Cztery lata temu wydawało się, że program amerykańskiego samolotu bojowego następnej generacji – Next Generation Air Dominance – niebawem przyniesie wymierne skutki w postaci statku powietrznego wprowadzonego do służby. Dziś jego przyszłość stoi pod znakiem zapy­ta­nia. Wprawdzie US Air Force nie zrezygnowało z przedsięwzięcia, ale musi ściągnąć cugle rozbry­ka­nemu koszto­ry­sowi, a o to nigdy nie jest łatwo w przypadku tak zaawan­so­wa­nych technicznie programów.

Jak powiedział sekre­tarz sił powietrz­nych Frank Kendall w wywiadzie udzielonym serwisowi Defense News, rodzina systemów zawarta pod szyldem NGAD wciąż jest rozwijana, ale trwają analizy mające wykazać, czy obecny kierunek rozwoju jest właściwy. Główne wątpliwości poza kosztami dotyczą sposobu integracji lojalnych skrzydłowych. W US Air Force do dronów tych przylgnęło urocze określenie collabo­ra­tive combat aircraft (CCA) – współ­pra­cu­jące samoloty bojowe.

Jednym ze sposobów na cięcie kosz­tów miałaby być wymiana jed­nos­tki napędowej na prostszą i tańszą. Byłoby to zaskakujące, ponie­waż jedną z niewielu rzeczy, którą wiemy o NGAD na pewno, jest właśnie kwestia planowanego silnika. Ma to być rewolucyjna „adaptująca się jed­nos­tka napędowa” NGAP (Next Generation Adaptive Propulsion), zdolna do zmiany konfi­gu­ra­cji na bieżąco w zależności od parametrów lotu. General Electric i Pratt & Whitney opracowały własne sposoby realizacji tej koncepcji w praktyce.

Zrzut GBU-39 Small Diameter Bomb z F-22A. Możliwości Raptora w zadaniach powietrze–ziemia są symboliczne, ale nie zerowe.
(Lockheed Martin / Kevin Robertson)

Nawet bez dostępu do oficjalnych liczb można się domyślić, iż był to drakońsko drogi program. Już wcześ­niej przeko­nał się o tym pro­gram Joint Strike Fighter. Silnik dla późniejszego F-35 także miał być adaptu­jący się. Ale zapo­rowe koszty z jednej strony oraz trudności z dostosowa­niem takiego silnika do piono­wego startu i lądowania z drugiej sprawiły, że pomysł odłożono na półkę.

NGAP miałby zapewnić myśliwcowi większy zasięg dzięki optymalizacji zużycia paliwa. Sam silnik z tego samego względu również zużywałby się mniej. Mniej zaawansowana jednostka napędowa byłaby jednak tańsza, prostsza w obsłudze (rzecz nie do pogardzenia na wojnie) i mniejsza, a więc lżejsza, co pozwoliłoby uprościć konstrukcję płatowca, a może nawet zmniej­szyć jego rozmiary. O tym, jak wielka może to być zaleta, pisaliśmy niedawno w naszej monografii Skyhawka.

Program NGAD jest realizowany w ścisłej tajemnicy, a wszystkie konkretne informacje na jego temat pochodziły z oficjalnych źródeł. Tak na przykład było we wrześniu 2020 roku, kiedy doktor Will Roper, odpo­wie­dzial­ny wówczas za zakup wypo­sa­że­nia dla US Air Force, potwier­dził wiadomość o potajemnym oblocie demonstratora technologii NGAD.

NGAD ma być pierwszym samolotem bojo­wym szós­tej gene­racji i ma zrewo­lu­cjo­ni­zować powietrz­ne pole walki. Na jego tle nawet F-22A Raptor ma pozostać daleko w tyle, zwłaszcza że jest on „tylko” myśliwcem przewagi powietrz­nej, podczas gdy NGAD będzie samolotem wielo­zada­nio­wym. Razem z lojalnymi skrzydło­wymi oraz urządze­niami wspomaga­ją­cymi (uzbro­je­niem, czujnikami, systemami łączności) będzie stanowił system systemów który całościowo przewyż­szy zdolności lotnictwa bojowego potencjal­nego nie­przy­ja­ciela. Nie chodzi tyle o prze­wyż­sze­nie jakoś­ciowe – do tego ma wystarczyć sama maszyna załogowa stano­wiąca rdzeń systemu systemów – ile o prze­ciw­sta­wie­nie jakości spo­dzie­wa­nej przewa­dze liczebnej przeciwnika takiego jak Chiny.

