Niemiecka marynarka wojenna kolejny raz zalicza wstydliwy epizod związany z konfliktem w Jemenie. Jak donosi Der Spiegel, dwa niemieckie okręty w drodze powrotnej z Oceanu Indyjskiego ominęły Morze Czerwone i wybrały trasę wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Decyzja miała zostać podjęta przez ministra obrony Borisa Pistoriusa z SPD. Uzasadnieniem ma być… bezpieczeństwo okrętów w obliczu ataków Ruchu Huti oraz nasilającego się konfliktu zbrojnego między Iranem i Izraelem.
Decyzja dotyczy fregaty Baden-Württemberg (F222) typu F125 i zaopatrzeniowca Frankfurt am Main (A1412) typu Berlin. Sprawa jest szczególnie ciekawa ze względu na to, że fregaty typu 125 (którego Baden-Württemberg jest okrętem wiodącym) powstały jako jednostki ekspedycyjne, opracowane z myślą o wykorzystaniu przeciwko zagrożeniom asymetrycznym i w konfliktach o niskiej intensywności. Sama Baden-Württemberg weszła do służby w 2019 roku po czterech latach opóźnień.
Idea okrętów stworzonych z myślą o niewielkich konfliktach zbrojnych była krytykowana od samego początku budowy w 2011 roku. Postawienie na tę koncepcję było efektem dziesięciu lat „wojny z terrorem“ i doświadczeń z problemem piractwa w Somalii. Warto też pamiętać, że były to czasy przed aneksją Krymu przez Rosję, a wojna w Gruzji nie odbiła się tak dużym echem w Europie Zachodniej. Ruch Huti w tym okresie był jedynie grupą rebeliantów z północnych części Jemenu.
Fregaty typu F125 wykorzystują najnowsze osiągnięcia automatyki. Ponad 20 tysięcy różnego rodzaju czujników pozwoliło na znaczne zautomatyzowanie wielu procesów i ograniczenie załogi mniej więcej o połowę w stosunku do podobnych okrętów poprzedniej generacji. Załoga składa się ze 120 oficerów i marynarzy (fregaty F124 mają 243 osoby załogi), a do obsługi czterech okrętów utworzono osiem załóg, z których żadna nie jest przypisana do konkretnej jednostki. Miało to pozwolić na efektywniejsze wykorzystanie posiadanych okrętów i ich dłuższe przebywanie w rejonie operacji. Na pokładzie jest też miejsce dla kolejnych siedemdziesięciu pasażerów, którymi w zamyśle mają być żołnierze oddziałów specjalnych.
Łączny koszt programu wyniósł 3,1 miliarda euro. Okręty o wyporności 7200 ton uzbrojone są jednak tylko w działo Oto Melara 127/64 Lightweight kalibru 127 milimetrów, dwa działka kalibru 27 milimetrów i pięć zdalnie sterowanych stanowisk Hitrole-NT z karabinami maszynowymi kalibru 12,7 milimetra. Uzbrojenie rakietowe ograniczono do ośmiu wyrzutni pocisków przeciwokrętowych Harpoon, docelowo zaś NSM, i dwóch zestawów obrony bezpośredniej RAM Block II.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie. Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują.
Konfliktom nie grozi zamknięcie, jeśli jednak nie dopniemy budżetu tą drogą, będziemy musieli w przyszłym miesiącu na pewien czas przywrócić reklamy Google.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
W 2024 roku pojawiła się więc koncepcja o dozbrojeniu okrętów, przede wszystkim wzmocnienia obrony przeciwlotniczej. Kontradmirał Christoph Müller-Meinhard, kierujący dowództwem wsparcia Marine, zaproponował, aby jednostki dozbroić w morską wersję systemu Iris-T SLM. Zaletą takiego rozwiązania jest wykorzystanie produkowanego i sprawdzonego w walce systemu, do tego stosowanego już w różnych wersjach przez Bundeswehrę. Wszystko to skraca czas wdrożenia i obniża koszty.
Obecnie Baden-Württemberg i Frankfurt am Main są na ostatnim etapie trwającego od maja rejsu dokoła świata. Podczas misji okręty wykonywały zadania na Pacyfiku i Oceanie Indyjskim. Notabene przetestowana w tym okresie koncepcja rotowania załóg zdała egzamin.
German frigate Baden-Württemberg (F222) and replenishment vessel Frankfurt am Main (A1412) are sailing through the Taiwan Strait, in international waters. pic.twitter.com/jF9DRYz7SN
— Hans de Vreij (@hdevreij) September 13, 2024
Co w takim razie możemy wywnioskować z decyzji niemieckiego ministra obrony? Zapewne jest racjonalna i wynika z realnej obawy o załogę. Lekko ponad miesiąc temu oba okręty przeszły Cieśninę Tajwańską, a niemiecka marynarka uczestniczy w operacji EUNAVFOR „Aspides“. Nie wydaje się więc, by decyzja wynikała z pacyfistycznych zapędów niemieckich polityków. Wydłużona trasa niemieckich marynarzy do domu jest przede wszystkim wynikiem błędów popełnionych kilkanaście lat wcześniej. Jednocześnie inne państwa działające w tym obszarze poinformowały, że nie będą w stanie wesprzeć niemieckich sojuszników w trakcie rejsu.
Co by się stało, gdyby niemieccy marynarze popłynęli przez Morze Czerwone? Najprawdopodobniej nic, ataki Ruchu Huti w ostatnim czasie są względnie mało intensywne, a „Badenia” ma pewne środki obrony. Ryzyko jednak istnieje, a potencjalne straty mogłyby być dotkliwe. Trafienie jakiegokolwiek zachodniego okrętu byłoby wielkim sukcesem propagandowym dla Ruchu Huti, a jednocześnie kompromitacją dla właściciela okrętu i całej operacji „Aspides“. Dla takiego celu Ruch Huti mógłby wystrzelić nie tylko tanie i zazwyczaj nieskuteczne drony, ale również bardziej zaawansowane pociski.
Niepokojące są również doniesienia The Wall Street Journal, według których Rosjanie mieli zapewniać wparcie Hutim w namierzaniu statków. Pośrednikiem w tej współpracy miał być Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, najprawdopodobniej Siły Ghods. Szczegóły nie są znane, jednak doniesienia te wpisują się w serię podejrzeń na temat zwiększonego zainteresowania Moskwy sprawami Morza Czerwonego.
Warto też pamiętać, że okręt wraca z manewrów, które również mogły wykazać pewnie problemy ukryte obecnie przed opinią publiczną. Marynarka niemiecka zaliczyła już wpadki na Morzu Czerwonym. Na początku operacji EUNAVFOR „Aspides” fregata Hessen (F221) typu F124 próbowała zestrzelić amerykańskiego MQ-9 Reapera. O ile sam fakt zaatakowania sojuszniczej maszyny można wyjaśnić brakiem włączonego transpondera identyfikacji swój-obcy, o tyle to, że oba wystrzelone pociski nie trafiły celu, jest już istotnym problemem.
Ostatnim czynnikiem, który mógł mieć wpływ na decyzję ministra, jest sytuacja wewnętrzna w Niemczech. Rządząca „Ampelkoalition” czyli koalicja lewicowej SPD, liberalnej FDP i Zielonych, musi mierzyć się z coraz presją ze strony prawicowej AfD, altlewicowego BSW i centrowego CDU/CSU. Potencjalne uszkodzenie niemieckiego okrętu zdecydowanie zostałoby wykorzystane przez opozycję. Decyzja o ominięciu Morza Czerwonego wydaje się więc racjonalna, jednak nie przynosi ona chwały niemieckiej banderze.