Los niemieckich śmigłowców bojowych Tiger został przypieczętowany. W opublikowanym niedawno przeglądzie realizowanych programów zbrojeniowych ministerstwo obrony ogłosiło przyspieszenie wycofania maszyn tego typu. Kwestia ich następcy pozostaje nadal otwarta, albowiem resort potwierdził, że śmigłowce H145 będą „rozwiązaniem pomostowym”.
Mimo wszelkich głosów krytycznych opierających się na doświadczeniach z wojny rosyjsko-ukraińskiej śmigłowce bojowe nadal postrzegane są jako istotny element wsparcia pododdziałów naziemnych. Nie inaczej jest w Niemczech, chociaż pozornie niewiele na to wskazuje. Raport ministerstwa obrony podkreśla znaczenie maszyn tej klasy, to samo sugerują domniemane przepychanki w ich sprawie wewnątrz resortu.
Temat jako pierwsza poruszyła w marcu ubiegłego roku niemiecka edycja magazynu Business Insider. Proces wycofywania Tigerów miał rozpocząć się w roku 2027. W roku 2029 śmigłowce miały zostać definitywnie wycofane z użytku operacyjnego, ale ostatnie miały zostać spisane ze stanu dopiero w roku 2032. Już w maju dziennik Süddeutsche Zeitung informował jednak, iż plany uległy zmianie, a proces zostanie wydłużony i przesunięty na lata 2031–2038.
Teraz klamka zapadła: wycofywanie Tigerów z lotnictwa wojsk lądowych (Heer) może ruszyć jeszcze w tym roku. Do 2028 roku liczba śmigłowców tego typu ma zostać zredukowana z obecnych 51 do 33. Proces ma zakończyć się w roku 2032, ale do tego czasu w linii mają pozostać co najmniej 24 maszyny.
Żeby jeszcze bardziej zagmatwać sprawę, część z nich ma zostać poddana modernizacji. Nie chodzi oczywiście o Tigera Mk III. Niemcy zrezygnowały z tej możliwości. Zdaniem Berlina proponowane w ramach modernizacji rozwiązania miały słabą relację koszt/ryzyko/efekt i zwyczajnie się nie kalkulowały. Przewidziane do zachowania do końca w służbie maszyny mają zostać zmodernizowane do standardu ASGARD (Afghanistan Stabilization German Army Rapid Deployment), opracowanego na potrzeby misji w Afganistanie. W jej ramach zainstalowano między innymi dodatkowe wyposażenie obronne i nowe środki łączności.
Pierwsze cztery Tigery ASGARD dostarczono w roku 2014, jednak modernizacji poddano tylko trzynaście maszyn. Takie rozwiązanie jest sporym zdziwieniem – niemieckie władze są zwykle oszczędne, żeby nie powiedzie: skąpe, a tu nagle okazują gotowość wyłożenia pieniędzy na modernizację co najmniej jedenastu śmigłowców, które w służbie nie będą nawet osiem lat.
Co interesujące, według resortu obrony redukcja liczby Tigerów ma przełożyć się na ich większą dostępność. Sprawa sprowadza się do pieniędzy, liczba śmigłowców będzie bowiem maleć szybciej niż środków na ich utrzymanie. Do tego standaryzacja floty ma ułatwić pracę obsługi technicznej. Krótko mówiąc: obsłudze naziemnej i serwisowi producenta ma być łatwiej utrzymać dostępne maszyny w sprawności.
Co jednak zamiast Tigerów? Podobnie jak japońskie Siły Samoobrony, Bundeswehra nigdy do końca nie przekonała się do śmigłowców bojowych, co nie znaczy że nie uznawano ich za przydatne. Niemcy za ważniejsze niż mocną konstrukcję i opancerzenie uznawali szybkość i zwinność. Pierwszym niemieckim śmigłowcem przeznaczonym do zwalczania czołgów był PAH-1, czyli lekki MBB Bo 105 uzbrojony w pociski przeciwpancerne HOT.
