w przypadku interwencji wojskowej ECOWAS. Gotowość do obrony Nigru zadeklarowała też Gwinea.

W Afryce Zachodniej sformowały się dwa bloki. Pierwszym z nich jest koalicja niedemokratycznych watażków politycznie blisko związanych z Rosją. Przeciwko nim stoją państwa członkowskie Wspólnoty Gospodarczej Krajów Afryki Zachodniej. Na ich czele stoi Nigerią, wspierana przez Benin, Wybrzeże Kości Słoniowej i Senegal. Nie jest tajemnicą, że potencjalna interwencja wojskowa ECOWAS cieszyłaby się poparciem Unii Europejskiej, Francji i USA.

W regionie do tej pory po żadnej ze stron nie opowiedziały się Togo, Ghana, Liberia, Sierra Leone, Gwinea Bissau i Gambia. Można jednak spodziewać się z ich strony deklaracji neutralności lub otwartego poparcia polityki Nigerii, polegającej na promocji demokracji i zwalczaniu zamachów stanu jako metody zmiany władzy w Afryce Zachodniej.

Warto również wspomnieć o stanowisku graniczącej z Nigrem od północy Algierii. Ta otwarcie opowiada się przeciwko potencjalnej interwencji wojskowej, lecz jednocześnie domaga się przywrócenia konstytucyjnego porządku w Niamey. Widoczny podział opinii zapowiada brak zdecydowanych działań ze strony wielkiego nieobecnego: Unii Afrykańskiej. Organizacja kolejny raz udowadnia, że format panafrykańskiej wspólnoty obejmującej zasięgiem cały kontynent nie przystaje do realiów, w których znacznie lepiej zdają się sprawdzać mniejsze organizacje regionalne.

Sytuacja z każdym dniem coraz bardziej przypomina preludium wojen kongijskich, które pochłonęły ponad 5 milionów ofiar i przez swoją skalę nazywane są afrykańskimi wojnami światowymi.



From Russia with love

Puczyści prawdopodobnie nie spodziewali się takiego obrotu spraw. W końcu w przypadku wojskowych zamachów stanu w Mali i Burkina Faso ECOWAS ograniczyła się do sankcji gospodarczych, jednak de facto uznano wojskowych za faktyczne władze tych krajów. Prawdopodobnie dlatego nigerscy generałowie nie zabezpieczyli się na wypadek konieczności konfrontacji militarnej. Należy wspomnieć, że od początku buntownicy deklarowali, że nie zamierzają wypowiadać żadnej z umów międzynarodowych. Oznaczałoby to zgodę na obecność w kraju sił amerykańskich i francuskich, mogących, przynajmniej hipotetycznie, wesprzeć działania ECOWAS.

Stacjonowanie zagranicznych sił w kraju od wielu miesięcy było krytykowane przez wielu działaczy społeczno-politycznych. Uznawane za pozostałości systemu kolonialnego, podnoszone było jako argument za niesuwerennym i nierównym charakterem relacji między Nigrem a Zachodem. Wobec zagrożenia puczyści zdecydowali się jednak skorzystać ze wsparcia zagranicy. Zwrócili się w stronę znanego przyjaciela afrykańskich autokratów – Kremla.

Junta nie poprosiła o bezpośrednią rosyjską interwencję wojskową, lecz zdecydowała się na rozpoczęcie rozmów z Wagnerowcami. Do kontaktu miało dojść w Mali podczas wizyty generała Salifou Mody’ego. W przejętej przez buntowników telewizji państwowej wygłoszono oświadczenie, zgodnie z którym Nigerczycy zrobią wszystko, aby ich kraj „nie stał się drugą Libią”. Sprowadzenie rosyjskich najemników z pewnością nie będzie krokiem w stronę stabilizacji. Mimo iż są lepiej wyszkoleni i wyposażeni niż miejscowe oddziały, Wagnerowcy znani są w Afryce nie z profesjonalizmu czy zdolności bojowych, lecz ze zbrodni przeciwko ludności cywilnej. Doskonałym przykładem tego co przyniosą ze sobą Rosjanie jest sytuacja w Mali.



