Śmierć dziesięciu indyjskich żołnierzy w lawinie na lodowcu Siachen wywołały wzrost zainteresowania terenem określanym jako „najwyższe pole bitwy świata”. Co roku Indie i Pakistan ponoszą wysokie koszty działań w górach Karakorum, tak ludzkie, jak i finansowe.

Uratowany z ostatniej lawiny Hanamanthappa Koppad zmarł po kilku dniach w szpitalu wojskowym w Delhi. Spór o Kaszmir ciągnie się wprawdzie od roku 1947, jednak obie strony rozmieściły wojska na lodowcu Siachen dopiero w 1984. W tym samym roku Indie, wyprzedzając pakistański atak, przejęły kontrole nad lodowcem. Do regularnych walk w regionie dochodziło aż do zawieszenia broni, które weszło w życie w listopadzie 2003. Nie oznaczało to spadku liczby ofiar operacji prowadzonych na wysokości ponad pięciu tysięcy metrów.

W ciągu trzydziestu dwóch lat indyjska armia straciła na Siachen 883 żołnierzy. Tylko jedna piąta z nich zginęła w walkach. Straty Pakistanu, chociaż nieujawnione, muszą być porównywalne. W roku 2012 lawina, która zeszła na bazę Gyari, zabiła 129 żołnierzy i 11 cywilów.

Nowe Dehli oraz Islamabad są równie wstrzemięźliwe w ujawnianiu kosztów utrzymywania wojsk w Karakorum. Z racji kontrolowania lodowca większe koszty ponoszą Indie, według najnowszych szacunków może to być nawet milion dolarów dziennie. Do tego dochodzą jeszcze konieczność przystosowania posiadanego sprzętu do ekstremalnych, wysokogórskich warunków. Podobno w 1989 roku oba państwa były o krok od polubownego rozstrzygnięcia sprawy lodowca, jednak negocjacje utknęły do dziś w martwym punkcie.

(atimes.com, fot. Guilhem Vellut na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic via Wikimedia Commons)