Nie było więc zdziwienia, gdy pojawiły się informacje, że następcą Tigerów będzie Leichter Kampfhubschrauber (LKH, lekki śmigłowiec bojowy), czyli H145M przystosowany do zwalczania czołgów. Z myślą o rozszerzeniu możliwości bojowych śmigłowców lekkich i średnich, takich jak H125M, H145M i H225M, Airbus opracował moduł uzbrojenia HForce. Do tej pory zintegrowano z nim jednak przede wszystkim karabiny maszynowe, działka małokalibrowe, pociski niekierowane i kierowane, takie jak Thales FZ275 LGR kalibru 70 milimetrów. Dopiero w lipcu 2021 roku Airbus zapowiedział integrację pocisków przeciwpancernych Spike ER2, a w 2022 roku przeprowadzono testy takiego zestawu na poligonie w Rumunii. Na marginesie dodajmy, że Bundeswehra używa pocisków Spike LR pod oznaczeniem MELLS.
Słowo zaczęło stawać się ciałem 14 grudnia ubiegłego roku. Dzień wcześniej komisja budżetowa Bundestagu zatwierdziła program LKH, dzięki czemu Federalny Urząd do spraw Wyposażenia, Technik Informatycznych i Wsparcia Eksploatacji Bundeswehry (BAAINBw) i Airbus mogły podpisać wartą 2,6 miliarda euro umowę na zakup 62 H145M z opcją na dwadzieścia następnych. Dostawy mają zostać zrealizowane w latach 2024–2028.
.@AirbusHeli announces the largest ever sale of the #H145M – 82 (inc 20 options) helicopters for the German Bundeswehr that includes #HForce weapons system. Two days after I file my @JanesINTEL feature (ARRGHH!!)… pic.twitter.com/maNuIhaizr
— Gareth Jennings (@GarethJennings3) December 14, 2023
Z tej grupy 24 maszyny mają zostać dostarczone w wersji przeciwczołgowej, nazwijmy ją umownie PAH-3 (oznaczenie PAH-2 przez jakiś czas nosił Tiger), pięć – w wersji wsparcia operacji sił specjalnych, a pozostałe 33 – w wersji szkolno-treningowej. Pięćdziesiąt siedem śmigłowców trafi do wojsk lądowych, pięć – do Luftwaffe. Heer posiada już 24 H145M, szesnaście w wersji wsparcia operacji sił specjalnych i osiem ratowniczych.
LKH ma być tylko „rozwiązaniem pomostowym”, nadal jednak nie wiadomo, co (i kiedy) ma czekać na drugim brzegu. Regularnie pojawiają się głosy za kupnem AH-64E Guardian. Inne możliwe rozwiązanie to przeczekać do następnej dekady, gdy dostępne będą maszyny następnej generacji, jak na przykład Bell 360 Invictus.
To ostatnie podejście byłoby logicznym rezultatem wyciągania wniosków z wojny rosyjsko-ukraińskiej. Dla wielu komentatorów przebieg konfliktu dowodzi końca śmigłowca bojowego, wojskowi dochodzą jednak do odwrotnych wniosków. Ciekawego przykładu dostarcza Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza, która przyjęła wiele radzieckich jeszcze koncepcji.
Według Chińczyków przyczyną wielu strat po stronie rosyjskiej są słabe wyszkolenie załóg, niedostateczna dbałość o stan techniczny maszyn, przestarzałe uzbrojenie z lat 70. i 80. i wreszcie niewłaściwa taktyka. Radziecka doktryna z końca zimnej wojny zakładała wykorzystanie śmigłowców bojowych w grupach co najmniej po trzy, a nie parami czy nawet pojedynczo. Zadania w strefie walki, zwłaszcza w trakcie działań ofensywnych, miały być realizowane przez większe zespoły, które wprawdzie łatwiej wykryć, ale same również mogą sprawniej wykrywać zagrożenia i na nie reagować.
Podobne podejście widać u Amerykanów i Francuzów. Braki ujawnione przez pełnoskalowy konflikt, który zawsze powoduje duże straty, mają zostać zniwelowane przez zastosowanie nowego uzbrojenia dalekiego zasięgu, działającego w trybie „odpal i zapomnij”, a także łączenie śmigłowców w zespoły z bezzałogowcami. W takim układzie drony pełnią funkcję lojalnych skrzydłowych i, działając jako straż przednia, lokalizują i namierzają stanowiska przenośnych zestawów przeciwlotniczych. Nie jest to oczywiście zadanie łatwe, ale znacząco zwiększa szanse wiropłatów na przetrwanie. Inna opcja to wykorzystanie bezzałogowców do wskazywania celów, co umożliwi rażenie przeciwnika spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej.
Zobacz też: Izrael: Zaprezentowano Merkawę siman 4 Barak