Po wymianie francuskich żołnierzy na rosyjskich najemników doszło do znacznego pogorszenia poziomu bezpieczeństwa w kraju. Okazało się, że nie wystarczy zająć tych samych baz, aby skutecznie przejąć obowiązki stacjonujących tam oddziałów. Działający w Mali bojownicy nasilili ataki, a sytuacja ludności cywilnej stała się tragiczna. Najlepiej obrazuje to wzrost poziomu zabójstw o 325% w porównaniu z kwartałem, w którym teren zabezpieczali Francuzi. Podobny scenariusz prawdopodobnie zostanie powtórzony w Nigrze, gdzie najemnicy prawdopodobnie będą równie niekompetentni i brutalni.

Gdy Wagnerowcy wkroczyli do Mali, oddziały francuskie wycofały się, a Amerykanie uznali rosyjską grupę za organizację terrorystyczną. Nie podjęto jednak żadnych działań siłowych i oddano kraj w ręce najemników. W przypadku Niamey reakcja może być jednak inna. Jako ostatni bastion militarno-polityczny Zachodu w Sahelu Niger nie może zostać „odpuszczony” i wepchnięty w rosyjską strefę wpływów. Jeśli interwencja militarna będzie konieczna, prawdopodobnie przeprowadzona zostanie przez ECOWAS w myśl założenia, że afrykańskie problemy powinny być rozwiązywane przez Afrykanów.

Jeśli interwencja, to jaka?

Po stronie Nigerii widoczna jest gotowość na siłowe rozwiązanie kryzysu w Nigrze. Prezydent Bola Tinubu, sam będący znanym przeciwnikiem wojskowych zamachów stanu, od początku przyjął zdecydowaną postawę wobec junty, co mocno odróżnia go od znacznie ostrożniejszego poprzednika. Administracja Muhammadu Buhariego nie była gotowa na tak konfrontacyjną politykę wobec przewrotów w Mali i Burkina Faso. Jeśli jednak dojdzie do interwencji ECOWAS, jak może ona wyglądać?
Najbardziej oczywistym i jednocześnie potencjalnie najbardziej destabilizującym scenariuszem jest inwazja. Konflikt zbrojny angażujący większość państw Afryki Zachodniej byłby tragedią na skalę porównywalną ze wspomnianymi wojnami kongijskimi. Miliony uchodźców nie tylko uciekających przez Saharę do Europy, ale również do stabilniejszych państw Afryki doprowadziłoby to do efektu domina i rozlania niestabilności na cały kontynent.



Drugą możliwością jest operacja specjalna. Precyzyjne uderzenie w puczystów byłoby jednak trudne do wykonania, nawet przy założeniu dyskretnego wsparcia ze strony Francji i Stanów Zjednoczonych. Wymagałoby to zdobycia stronników w nigerskim wojsku, aby mogli po potencjalnej dekapitacji junty zapanować nad nastrojami w kraju. Najgorszym możliwym obrotem sytuacji byłoby wyjście na ulice zagranicznych sił mających zabezpieczyć kluczowe punkty w stolicy. Z dużym prawdopodobieństwem można podejrzewać, że rozgrzałoby to i tak silne nastroje antykolonialne, podsycane dodatkowo przez rosyjską propagandę.

Najbezpieczniejszą możliwością jest wsparcie kontrpuczu. Niger jest zróżnicowany politycznie, a w ostatnich wyborach prezydent Bazoum zyskał jedynie 56% głosów. W takich warunkach możliwe jest znalezienie grupy gotowej na przeprowadzenie kolejnego zamachu stanu. Zdaje się, że każda decyzja doprowadzi do kryzysu. Żadna ze stron nie jest gotowa na krok w tył. Konfrontacja zdaje się nieunikniona, otwarte pozostaje pytanie, jaką formę przybierze.

Zobacz też: Szukając drogi środka. Francuskie wojska lądowe w dobie modernizacji

US Navy / Mass Communication Specialist 1st Class Michael Larson