Meksykańska wojna rządu centralnego z kartelami narkotykowymi trwa od ponad piętnastu lat. W tym czasie grupy przestępcze łączyły się w sojusze, dzieliły na coraz mniejsze organizacje, walczyły o władzę, przeprowadzały setki zamachów i operacji realizowanych z niemal wojskową precyzją. Rząd nie ma skutecznej strategii mogącej doprowadzić do złamania potęgi półświatka, a cywile często zostawieni są sami sobie. Wielu Meksykanów przestało mieć nadzieję na wyrwanie z kręgu przemocy. We wsi Ayahualtempa do walki z gangsterami stanęła uzbrojona milicja składająca się z dzieci. Ubrani w zielone bluzy chłopacy zorganizowani są w luźne bojówki mające strzec miasteczka przed atakami gangsterów.

Wojna domowa

Aresztowanie przez meksykańską policję Miguela Ángela Félixa Gallardo, pseudonim El Padrino (ojciec chrzestny), miało być wielkim sukcesem organów ścigania. Schwytany 8 kwietnia 1989 roku szef półświatka był nie tylko szanowanym w swoim środowisku i wpływowym przestępcą. Był również jedynym czynnikiem, który spajał luźny sojusz karteli. Gdy go zabrakło, wybuchła regularna wojna o wpływy. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych załamała się hegemonia grup kolumbijskich, a kontrolę nad przemytem narkotyków do Stanów Zjednoczonych przejęli Meksykanie.

Układ sił ewoluował, jedne kartele upadały, inne – korzystając z chwili niestabilności – budowały potęgę. Wśród najbardziej znanych należy wspomnieć o niesławnych Los Zetas, założonych przez byłych meksykańskich komandosów, czy przypominającą bardziej sektę niż gang La Familia Michoacana. Z upływem lat przestępcy stawali się coraz brutalniejsi, a nagrania z egzekucji porwanych członków wrogich gangów obiegały świat za pośrednictwem internetu.



Bandyci dysponowali sprzętem wojskowym i byli coraz lepiej wyszkoleni. Podczas kolejnych starć z meksykańskim wojskiem udowadniali, że walka z kartelami bardziej przypomina wojnę domową niż normalne działania policyjne. W centrum walk znajdowali się cywile, zmuszeni do życia w ciągłym strachu. Większość nie widzi wyjścia z sytuacji, niektórzy jednak – jak znany w całym kraju Alejo Garza Tamez, który wsławił się odparciem za cenę własnego życia ataku bandy Los Zetas – zbrojnie odpowiadają na groźby ze strony karteli.

Meksykańskie dzieci żołnierze

We wsi Ayahualtempa w stanie Guerrero na południu kraju za broń chwyciła milicja składająca się z dzieci. Chłopcy w wieku od sześciu do trzynastu lat zostali zorganizowani w paramilitarną grupę uzbrojoną w przestarzałą broń myśliwską, którą mają odeprzeć ewentualne ataki ze strony karteli. Przez większość dnia ćwiczą strzelanie i musztrę pod okiem ojców, opiekunów lub dowódców. Zdjęcia z ich przemarszów przez wieś wstrząsnęły opinią publiczną i stały się jednym z symboli miejsca całkowicie zapomnianego przez władze federalne.

Większość mieszkańców Ayahualtempy już dawno przestało liczyć na pomoc z zewnątrz. Od lat funkcjonuje tu milicja obywatelska (we właściwym znaczeniu tego słowa, a nie tym, które znamy z PRL-u), co jakiś czas odpierająca ataki bandytów należących do kartelu Los Ardillos. Do tej pory obowiązek ten spoczywał na mężczyznach, jednak na przełomie 2019 i 2020 roku grupy samoobrony poniosły bardzo dotkliwe straty. W osadzie mieszka około 600 osób, więc na miejsce poległych pod broń zaczęto powoływać nieletnich.

