Ministrowie obrony Boris Pistorius i Arvydas Anušauskas podpisali „mapę drogową” rozmieszczenia niemieckiej brygady na Litwie. Oprócz opisanych już przez nas braków sprzętowych Bundeswehry na jaw wychodzą jednak problemy finansowe, tym razem po stronie litewskiej. W samych Niemczech minister Pistorius coraz głośniej mówi o konieczności odbudowy i rozbudowy sił zbrojnych, i otwarcie ostrzega przed ryzykiem wojny z Rosją.

Umowa została podpisana w Wilnie 18 grudnia. Będzie to pierwsza zagraniczna obecność Bundeswehry na tak dużą skalę. Pierwsze pododdziały mają pojawić się na Litwie już w przyszłym roku. Brigade Litauen ma osiągnąć wstępną gotowość w roku 2025, a do roku 2027 ma zostać w pełni rozwinięta. W skład jednostki wejdzie pięć batalionów w tym: 122. batalion grenadierów pancernych z bawarskiego Oberviechtach, 203. batalion pancerny z Augustdorfu w Nadrenii-Północnej Westfalii i międzynarodowy batalion tworzony w ramach wysuniętej obecności NATO. Brygada liczyć będzie około 4800 żołnierzy i 200 pracowników cywilnych.



Znana jest też już lokalizacja planowanych garnizonów. Pierwszym z nich będą położone w pobliżu granicy z Białorusią Rudniki, gdzie znajduje się poradzieckie lotnisko wojskowe. Na miejsce drugiego garnizonu wybrano podkowieńskie Rukłe, prawie w samym centrum Litwy.

Właśnie z garnizonami związany jest ostatni problem rozmieszczenia niemieckich jednostek. Tygodnik Spiegel dotarł do korespondencji niemieckiej ambasady w Wilnie. Z treści wynika, że Litwa ma problemy ze sfinansowaniem budowy infrastruktury dla Brigade Litauen.

Żołnierze niemieccy i litewscy podczas ćwiczeń poligonowych opodal miasteczka Rukłe.
(Bundeswehr)

Litwini mieli wyjść z założenia, że będą odpowiadać jedynie za przygotowanie infrastruktury stricte wojskowej: koszar czy magazynów. Tymczasem Berlin wlicza także infrastrukturę cywilną dla rodzin wojskowych i pracowników cywilnych. Oprócz mieszkań w grę wchodzą także przedszkola i szkoły. Strona litewska narzeka także na wymagany przez Niemców „znacząco wyższy” standard koszar. W przypadku infrastruktury cywilnej Wilno gotowe jest zapewnić grunty, ale całość kosztów budowy przeniosłoby na Berlin.

Pojawienie się takich niedomówień rodzi pytanie o to, jak prowadzone były negocjacje. Litwini nie są też zadowoleni z planowanego harmonogramu przybywania niemieckich oddziałów, które chcieliby widzieć jak najszybciej. Prezydent Gitanas Nausėda stwierdził, że chętnie widziałby pełne rozwiniecie brygady do końca roku 2026.



Powrót obowiązkowej służby wojskowej?

Chociaż media często krytykują Borisa Pistoriusa za pozorne niedostrzeganie kadrowych i sprzętowych problemów Bundeswehry, trzeba przyznać, ze jest on najlepszym od lat ministrem obrony, jakiego miały Niemcy. Na czele resortu stanął wreszcie polityk, który nie dość, że interesuje się sprawami bezpieczeństwa, to jeszcze potrafi się porozumieć z wojskowymi.

Niemiecki żołnierz z karabinkiem G36.
(US Army / Staff Sgt. Thomas Duval)

Minister działa tak, a nie inaczej z prostego powodu: jego zdaniem trzeba jak najszybciej odbudować zdolności militarne Niemiec i ogólnie Europy, a czasu nie ma aż tak dużo. W wywiadzie dla tygodnika Welt am Sontag Pistorius stwierdził, że mamy pięć do ośmiu lat, aby przygotować się do konfrontacji z Rosją. Szef niemieckiego resortu obrony uważa, ze groźby Putina pod adresem państw bałtyckich, Gruzji i Mołdawii nie są pobrzękiwaniem szabelką i trzeba brać je bardzo poważnie.

Pistorius jest pierwszym od lat ministrem obrony, który mówi że Bundeswehra musi być zdolna do obrony Niemiec i musi osiągnąć tę zdolność jak najszybciej. Do tego do kwestii ryzyka konfliktu podchodzi bardzo szeroko. Chce nie tylko przygotowania sił zbrojnych, ale też przemysłu. Przemysł zbrojeniowy musi szybko osiągnąć zdolności do produkcji na poziomie rosyjskiego – i dotyczy to nie samych Niemiec, ale całego NATO.



Trzecim istotnym elementem jest przygotowanie społeczeństwa, i to nie tylko na samo ryzyko wojny. Minister Pistorius chce bowiem przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej i to wzorowanej na modelu szwedzkim, czyli obejmującym też kobiety. Tylko tą drogą da się wypełnić braki kadrowe Bundeswehry i stworzyć system rezerw.

Pomysł nie jest zupełnie nowy, powraca regularnie w niemieckiej debacie publicznej od czasu zniesienia powszechnego poboru w roku 2011. Co ciekawe, w sondażu z roku 2018 za przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej i objęciem nią kobiet opowiedziało się 55,6% badanych. Różnice między wschodnimi i zachodnimi landami okazały się niewielkie. Podobne wyniki dało badanie pod względem płci.

Przemiany zachodzące w niemieckiej klasie politycznej i społeczeństwie są bardzo głębokie. Dużym i pozytywnym zaskoczeniem jest postawa polityków Zielonych, którzy w większości od momentu rosyjskiej napaści głośno i konsekwentnie postulują jak największą pomoc wojskową dla Ukrainy. Zupełnym szokiem jest ostatnia wypowiedź byłego ministra spraw zagranicznych, weterana ruchu pokojowego i antyatomowego Joschki Fischera. W rozmowie z tygodnikiem Zeit stwierdził, że Unia Europejska powinna zbudować swój nuklearny potencjał odstraszania.



W przypadku Fischera to zmiana o 180 stopni. Ale też pomysł europejskiego arsenału jądrowego nie jest nowy. W Niemczech dyskusja nad pozyskaniem broni atomowej powraca regularnie od lat 50. Przeniesienie rozmów na poziom europejski ma z jednej strony sprawić, że taki krok będzie łatwiejszy do przełknięcia dla samych Niemców i wielu ich sąsiadów, z drugiej jest logiczną konsekwencją planów zacieśnienia integracji.

Główny problem leży jednak gdzie indziej. W teorii podstawą do stworzenia europejskiego potencjału odstraszania nuklearnego jest francuski arsenał jądrowy. Paryż jednak, co nie powinno dziwić, nie zamierza dzielić się atomowym guzikiem.

Zobacz też: LGM-35A Sentinel opóźniony co najmniej o rok

US Army / Spc. Danielle Carver