Francuski koncern paliwowy Total ogłosił zawieszenie prac nad budową zakładu przetwarzania gazu ziemnego w prowincji Cabo Delgado w północnym Mozambiku. Decyzja związana jest z rosnącym zagrożeniem ze strony działających w regionie grup terrorystycznych. Warta 20 miliardów dolarów inwestycja miała być w stanie dostarczyć do 2024 roku około 13 milionów ton gazu rocznie.

Eskalacja przemocy w północnym Mozambiku i widoczny brak koncepcji walki z bojownikami ze strony rządu doprowadziły do sytuacji, w której firma w obawie o zdrowie i życie pracowników musiała wstrzymać prace. Jest to poważny cios nie tylko dla Totala, ale również dla Mozambiku, który starał się budować opinię kraju bezpiecznego i przyjaznego zagranicznym inwestycjom.

Już w styczniu koncern ewakuował część pracowników z obozu w Afundze po ataku bojowników. Zagrożenie objęło wówczas również miasto Quitunda, budowane dla osób wysiedlonych w związku z inwestycją. Było to ogromnym zaskoczeniem, ponieważ znajduje się ono w bezpośrednim sąsiedztwie powstającego zakładu. Większość obserwatorów spodziewała się, że w obawie przed ucieczką inwestorów Mozambik podejmie skuteczne próby ustabilizowania sytuacji w regionie. Niestety zadanie to przerosło miejscowe siły bezpieczeństwa.



W wyniku konfliktu w Cabo Delgado zginęły już setki cywilów, a tysiące musiało porzucić domy i uciekać w głąb kraju. W wydanym oświadczeniu przedstawiciele francuskiej firmy poinformowali, że tymczasowe wstrzymanie prac jest najlepszą decyzją dla dobra projektu. Mimo stale pogarszającej się sytuacji nikt się nie spodziewał, że Total postanowi skorzystać z zapisu w umowie pozwalającego na tymczasowe wstrzymanie prac w związku z przyczynami niezależnymi od inwestora, jak katastrofy naturalne lub działania zbrojne. Decyzja może pociągnąć za sobą dalsze konsekwencje. Jeśli prace nie zostaną szybko wznowione, pozostali inwestorzy mogą zrywać kontrakty podpisane z Mozambickim Instytutem Naftowym.

Władze w Maputo wiązały ogromne nadzieje z powstającym zakładem przetwarzania gazu. Miał on być poważnym wzmocnieniem mozambickiej gospodarki, która od wielu lat pozostaje w bardzie trudnym położeniu. Inwestycja zaczęła nabierać tempa w 2019 roku, gdy Total wykupił udziały Anadarko Petroleum Corp. Wówczas zakończono już prace nad niewielkim lotniskiem i budynkami mającymi być kwaterami dla pracowników.

Ale nie tylko budowa nabierała rozpędu. W Cabo Delgado coraz częściej dochodziło do ataków na odizolowane wsie, a z czasem sytuacja przerodziła się w wojnę domową między Maputo a bojownikami Asz-Szabab (grupa nie jest powiązana z somalijską organizacją o takiej samej nazwie). Mozambik próbował wykorzystać zagraniczne prywatne firmy wojskowe. Kontrakt zdobyli rosyjscy najemnicy z grupy Wagnera, jednak ich działania zakończyły się spektakularną klęską i przejęciem zlecenia przez przedsiębiorstwo z RPA.



Decyzja francuskiego koncernu wywołała polityczne trzęsienie ziemi w Mozambiku. Ossufo Momade, szef opozycyjnej partii RENAMO, stwierdził, że rząd powinien poprosić społeczność międzynarodową o interwencję zbrojną. Przedstawiciele rządu są sceptyczni wobec takiego rozwiązania i utrzymują, że miejscowe oddziały poradzą sobie z bojownikami. Sekretarz generalny rządzącej FRELIMO Roque Silva stwierdził, że wsparcie zagraniczne powinno ograniczyć się do logistyki i misji szkoleniowych.

Warto wspomnieć, że Momade w swojej argumentacji sięgnął po niespodziewany argument – historię zagranicznych interwencji w Mozambiku. W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku zagraniczna koalicja zorganizowana przez Tanzanię i Zimbabwe pomogła rządowi pokonać… bojowników RENAMO, którzy zostali zepchnięci do głębokiej defensywy.

Pogarszająca się sytuacja w Cabo Delgado wykorzystywana jest do walki wewnętrznej. Roque Silva podczas wizyty w Palmie przekazał dwadzieścia ton żywności dla uchodźców wewnętrznych. Przy okazji rozdawania pomocy zorganizowano wiec polityczny transmitowany przez mozambicką telewizję. W przemówieniu Silva odniósł się do historycznych analogii, wyciągając z nich zupełnie inne wnioski. Według niego zagraniczna interwencja okazała się porażką, ponieważ nie udało się jej złamać zbrojnego ramienia RENAMO, lecz jedynie ograniczyć skalę jego działań.

Wspólnota Rozwoju Afryki Południowej (SADC) miała dziś ogłosić gotowość wysłania 2916 żołnierzy, aby wesprzeć oddziały mozambickie w Cabo Delgado. Szczyt jednak odwołano, ponieważ nie pojawili się prezydent RPA Cyril Ramaphosa i prezydent Botswany Mokgweetsi Masisi. Pierwszy odpowiada przed komisją Zondo, badającą zarzuty korupcyjne wysuwane wobec jego poprzednika, drugi natomiast przebywa na kwarantannie związanej z koronawirusem. Nieobecni wraz z zimbabwejskim prezydentem Emmersonem Mnangagwą tworzą organ odpowiadający w SADC za sprawy związane z bezpieczeństwem. Nie wiadomo, jak na propozycję wysłania żołnierzy zareaguje prezydent Filipe Nyusi. Oczekiwano, że ustosunkuje się do niej właśnie podczas odwołanego spotkania.

Zobacz też: Wagnerowcy staną przed sądem za zbrodnię wojenną

(bloomberg.com, allafrica.com, dailymaverick.co.za)

Laurent Vincenti, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported