Utrata Gomy jest ogromnym ciosem dla Demokratycznej Republiki Konga. Spektakularny sukces rebeliantów M23 dobitnie obnażył słabość sił zbrojnych DRK. Na nic zdała się również obecność rumuńskich najemników, którzy zostali szybko spacyfikowani przez Rwandyjczyków, którzy wspierają bojowników, i uciekli z Afryki. Społeczność międzynarodowa niemal jednogłośnie potępiła działania Kigali, które postrzegane jest jako architekt sukcesu M23.

Obecnie w Gomie znajduje się około 2 milionów cywilów potrzebujących natychmiastowego wsparcia. Ludność pozostaje odcięta od dostaw wody pitnej i elektryczności. Pracę wstrzymały przepompownie i stacje uzdatniania. Znaczna część infrastruktury jest zniszczona. Podczas walk zniszczono więzienie, co doprowadziło do ucieczki około 3 tysięcy osadzonych, którzy obecnie plądrują miasto.

Nieprecyzyjny ogień moździerzowy i artyleryjski nie ominął szpitali. Potencjalne zagrożenie stanowią również przechowywane w mieście próbki wirusa ebola. DRK od lat mierzy się z wybuchami epidemii, dlatego lokalne placówki niejako z przymusu wyspecjalizowały się w badaniach nad tymi śmiertelnymi chorobami. Patogeny mogą się jednak wydostać, co stworzyłoby zagrożenie katastrofa humanitarną na niewyobrażalną skalę.

Zagrożenie okazuje się szczególnie poważne, jeśli weźmie się pod uwagę, że walki toczą się bez jakiegokolwiek poszanowania prawa międzynarodowego czy profesjonalnych reguł prowadzenia działań wojennych. M23 nie zamierzają poprzestać na Gomie. Korzystając ze sprzyjającej sytuacji część bojowników ruszyła na południe, w kierunku Bukavu.

Wiadomo, że w walkach zginęło co najmniej sto osób, a ponad tysiąc odniosło poważne obrażenia. Ale wiele ciał nadal zalega na ulicach. Dane pozostają nieprecyzyjne, ponieważ sytuacja w mieście jest daleka od stabilnej. Naoczni świadkowie donoszą o trwającej wymianie ognia. Na ulicach jednak widać wyłącznie rebeliantów i rwandyjskich żołnierzy. Prawdo­po­dob­nie ścierają się z grupami szabrowników. Nigdzie nie widać kongijskich żołnierzy ani policjantów. Około 1200 członków FARDC (sił zbrojnych) poddało się bez walki, zostawiając miasto na pastwę rebeliantów. Od początku ofensywy M23 pojawiało się jedno pytanie: gdzie podziali się biali najemnicy?

Psy wojny uciekają z podkulonym ogonem

Rząd DRK od lat zdawał sobie sprawę, że wojsko prezentuje bardzo niski poziom gotowości bojowej. Dlatego zdecydował się na zatrudnienie europejskich najemników, co jest niejako tradycją sięgającą czasów zairskich. Od czasów Piątego Komanda w połowie lat 60. Afryka Środkowa przyciąga odważnych ludzi gotowych zaryzykować życie dla przygody i zysku. Najważniejszym problemem, z jakim wiąże się wykorzystywanie prywatnych sił wojskowych, jest kwestia odpowiedzialności.

Najemnicy wielokrotnie wysyłani byli do realizacji zadań sprzecznych z prawem. Obok zbrodni przeciwko ludności cywilnej czy zabijania jeńców, z czym szczególnie kojarzeni są pracownicy Grupy Wagnera, zajmują się między innymi szpiegostwem. W 2019 roku w DRK wybuchła afera po ujawnieniu szczegółów operacji „Koltan” – przeprowadzonej przez izraelskich cyberszpiegów z Black Cube akcji masowego podsłuchiwania przeciwników politycznych ówczesnego prezydenta.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w lutym.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

3%

Od kilku lat centrum operacyjnym wschodnio­euro­pej­skich najemników był Hotel Mbiza w Gomie. Obiekt w całości został wynajęty przez Europejczyków, a dostępu do niego chroniła kongijska gwardia prezydencka.

