Stan niemieckich zapasów amunicji artyleryjskiej od dawna był przedmiotem spekulacji. Ostatnie doniesienia potwierdzają najgorsze obawy, jednak już wkrótce ma nastąpić podpisanie nowych umów ramowych, które mogą doprowadzić do skokowego zwiększenia produkcji amunicji w Niemczech. Właśnie odpowiednie, długoterminowe kontrakty są dla przemysłu zbrojeniowego warunkiem zwiększenia zdolności produkcyjnych.

Tuż przed napaścią Rosji na Ukrainę jednym z podnoszonych w Niemczech argumentów przeciw zwiększaniu pomocy wojskowej dla Kijowa były świecące pustkami magazyny Bundeswehry. Nikt jednak nie wiedział, jak duże naprawdę są braki. Ministerstwo obrony jeszcze pod kierownictwem Christine Lambrecht odmawiało informacji nawet członkom komisji obrony Bundestagu. Spodziewano się, że braki są bardzo duże. Więcej światła na sprawę rzucił Spiegel. Według jego informacji zapasy amunicji artyleryjskiej kalibru 155 milimetrów wynoszą zaledwie 20 tysięcy sztuk.



To prawdziwa katastrofa, bowiem według wymogów NATO państwa członkowskie powinny posiadać zapasy wystarczające na trzydzieści dni intensywnych walk. W przypadku Bundeswehry liczba dostępnych pocisków kalibru 155 milimetrów powinna wynosić zatem około 230 tysięcy. Zdaniem źródeł Spiegla stan ten ma zostać osiągnięty do roku 2031. Nie wiadomo, czy te wyliczenia dotyczą zapasów dla obecnie posiadanej artylerii, czy też uwzględniają już jej planowaną rozbudowę, obejmującą miedzy innymi wdrożenie samobieżnych kołowych systemów kalibru 155 milimetrów. Już pod koniec ubiegłego roku szacowano, że uzupełnienie niemieckich zapasów wszelkiej amunicji będzie kosztować 20–30 miliardów euro.

PzH 2000.
(US Army / Markus Rauchenberger)

Według gazety jeszcze przed rozpoczęciem letniej przerwy w pracach Bundestagu, czyli na dobrą sprawę w ciągu tygodnia, do parlamentarnej komisji budżetowej ma wpłynąć łącznie dziewięć kontraktów na zakup amunicji artyleryjskiej i czołgowej w trybie przyspieszonym. Za projektem stoi oczywiście minister obrony Boris Pistorius, który sprawuje funkcję dopiero od stycznia, a już dał się poznać jako wyjątkowo aktywny polityk, na dodatek mający konkretną wizję odbudowy Bundeswehry.

Szczegóły kontraktów nie są oczywiście jeszcze znane. Według Spiegla część z nich będzie jedynie rozszerzeniem już obowiązujących umów ramowych, w planach mają jednak być także zupełnie nowe porozumienia. Część produkowanej amunicji trafi w ramach pomocy wojskowej do Ukrainy. Według rządowych materiałów cytowanych przez dziennik Welt niemiecki przemysł zbrojeniowy dostarczył Ukrainie już 23,5 tysiąca pocisków kalibru 155 milimetrów, a kolejne transze mają objąć 26 350 pocisków. Liczby te nie obejmują amunicji precyzyjnej Vulcano.



Resort obrony uzasadnia żądanie trybu przyspieszonego „zmienioną sytuacją bezpieczeństwa”. W takich warunkach konieczny jest „przyspieszony wzrost zapasów własnych Bundeswehry”. Nie jest to jednak koniec interesujących informacji. Według źródeł Spiegla planowane umowy po raz pierwszy mają zawierać „klauzulę dostaw na wypadek kryzysu lub wojny”. Ma to być sposób na zabezpieczeń dostaw amunicji dla niemieckich sił zbrojnych w sytuacji, gdy zagrożone może zostać terytorium Niemiec albo kraj będzie musiał wywiązać się ze zobowiązań sojuszniczych. Klauzula zobowiązuje w takich sytuacjach przemysł zbrojeniowy do maksymalnego zwiększenia produkcji. Jak zwraca uwagę serwis NTV, w praktyce oznacza to na przykład wprowadzenie pracy na trzy zmiany.

Boris Pistorius.
(Olaf Kosinsky (kosinsky.eu), CC BY-SA 3.0-de)

Stanowisko przemysłu zbrojeniowego

Przemysł zbrojeniowy, nie tylko niemiecki, upomina się o rozszerzone umowy ramowe od momentu wybuchu wojny. W przypadku amunicji branża zbrojeniowa domagała się dwóch rzeczy: przedstawienia przez ministerstwo obrony konkretnego zapotrzebowania (co pod kierownictwem Lambrecht nie zostało zrobione od 24 lutego 2022 roku mimo licznych zapytań) i długoterminowych umów ramowych właśnie. Te ostatnie są postrzegane jako istotne zabezpieczenie dla inwestycji w zwiększenie mocy produkcyjnych.