Schemat europejskiego programu FCAS/SCAF obejmującego myś­liwce nowej generacji NGF współ­pra­cu­jące z bez­za­ło­gow­cami, satelitami i starszymi samo­lo­tami.
(Airbus)

Niestety, jak to zwykle bywa w przy­padku tak nowator­skich przed­się­wzięć, NGAD zaliczył kilka opóźnień. W październiku 2022 roku okazało się, że wbrew słowom samego Kendalla program nie wkroczył jeszcze w fazę engineering and manu­factu­ring deve­lop­ment (rozwój inży­nie­ryjny i produk­cyjny). Tymczasem od kilku lat Pentagon podtrzymuje wyjątkowo ambitny harmonogram, który zakłada osiągnięcie wstępnej gotowości operacyjnej do 2030 roku. W ubiegłym roku ustępujący wiceszef sztabu US Air Force, generał broni Richard Moore, oświadczył, że bez myśliwca szóstej generacji USAF nie będzie mógł stworzyć sił zdolnych wygrać wojnę.

Przeciętnie w US Air Force od roz­po­czę­cia fazy EMD – określanego jako Kamień Milowy „B” – do ogłoszenia wstępnej gotowości operacyjnej mija właśnie około siedmiu lat. Oznacza to, że gdyby NGAD faktycznie dotarł do tego etapu jesienią 2022 roku, goto­wość opera­cyjna w roku 2030 byłaby osiągalnym celem. Ale osta­tecz­nie Kendall musiał przyznać, że… się przejęzyczył.

USAF rozpisał przetarg w sprawie przyznania kontraktu EMD dopiero w maju 2023 roku. Northrop Grumman – który ma pełne ręce roboty z bom­bow­cem B-21 Raider – oświad­czył, że odpuszcza. Do walki stanęły więc tylko Lockheed Martin i Boeing (chyba że zgłosił się też jakiś autsajder, którego szanse w praktyce i tak są zerowe). Przyznanie kontraktu miało nastąpić w tym roku. Kendall nie chciał jednak ujawnić, czy nastąpiła w tej kwestii jakaś zmiana.

Szkopuł w tym, że nawet bajecznie bogaty Departament Obrony nie ma budżetu z gumy. Po wprowadzeniu w czerwcu ubiegłego roku nowej Ustawy o odpo­wie­dzial­ności budżetowej (Fiscal Responsibi­lity Act) weszły w życie limity nałożone na wydatki sił zbrojnych w roku podatkowym 2025 (który rozpocznie się 29 września bieżącego roku kalendarzowego).

Już w maju 2022 roku Kendall zeznał przed Komisją Sił Zbrojnych Izby Repre­zen­tan­tów, że w US Air Force przewi­duje się koszt pojedyn­czej maszyny załogowej (lub opcjonalnie załogowej) rodziny NGAD na pozio­mie kilku­set milio­nów dola­rów. Nawet przy naj­bar­dziej opty­mis­tycz­nej inter­pre­ta­cji tych słów oznacza to, że każdy NGAD będzie ponad­dwu­krot­nie droższy od F-35A Light­ninga II. W nowym wywiadzie dla Defense News sekretarz przyznał, że bardziej realis­tyczne byłoby pomnożenie tej ceny nie przez dwa, ale przez trzy.

W parze z ceną ma iść niespotykana skuteczność na polu walki. Aby jednak móc w pełni wyko­rzys­tać możliwości tej platformy, w powietrzu będą musiały jej lojalni skrzydłowi. Cena tych ostatnich, nawet szacun­kowa, nie jest znana, ale sam Kendall wspominał kilka lat temu, że jeden lojalny skrzydłowy będzie kosztował około połowy tego, co sparowany z nim NGAD. Brzmi to zachęcająco, dopóki nie weźmie się pod uwagę, że w praktyce oznaczałoby to cenę drona na poziomie co najmniej ceny F-35A.

