Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami minister sił zbrojnych Francji Sébastien Lecornu i minister obrony Niemiec Boris Pistorius spotkali się w podparyskiej bazie sił powietrznych w Évreux. Atmosfera była kordialna, ministrowie demonstrowali jedność. Obie strony wyjaśniły sobie pewne kwestie, a program MGCS, chociaż ociężale, nabiera rozpędu. Nowe czołgi będą dostępne później, niż pierwotnie zakładano, ale deklarowany obecnie termin jest bardziej realistyczny. Tymczasem, jeśli wierzyć doniesieniom mediów, reklamowany jako konkurencja dla MGCS czołg Panther KF51 Rheinmetalla znalazł chętnego do sfinansowania dalszych prac.

Początkowo niemiecko-francuski czołg miał być dostępny już około 2035 roku. Ciągłe nieporozumienia między partnerami i wywołane w ten sposób opóźnienia sprawiły, że planowany termin stawał się coraz mniej realny. Pistorius naciskał, aby trzymać się pierwotnych planów, ale to nie wystarczyło. W Évreux Lecornu oświadczył, że rozpoczęcia produkcji MGCS-a należy spodziewać się między rokiem 2040 a 2045.



W roku 2018, gdy ruszał projekt czołgu następnej generacji, Paryż i Berlin deklarowały wspólna wizję niezwykle ambitnego systemu, korzystającego z najbardziej zaawansowanych rozwiązań technicznych, mającego zapewnić przewagę taktyczną i operacyjną w każdych warunkach i w każdym terenie. MGCS miał być w pełni zintegrowany z francuskim programem SCORPION i systemami niemieckich wojsk lądowych.

Ale pogodzenie Armée de terre i Heer cały czas jest trudne. Niemcy chcą czołgu optymalizowanego z myślą o europejskim teatrze działań, czyli wozu charakteryzującego się dużą przeżywalnością na polu walki. Nie bez znaczenia są też potencjalni klienci eksportowi, co w przypadku niemieckiej broni pancernej oznacza przede wszystkim państwa europejskie o podobnych do Niemiec wymaganiach. Z kolei Francja musi brać pod uwagę działania ekspedycyjne, co promuje lżejsze czołgi. Również tradycyjni klienci francuskiej zbrojeniówki preferują wozy lżejsze.

Paryż i Berlin usiłują przeskoczyć tę przeszkodę. Do grudnia mają zostać zdefiniowane poszczególne sektory. Na tej podstawie konkretne projekty rozwojowe mają zostać podzielone między Niemcy i Francję. Podział ma być równy, aczkolwiek to Niemcy będą państwem wiodącym. W ten sposób MGCS stanie się lustrzanym odbiciem FCAS/SCAF. Chodzi tutaj o powtórzenie struktury projektu, co niekoniecznie dobrze wróży czołgowi przyszłości, ale w grę wchodzi także samo podejście do programu. Jak FCAS ma być systemem systemów dla sił powietrznych, tak MGCS odegra identyczną rolę w wojskach lądowych.



Oprócz czołgu podstawowego w oparciu o tę samą platformę powstać mają wóz dowodzenia/kierowania lądowymi bezzałogowcami, nosiciel dronów i wóz wsparcia. Do tego dochodzą systemy bezzałogowe i dowodzenia, rozpoznawcze i wskazywania celów na szeroką skalę wykorzystujące sztuczną inteligencję.

Dziennikarzy chyba najbardziej interesował jednak konkurent MGCS, czyli potencjalny europejski czołg następnej generacji. Na początku września dziennik Handelsblatt poinformował, powołując się na nieujawnione źródła w przemyśle i polityce, o zawiązaniu nowego europejskiego konsorcjum czołgowego. Główną rolę odgrywają tu, co nie jest zaskoczeniem, Krauss-Maffei Wegmann (KMW) i Rheinmetall. Partnerami są Saab, Leonardo i niewymieniona z nazwy hiszpańska firma, według francuskich mediów – Indra. Celem jest opracowanie nowego czołgu, następcy Leoparda 2. Do wozu przylgnęła już nazwa FMBT – Future Main Battle Tank.