Poprzedniczka Pistoriusa odrzucała zarzuty, jednak wersję przedsiębiorców częściowo potwierdziło ministerstwo finansów. Jego rzecznik otwarcie stwierdził, że konkretne rozmowy na temat finansowania zakupów amunicji mogą rozpocząć się dopiero po tym, jak resort obrony przedstawi konkretne potrzeby. Najwyraźniej przeszkody te zostały już pokonane.

Wiadomo, że największymi beneficjentami zwiększonych zakupów amunicji będą dwie firmy: Rheinmetall i Diehl Defence. Kolejnej porcji interesujących informacji dostarcza wywiad, którego prezes tego pierwszego przedsiębiorstwa, Armin Papperger, udzielił agencji RND. Jego zdaniem Rheinmetall już teraz ma największe na świecie zdolności produkcyjne w zakresie amunicji czołgowej, aczkolwiek nie podał żadnych liczb. Natomiast w przypadku amunicji artyleryjskiej kalibru 155 milimetrów wynoszą one około 450 tysięcy pocisków rocznie.



Firma z Düsseldorfu prowadzi obecnie rozmowy w sprawie przejęcia hiszpańskiego producenta amunicji Expal. Krok ten pozwoli zwiększyć łączne zdolności produkcyjne do 600 tysięcy pocisków rocznie. Jak jednak podkreśla Papperger, ukraińskie zużycie amunicji kalibru 155 milimetrów szacowane jest na milion sztuk w ciągu roku. Konieczne jest więc ogólnoeuropejskie zwiększenie produkcji. Rheinmetall już przystąpił do szkolenia nowych pracowników, rozkonserwowania starych maszyn i budowy nowych łańcuchów dostaw. Aby jednak takie inwestycje były opłacalne, zdaniem Pappergera potrzebna jest umowa ramowa na 800 tysięcy pocisków kalibru 155 milimetrów z rocznymi dostawami na poziomie co najmniej 100 tysięcy pocisków.

Rheinmetall na fali

Wojna sprawiła, że Rheinmetall – podobnie jak inne koncerny zbrojeniowe – znalazł się na fali wznoszącej. Między końcem grudnia 2021 roku a początkiem czerwca roku bieżącego wartość akcji firmy wzrosła z niecałych 100 euro do 240 euro. Perspektywy są optymistyczne, chociażby ze względu na spodziewane w tym roku kontrakty na nowy sprzęt dla Bundeswehry realizowane w ramach liczącego 100 miliardów euro specjalnego funduszu. Według Pappergera w roku 2025 zysk operacyjny koncernu może 1,5 miliarda albo nawet 1,7 miliarda euro.

Oczywiście prezes Rheinmetalla, udzielając wywiadu, nie mógł sobie odpuścić promocji czołgu KF51 Panther i krytyki MGCS. Nie jest już tajemnicą, że Papperger nie znosi się nawzajem z Frankiem Haunem, byłym prezesem KMW. Tymczasem Haun został szefem KNDS, czyli joint venture KMW i francuskiego Nextera powołanego w celu opracowania niemiecko-francuskiego czołgu następnej generacji. W rozmowie z RND szef koncernu z Düsseldorfu kolejny raz podkreślił, że nowoczesne czołgi są potrzebne teraz, a nie w 2040 roku, wyraził także wątpliwości, czy projekt MGCS w ogóle zostanie zrealizowany.

Panther ma być gotowy do rozpoczęcia produkcji seryjnej w ciągu 15–20 miesięcy, przez ten czas mają zostać wyeliminowane choroby wieku dziecięcego. Papperger skrzętnie pomija fakt, że MGCS ma być dużo bardziej nowatorski i zaawansowany niż KF51, chociaż jeśli niemiecko-francuskie prace dalej będą przebiegać tak, jak przebiegają, a Rheinmetall położy duży nacisk na rozwój broni pancernej, nie należy wykluczać przedstawienia przezeń do roku 2040 kolejnego typu czołgu. Jednocześnie szef koncernu reklamuje Panthera jako ofertę da państw nieuczestniczących w pracach nad MGCS.

Papperger zwrócił uwagę na jeden czynnik, który jest podnoszony od samego początku prac na niemiecko-francuskim czołgiem. Chodzi o różnice w działaniu przedsiębiorstw prywatnych, takich jak Rheinmetall i KMW, a państwowych, takich jak KNDS. Według Pappergera firmy prywatne muszą działać szybko, być innowacyjne i patrzeć w przyszłość, natomiast politycy „muszą zadać sobie pytanie, czy chcą szybkości, innowacji i rozsądnych cen, czy też państwowej gospodarki planowanej”.

Zobacz też: Norwegia spodziewa się utrzymania rosyjskiej aktywności w Arktyce

Dirk Vorderstraße, Creative Commons Attribution 2.0 Generic