Powszechnie wiadomo o wynajęciu dwóch grup Europejczyków przez rząd w Kinszasie. Pierwszą część stanowi personel techniczny obsługujący kongijskie lotnictwo. Zajmują się tym pracownicy bułgarskiej firmy Agemira. Cieszą się oni uznaniem władz DRK, które z nieukrywanym podziwem oświadczyły, że w pięćdziesiąt siedem dni technikom udało się naprawić wszystkie poradzieckie śmigłowe znajdujące się na wyposażeniu wojsk lotniczych. Pracownicy Agemiry odpowiedzialni są również za obsługę samolotów i byli obecni na defiladzie w Kinszasie w maju 2022 roku. Firma utrzymuje w DRK około czterdziestu osób, wśród których znajdują się obywatele Bułgarii, Białorusi i Gruzji; z tej ostatniej pochodzi większość pilotów latających kongijskimi maszynami.

Drugą grupę wschodnioeuropejskich prywatnych żołnierzy działających w DRK stanowi oddział dowodzony przez Horațiu Potrę, jednego z najbardziej znanych rumuńskich najemników. Posługujący się pseudonimem „Porucznik Henry” były członek francuskiej Legii Cudzoziemskiej w przeszłości pracował między innymi jako szef ochrony emira Kataru, a obecnie jest aktywny w Afryce Środkowej.

Obie grupy uważano za profesjonalistów mogących znacząco wzmocnić potencjał, jakim dysponowali Kongijczycy. W obliczu ofensywy okazali się jednak bezużyteczni. Niemal od razu oddali się w ręce stacjonujących w mieście sił ONZ i poprosili o umożliwienie im wyjazdu z kraju. Rwanda potwierdziła, że 280 najemników, którzy stawili się na przejściu granicznym, zostało odwiezionych do Kigali.

Świat szuka mediatora

Międzynarodowa opinia publiczna nie pozostaje bierna w przypadku wojny w DRK. Kenia, Republika Konga, Angola i RPA próbują doprowadzić Kigali i Kinszasę do rozmów pokojowych, jednak na razie nie widać wymiernych rezultatów.

Jednym z ostatnich państw próbujących argumentów dyplomatycznych była Turcja. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan podczas oficjalnej wizyty w Kigali zaoferował pełne wsparcie dla rokowań i rozwiązania konfliktu między DRK a Rwandą. Podkreślał przy tym, że 13% wszystkich bezpośrednich inwestycji zagra­niczn­ych w kraju pochodzi z Turcji, dając jasno do zrozumienia, że z jego głosem należy się liczyć. Stwierdził jednocześnie gotowość do zacieśniania współpracy gospodarczej na jeszcze większą skalę, szczególnie przy utrzymaniu tak bliskich relacji.

Skoro nie udało się dzięki gospodarce, to może więcej szczęścia będzie miało dawne mocarstwo kolonialne? Zgodnie z oczekiwaniami do państw zaangażowanych dyplomatycznie w konflikt włączyła się również Francja. Paryż aktywnie działa na rzecz wypracowania zawieszenia broni. Minister spraw zagranicznych Jean-Noël Barrot wezwał do natychmiastowego wstrzymania walk, jednak bez realnej groźby interwencji trudno oczekiwać od M23 gotowości do pójścia na ustępstwa.

Francuzi nawołują również do objęcia Rwandy sankcjami międzynarodowymi. Celem miałoby być przede wszystkim uderzenie w handel złotem. Również Stany Zjednoczone jednoznacznie opowiedziały się za nienaruszalnością kongijskich granic. Mimo tak silnego poparcia dla DRK nie udało się podjąć żadnych wiążących działań mających na celu rozwiązanie kryzysu. Wywołało to zamieszki w Kinszasie, podczas których przed ambasadami kilku krajów zapłonęły stosy opon.

© MONUSCO / Clara Padovan