Rosyjski krążownik Marszał Ustinow – przebywający dotąd na wodach Morza Śródziemnego – przeszedł wczoraj Cieśninę Gibraltarską i skierował się najprawdopodobniej z powrotem do bazy macierzystej w Siewieromorsku. Ustinow to jeden z dwóch, obok Wariaga, pozostających w służbie krążowników rakietowych „dalekiej strefy morskiej i oceanicznej” projektu 1164 Atłant (NATO: Slava), tego samego, do którego należała zatopiona w kwietniu Moskwa.

Jak informuje USNI News, dwie godziny po wyjściu Ustinowa na Atlantyk śladem krążownika podążyły dwa amerykańskie niszczyciele z grupy uderzeniowej lotniskowca USS Harry S. Truman (CVN 75) – USS Cole (DDG 67) i USS Bainbridge (DDG 96). Rosjan – oprócz Ustinowa na zachód podążał też zbiornikowiec Wiaźma, który regularnie towarzyszy mu w długich rejsach, i duży okręt ZOP Wice-admirał Kułakow projektu 1155 Friegat – obserwował przez pewien czas także hiszpański samolot patrolowy P-3M Orion.

—REKLAMA—

Ustinow pojawił się na Morzu Śródziemnym 7 lutego. W tym samym okresie na Morze Śródziemne wchodziło wiele innych rosyjskich okrętów, w tym Wariag, który jest okrętem flagowym Floty Oceanu Spokojnego, fregaty czy okręty desantowe. Już wtedy nie było wątpliwości, że ma to związek z kryzysem na granicy ukraińskiej i że jeśli dojdzie do wojny, okręty będą albo bezpośrednio wspierać inwazję, albo też angażować zasoby rozpoznawcze (i bojowe) NATO, aby nie można było ich skierować na pomoc Ukrainie.

Okręty projektu 1164 są uzbrojone w pociski P-1000 Wułkan o zasięgu szacowanym na 700 kilometrów. Są one wersją rozwojową wcześniej stosowanych pocisków P-500 Bazalt, a ich głównym celem jest zwalczanie lotniskowców nieprzyjaciela. W przypadku Ustinowa, na którym zmodyfikowano wyrzutnie i zwiększono ich odporność termiczną, zasięg Wułkanów miał wzrosnąć rzekomo do 1000 kilometrów dzięki przyspieszaczom rakietowym. Krążowniki dysponują też stosunkowo silnym uzbrojeniem przeciwlotniczym: ośmioma blokami po osiem wyrzutni systemu S-300F Fort o maksymalnym zasięgu 75 kilometrów przy użyciu pocisków 5W55RM. Wyrzutnie znajdują się za kominami, a przed nadbudówką z radiolokatorem 3R41 Wołna.

W gruncie rzeczy nie ma wątpliwości co do celu pobytu Ustinowa i Wariaga w strefie Śródziemnomorza. Oba krążowniki ze swoimi wyspecjalizowanymi pociskami miały stanowić przeciwwagę dla amerykańskich lotniskowców i ewentualnie NATO-wskich. Na początku lutego siły NATO przeprowadziły ćwiczenia, w których wzięły udział amerykański Truman, francuski Charles de Gaulle (R91) i włoski Cavour (C 550) wraz ze swoimi grupami okrętów wspomagających. Pod koniec marca ze względu na wojnę w Ukrainie amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin przedłużył rejs operacyjny grupy uderzeniowej Trumana.



Krążowniki kontra lotniskowce

Truman wciąż przebywa na Morzu Śródziemnym, ale jego rejs, trwający już dziewięć miesięcy, powoli zbliża się do końca, gdyż Cieśninę Gibraltarską przeszedł wczoraj – w przeciwnym kierunku niż Ustinow – lotniskowiec USS George H.W. Bush (CVN 77). Na początku lipca jego grupa uderzeniowa zakończyła ponadmiesięczne ćwiczenia przygotowujące do tej misji. Dla Trumana minione pół roku było okresem wytężonej pracy – jego komponent lotniczy w niektóre dni wykonywał blisko dziewięćdziesiąt samolotolotów.