F-15C i F-15D z 65. Eskadry Agre­so­rów w towarzystwie F-22A, 2008 rok.
(US Air Force / Master Sgt. Scott Reed)

Wspomniany wyżej Will Roper miał na to swoją radę. Opowiadał się za pozyskiwaniem myśliw­ców nowego typu co mniej więcej osiem lat i wycofywaniem ich ze służby po szesnastu latach, zanim płatowce wylatają 3500 godzin, zanim będą potrzebować remontów i głębokich modernizacji. Każdy nowy typ zama­wiano by w licz­bie od pięć­dzie­się­ciu do osiem­dzie­się­ciu egzem­pla­rzy, tak aby całe przed­się­wzię­cie wciąż było opłacalne dla producentów.

Zamiast dopracowywać poszczególne rozwiązania techniczne, amerykański przemysł lotniczy miałby na bieżąco wypuszczać kolejne, coraz lepsze konstrukcje, reprezen­tu­jące naj­wyż­szy możliwy w danym momencie poziom tech­niczny. W miarę opraco­wy­wa­nia nowych rozwiązań byłyby one wprowadzane do kolejnych konstrukcji lub do nowych wersji maszyn już produ­ko­wa­nych. Była to fascynująca koncepcja, zwiastowałaby rewolucję w sposobie działania amerykańskich sił powietrznych, ale wszystko wskazuje, iż pomysł Ropera trafił do kosza.

Z najnowszych wypowiedzi Kendalla wynika, iż Pentagon nie za bardzo ma pomysł, co dalej począć. Z jednej strony sekretarz wspomina, że chciałby obniżyć cenę NGAD do poziomu mniej więcej ceny F-35. Zależy mu też na czasie. Ale poza wymianą silnika na prostszy nie bardzo wiadomo, gdzie dałoby się znaleźć oszczędności. Jedyną drogą pozostaje skala pro­duk­cji i obniżenie w ten sposób ceny jednostkowej. No i oczywiście użycie na większą skalę CCA.

Pewnym światełkiem w tunelu mogą tu być sukcesy programu drona XQ-58 Valkyrie. Obecnie istnieje już pięć wariantów tego obiecującego UCAV-a, a jego producent, Kratos Defense & Security Solutions, zapowiada udział w programie CCA. Wiadomo, że Valkyrie ma być nosi­cie­lem nie tylko uzbrojenia powietrze–ziemia, ale także powietrze–powietrze. Oprócz tego Kratos i General Atomics rozwi­jają drony w ramach programu Off Board Sensing Station System, który ma doprowadzić do stworzenia nosi­ciela czujników zwiększającego świadomość sytuacyjną pilota.

XQ-58A był testowany w roli prze­kaź­nika danych między F-22 i F-35.
(USAF)

Kedndall podkreśla, że koncepcja CCA jest wtórna wobec NGAD. Pierwotnie lojalni skrzydłowi mieli działać wedle bliżej nieokreślonej innej filozofii, która następnie zmieniła się pod wpły­wem tego, co były w stanie zaprezentować podmioty przemys­łowe. Program Low Cost Attri­table Air­craft Techno­logy (LCAAT), w którego ramach opracowano XQ-58A, dowiódł, że można powstrzymać coraz szybszy wzrost kosztów samolotów bezzałogowych mogących odgrywać faktyczną rolę na szczeblu taktycznym. Użyte w nazwie LCAAT słowo attritable (od: attrition) oznacza produkt, którego użytkownik godzi się w pewnym stopniu na jego utratę na przykład ze względu na niską cenę.

USAF chce wydać 2,7 miliarda dola­rów na prace badawczo-roz­wo­jowe w roku podatkowym 2025 w ramach programu NGAD i 557 milio­nów w programie CCA. Kwoty te mają stopniowo wzrastać, tak aby osiągnąć odpowiednio 8,8 miliarda i 3,1 miliarda w roku 2029. Jednym ze sposobów na uwolnienie funduszy miałoby być wycofanie ze służby trzydziestu dwóch F-22A Block 20. Ale Govern­ment Accounta­bi­lity Office – amerykański odpo­wied­nik Najwyż­szej Izby Kontroli – ostrzega, że wywoła to problemy w obszarach szkolenia, testowania i operacyjnym.

Łukasz Golowanow, konflikty.pl