Mimo połączonych wysiłków sił zbrojnych Mozambiku, najemników i państw Afryki Południowej nadal nie udało się opanować konfliktu w Cabo Delgado. Ostatnia ofensywa bojowników powiązanych z Da’isz pokazała, że terroryści w swoich szeregach mają dzieci-żołnierzy. Wiadomo, że nieletni pełnili funkcje pomocnicze, jednak ich udział w walce nie został jeszcze potwierdzony.

Przeprowadzony 10 maja atak na Macomię był jednym z ostatnich uderzeń bojowników działających w północnym Mozambiku. Działacze Human Rights Watch rozmawiali z naocznymi świadkami zdarzenia. Wśród nich było sześciu mieszkańców miasta i dwóch pracowników organizacji niosącej pomoc humanitarną. Według relacji atak rozpoczął się około 4.00 czasu miejscowego. Terroryści wkroczyli do miasta, podzieleni na trzy duże oddziały. Doniesienia mówią o kilkuset napastnikach.



Jedna grupa skierowała się na miejscowe targowisko, druga wdała się w wymianę ognia z mozambickimi żołnierzami wspieranymi przez siły RPA, trzecia natomiast zablokowała drogi dojazdowe do miasta. Oddział międzynarodowej koalicji Wspólnoty Rozwoju Afryki Południowej (SADC), działający w ramach operacji SAMIM (SADC Mission in Mozambique), próbował przełamać blokadę. W starciu uszkodzone zostały dwa samochody opancerzone Casspir. W tej części starcia żaden żołnierz nie odniósł obrażeń.

Bojownikom udało się utrzymać kontrolę nad miastem przez dobę. W tym czasie zrabowali znaczną ilość żywności i piętnaście samochodów. Wśród nich znalazły się pojazdy wykorzystywane przez Lekarzy bez Granic i Międzynarodową Akcję Przeciwko Głodowi. Wydaje się, że głównym motywem ataku była właśnie grabież. Wiadomo jednak, iż w wyniku napaści w mieście zginęło dziesięć osób, w tym przynajmniej trzech żołnierzy. Po incydencie Lekarze bez Granic zawiesili działalność w Macomii.

Dzieci-bojownicy w Mozambiku

Wśród napastników dostrzeżono dużą grupę chłopców. Ich wiek oszacowano na 13–15 lat. Podczas działań nosili oni amunicję i karabiny. Nie zauważono jednak, aby brali bezpośredni udział w ostrzale. Jeden ze świadków rozpoznał wśród nich swojego 13-letniego siostrzeńca.



Również Abu Rachide, cytowany przez HRW, potwierdził że wśród nieletnich zasilających szeregi terrorystów był jego 13-letni siostrzeniec. Chłopiec miał z dumą przechadzać się po targowisku obwieszony pasami z amunicją. Zawołany przez wuja, pomachał mu i kontynuował swoją misję. Młody bojownik został porwany przez terrorystów 10 styczna 2024 roku podczas podobnego ataku na Mucojo.

Doniesienia o nieletnich potwierdził również inny naoczny świadek. Jamal Jorge oświadczył, że widział około dwudziestu młodych bojowników. Przewodzić im mieli nieco starsi bojownicy, mający około 17–20 lat, jednak większość grupy stanowiły dzieci poniżej piętnastego roku życia. Między sobą mieli rozmawiać w suahili i muani – dwóch popularnych językach używanych na wybrzeżu Cabo Delgado.

Mozambickie grupy terrorystyczne od dawna podejrzewane były o wykorzystywanie dzieci-żołnierzy. Bojownicy podczas ataków porywali chłopców i nie żądali okupu, co sugerowało, że dzieci mają być poddane intensywnemu praniu mózgu i włączane w szeregi terrorystów.

Mozambicka beczka prochu

Gdy w 2017 roku po raz pierwszy doszło do ataku Asz-Szabab (nazwa oznaczająca po arabsku młodzież; nie udowodniono żadnych powiązań z somalijską organizacją o tej samej nazwie), władze Mozambiku nie wiedziały, jak zareagować. Kraj doskonale pamiętał epokę walk z prawicowymi bojownikami RENAMO, jednak tym razem sytuacja była zgoła inna. Terroryści zaskoczyli mozambickie służby brutalnością – egzekucje całych wsi, palenie domów i obcinanie głów schwytanym cywilom to tylko kilka najczęściej stosowanych taktyk.



Z początku władze w Maputo próbowały zwalczać Asz-Szabab, wykorzystując najemników. Kontrakt zdobyła Grupa Wagnera, przede wszystkim dzięki zaskakująco niskim kosztom. Rosjanie zaoferowali warunki, z jakimi nikt nie mógł konkurować. Realizacja okazała się jednak adekwatna do ceny. Po spektakularnej porażce operację przejęli pracownicy firmy wojskowej z RPA. Mimo początkowych sukcesów okazało się, że trwałe zabezpieczenie regionu będzie znacznie trudniejsze, niż początkowo zakładano.

Ostatecznie Maputo zdecydowało się skorzystać z oferty Rwandy i Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej. Międzynarodowa interwencja umożliwiła przeprowadzenie znacznie skuteczniejszej ofensywy i wyparcie terrorystów z większości zajmowanych terenów. Mimo początkowych sukcesów okazało się, że trwałe zabezpieczenie regionu będzie znacznie trudniejsze, niż początkowo zakładano. SADC, a w głównej mierze RPA, zdecydowała się na przedłużenie misji.

Szacowany koszt operacji szacowany jest na 984 milionów randów (około 212 milionów złotych). Decyzja o wysłaniu południowo­afrykańskich żołnie­rzy do Mozambiku spotkała się z krytycznymi opiniami. Wielu obser­wa­to­rów uważa, że kontyngent jest nieprzygotowany do stawianych przed nim zadań.

United States Marine Corps / Cpl. Scott Schmidt