Wartość bojowa dzieci jest bardzo niska. Słabo wyszkoleni chłopacy dysponujący starą bronią nie mogą mierzyć się z Los Ardillos, zaliczającymi się do spadkobierców potężnego kartelu Beltrán-Leyva. Skoro więc nie mogą stawić czoła gangsterom, to jaka jest ich rola? Według części obserwatorów nieletni wykorzystywani są do wywarcia nacisku na rząd w celu uzyskania lepszego wsparcia w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa lokalnej ludności.



Medialna broń

W przeciwieństwie do wielu grup, w których służą dzieci żołnierze, meksykańskie siły samoobrony nie ukrywają nieletnich bojowników. Dziennikarze i fotoreporterzy mają swobodny dostęp do całej wsi, a chłopcy chętnie pozują do zdjęć z bronią. Fotografie spotkały się z ostrym potępieniem ze strony przedstawicieli UNICEF-u i prezydenta Andrésa Manuela Lópeza Obradora. Mimo głośnego potępienia ze strony władz federalnych nie zrobiono nic w sprawie rozwiązania problemu.

Gubernator stanu Guerrero wysłał dodatkowe patrole policji w rejon wsi, jednak mieszkańcy nie ufają funkcjonariuszom, ponieważ obawiają się, że część z nich może współpracować z kartelem. Oparcie się na posterunkach obsadzonych przez nieletnich żołnierzy przyciąga jednak uwagę, a sami członkowie milicji zdają się szczerze wierzyć, że są w stanie powstrzymać ataki Los Ardillos.

Członkowie grupy porzucili naukę w szkole, aby wziąć udział w szkoleniu mającym przygotować ich do nadchodzących starć. Prowadzenie zaciągu wśród dzieci w Meksyku wzbudziło ogromne zdumienie. Tego rodzaju działania nie są powszechne w Ameryce Środkowej, dlatego wykorzystanie nieletnich przez oddziały samoobrony porównywane jest do działań komunistycznej partyzantki FARC z Kolumbii.

Zbrodnia w świetle fleszy

Według prawa międzynarodowego prowadzenie zaciągu wśród dzieci zaliczane jest do zbrodni wojennych. Dowódca milicji z Ayahualtempy, Bernardino Sánchez Luna, nie dostrzega jednak, dlaczego jego działania wzbudzają kontrowersje. W rozmowie z dziennikarzami Los Angeles Times stwierdził, że to nie on, lecz bandyci dopuszczają się łamania praw dzieci. Jednym z powodów, dla których lokalna bojówka zaczęła wykorzystywać nieletnich, ma być brak zdecydowanej reakcji ze strony urzędującego prezydenta na wzbierającą falę przemocy.



Miękkie podejście głowy państwa do wojny z kartelami określane jest jako „abrazos, no balazos”, czyli uściski zamiast pocisków. Według Raúla Beníteza z Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego Meksyku prezydent musi przyjąć strategię pokonania karteli metodami wojskowymi, ponieważ obecna sytuacja to de facto wojna domowa, w której typowe podejście oparte na działaniach policyjnych i programach społecznych jest niewystarczające.

Wykorzystanie do walki z gangsterami dzieci zdaje się cyniczną grą lokalnej społeczności, która kosztem dobra nieletnich chce zwrócić uwagę na problem braku zaangażowania rządu federalnego w ochronę wsi. Trudno uwierzyć, że faktycznie nieletni mają zarządzać posterunkami, jednak bez zdecydowanej reakcji ze strony władz może być to niebezpieczny precedens. W przyszłości inne społeczności mogą próbować wykorzystywać podobny schemat działania, aby wymusić na rządzie określone posunięcia. W tym wszystkim najbardziej poszkodowanymi będą oczywiście dzieci żołnierze.

Zobacz też: Brazylia będzie modernizować Cascavele

(independent.co.uk, latimes.com, theyucatantimes.com)

Manuel Mendarte / Presidencia de la República Mexicana