Czyszczenie pokładu na USS George H.W. Bush,
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Curtis Burdick)

Tu należy zwrócić uwagę na dwie osobne kwestie związane z obecnością krążowników projektu 1164. Po pierwsze, mimo że formalnie są one „zabójcami lotniskowców”, w praktyce, gdyby miało dojść do starcia Rosji z USA, a Atłantom polecono by zaatakować Trumana, byłby to rozkaz na wskroś samobójczy. Jak pisaliśmy w przeddzień wojny, jedyną szansę dawałby skoordynowany i wykonany z zaskoczenia (innymi słowy: jako pierwsze strzały w wojnie) atak pary krążowników z użyciem wszystkich dostępnych pocisków przeciwokrętowych w nadziei na przełamanie obrony bardziej liczbą efektorów aniżeli potencjałem każdego efektora z osobna. W takiej sytuacji oba krążowniki niemal na pewno skończyłyby na dnie, ale nawet jeden Wułkan, który trafiłby w odpowiednie miejsce, mógłby na długo wyłączyć Trumana z akcji.

Lotniskowiec jednakże nie działa samotnie i obok własnych systemów obrony bezpośredniej może polegać na swojej eskorcie. W przypadku Busha tworzą ją: krążownik USS Leyte Gulf (CG 55) oraz niszczyciele USS Nitze (DDG 94), USS Farragut (DDG 99), USS Truxtun (DDG 103) i USS Delbert D. Black (DDG 119). A do tego Amerykanie zgromadzili na Mare Nostrum szereg innych niszczycieli. Krążowniki miały raczej stanowić swoistą fleet in being, która choć słabsza, samym istnieniem zmusza przeciwnika do zabezpieczania się przed nią.

Zbrojmistrzyni na pokładzie Trumana pracująca przy pociskach rakietowych.
(US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Justin Woods)

A z drugiej strony jeden z naszych ulubionych analityków H.I. Sutton podkreśla, że odwołanie Ustinowa uwypukla problemy rosyjskiej marynarki wojennej z długotrwałymi działaniami z dala od własnych baz. Wyraźnie kontrastuje to z Amerykanami, którym rosyjska flota dorównuje ambicją, a nie ustępuje możliwościami. US Navy dysponuje bowiem wspaniałą siatką zabezpieczenia logistycznego, łączącą komponenty własne z możliwościami zapewnianymi przez sojuszników.



I tak amerykańskie okręty od pół roku intensywnie działają na Morzu Śródziemnym. Łatwo się domyślić, że załoga Trumana (tak jak załogi okrętów towarzyszących) jest wyczerpana, ale wytrzymała tyle, ile było trzeba – do nadejścia zmiennika. Do tego CVN 75 zawijał do portów jedynie na kilkudniowe wizyty. Tymczasem Ustinow i inne okręty w ostatnim kwartale spędzały coraz więcej czasu w jedynej rosyjskiej bazie w tym regionie: syryjskim Tartusie. Bazie, która nie jest w stanie zapewnić należytej obsługi tak licznemu ugrupowaniu tak dużych okrętów.

Marynarze na USS George H.W. Bush podczas ćwiczeń przeciwpożarowych.
(US Navy / Mass Communication Specialist Seaman Nicholas Avis)

Owszem, ktoś mógłby powiedzieć, że Wojenno-morskoj fłot nie spodziewał się, iż trzeba będzie utrzymać krążowniki tak długo z dala od baz macierzystych. Ale przecież Amerykanie też się nie spodziewali. Truman miał spędzić kilka miesięcy na Bliskim Wschodzie, a nie pół roku w Śródziemnomorzu. US Navy dowiodła, że w razie potrzeby jest w stanie dokonać gwałtownej i długoterminowej zmiany planów, gdy wymaga tego sytuacja strategiczna, rosyjska marynarka – że nie jest w stanie, a przynajmniej że nie chce, a tym samym ustępuje pola.

Prawdopodobnie wkrótce Wariag również zawinie do Tartusu, aby przygotować się do długiego rejsu – z powrotem do Fokina pod Władywostokiem. I tak Rosja nie będzie mieć ani jednego „zabójcy lotniskowców” nigdzie w pobliżu strefy działań wojennych, tymczasem Amerykanie – nie bez problemów, ale też z powodzeniem – cały czas będą mieć na podorędziu przynajmniej jedną lotniskowcową grupę uderzeniową, a chwilowo nawet dwie.

Zobacz też: Wagnerowcy w Mali – krwawi zbrodniarze, marni najemnicy

LPHOT Seeley, Royal Navy