W Évreux obaj szefowie resortów obrony odrzucili wszelkie sugestie na temat końca niemiecko-francuskiego czołgu. Pistorius stwierdził, że nie wie, gdzie leży problem, i określił FMBT jako studium, a nie konkretny projekt, konkurencyjny wobec MGCS. Z kolei Lecornu podkreślił, że we francuskich wydatkach na obronę na najbliższe lata zaplanowano już 500 milionów euro na rozwój, podczas gdy na finansowanie FMBT z Europejskiego Funduszu Obrony ma pójść tylko 30 milionów euro.

Zarówno my w redakcji, jak i nasi Czytelnicy zastanawiali się, czy informacje o nowym czołgu to forma nacisku Berlina na Paryż, czy może kolejna intryga szefa Rheinmetalla Armina Pappergera. W Évreux pojawiła się sugestia, że może chodzić o to pierwsze. Minister Pistorius stwierdził, że program będzie otwarty dla innych europejskich partnerów, którzy początkowo będą mieli status obserwatorów. W gronie potencjalnych uczestników wymienił Wielką Brytanię, która już ma status obserwatora, a także Holandię, poważnie zastanawiającą się nad odbudową sił pancernych.



Po problemach spowodowanych wejściem do MGCS Rheinmetalla Francja blokowała wszelkie próby poszerzenia grona uczestników. W tej grupie były między innymi Włochy i Belgia. Oprócz Wielkiej Brytanii status obserwatora udało się uzyskać Szwecji, co niewiele za sobą niesie. Niespodziewanie na początku sierpnia Paryż zaczął zabiegać o włączenie Włoch. Rozszerzenie grona uczestników osłabiłoby pozycję Francji, zwłaszcza że Brytyjczycy, Włosi, a zwłaszcza Szwedzi i Holendrzy będą wobec nowego czołgu mieć wymagania bardziej zbieżne z Niemcami.

Pantera dla Węgier?

Tymczasem Panther KF51 Rheinmetalla, reklamowany jako następca Leoparda 2 i konkurent MGCS-a, zdaje się nabierać rozpędu. Znowu jako pierwszy do informacji dotarł Handelsblatt. Według dziennika Węgry mają zainwestować 300 milionów euro w dalszy rozwój czołgu, tam też uruchomiona ma zostać jego produkcja.

Kolejnych informacji dostarczyła stacja NDR, powołując się na wywiad z Pappergerem, będący częścią filmu dokumentalnego Inside Rheinmetall: Zwischen Krieg und Frieden (Wewnątrz Rheinmetalla: Między wojną a pokojem), który ma zostać wyemitowany przez pierwszy kanał niemieckiej telewizji publicznej ARD 24 października. Szef koncernu ma tam mówić o uruchomieniu produkcji Panthery w ciągu piętnastu miesięcy i wyrazić nadzieję, ze Węgry kupią pierwszą serię.

Taki rozwój wypadków wydaje się logiczny. Rheinmetall powoli wyrasta na „dostawcę domu i dworu” Honvédu. Węgry stały się pierwszym użytkownikiem bojowego wozu piechoty Lynx KF41. Podpisany w 2020 roku kontrakt opiewa na dostawę 218 wozów w różnych wersjach. Pojazdy pierwszej transzy, które już są dostarczane, są produkowane w Niemczech, jednak reszta powstanie w nowych zakładach budowanych przez Rheinmetalla w Zalaegerszeg. Niewątpliwie kontrakt z Budapesztem, który, pamiętajmy, zamówił już Leopardy 2A7HU, byłby dużym sukcesem marketingowym i mógłby przełożyć się na następne zamówienia.



Od chwili premiery na ubiegłorocznym Eurosatory Papperger agresywnie promuje Panther KF51 i regularnie kwestionuje w mediach możliwość ukończenia prac nad MGCS. Panther jest prezentowany jako zaawansowane rozwiązanie dostępne niemalże „tu i teraz”, a nie za dwadzieścia lat, nieważne, że mniej ambitne i nieaspirujące do roli systemu systemów.

Kolejną zaletą czołgu ma być cena wynosząca około 15 milionów euro za sztukę, czyli około 25% mniej niż Leoparda 2A7. Wydaje się to naciągane, chyba że pojawią się duże zamówienia, a czołgi będą masowo produkowane na Węgrzech, gdzie koszty pracy są niższe. Wśród potencjalnych użytkowników wymieniana jest też Ukraina, której Papperger zasugerował możliwość zbudowania fabryki tych czołgów.

Zobacz też: Jaki-130 w Iranie. Czy to preludium dostaw Su-35SE?

Rheinmetall