Koncepcja ponownego wprowadzenia lotniskowców lekkich do służby w US Navy krąży od lat i raz na jakiś czas powraca z większą intensywnością. Obecnie znów mamy do czynienia z taką sytuacją. Amerykańska marynarka zleciła bowiem przeprowadzenie analiz mających wskazać optymalny projekt lotniskowców lekkich (CVL). Należy jednak podkreślić, że wciąż nie wiadomo, czy Pentagon zdecyduje się na zamówienie takich okrętów, ale niewykluczone, że obiecujące wyniki analizy przeważą szalę.
Prace prowadzi obecnie dyrektoriat inżynieryjno-logistyczny Dowóztwa Systemów Morskich. W grę wchodzą dwa możliwe projekty: zmodyfikowane okręty desantowe typu America (w których nacisk położono by na komponent lotniczy kosztem potencjału desantowego) i znacznie pomniejszone lotniskowce typu Ford. Głównym przedmiotem analizy jest jednak nie tyle szczegółowa konstrukcja samego okrętu, ile koszt jego stworzenia i użytkowania.
– Przyglądaliśmy się możliwości użycia typu America, przyglądaliśmy się możliwości użycia lekkiego typu Ford, przyglądaliśmy się różnorodnym opcjom i wykonaliśmy ich analizy budżetowe – mówi szef dyrektoriatu, kontradmirał Jason Lloyd. – Istnieją również analizy możliwości wszystkich tych opcji. Lotniskowiec z okresu drugiej wojny światowej to nie to samo co lotniskowce typu Nimitz. Przez te lata nauczyliśmy się wielu rzeczy, takich jak jednoczesne starty i lądowania czy możliwość bezpiecznego przemieszczania samolotów po lądowaniu przy jednoczesnym kontynuowaniu startów.
Lloyd przyznaje, że powrót do lotniskowców lekkich będzie się wiązać z koniecznością poświęcenia pewnych możliwości, co oznacza, że potencjalny CVL może być tańszy, ale wcale nie musi. Z drugiej strony ogromne znaczenie dla projektu CVL może mieć rozwój techniki lotniczej. I tak na przykład „superlotniskowce” mogą być optymalizowane pod kątem skrzydeł lotniczych złożonych głównie z maszyn załogowych, tymczasem lotniskowce lekkie mogą być tworzone z myślą o bezzałogowcach, może nawet bezzałogowcach pionowego startu i lądowania.
Megan Eckstein z USNI News przypomina, że obecne odrodzenie koncepcji lotniskowca lekkiego zapoczątkowała latem ubiegłego roku podczas formułowania planu rozwoju US Navy, zatytułowanego Battle Force 2045. Zakładał on, że amerykańska marynarka będzie posiadać 500 okrętów załogowych i bezzałogowych w roku 2045, a w roku 2035 – 355 tradycyjnych okrętów. Przedstawiając zarysy planu, ówczesny sekretarz obrony Mark Esper podkreślił przede wszystkim znaczenie wielozadaniowych okrętów podwodnych typu Virginia, ale też zwrócił uwagę na konieczność wprowadzenia do służby nawet sześciu lotniskowców lekkich mających działać obok lub zamiast „superlotniskowców” atomowych typu Ford.
– To, że podjęto jakąś decyzję dziesięć lat temu, nie oznacza, że ta sama decyzja będzie słuszna i dziś – dodaje kontradmirał Lloyd. – Można spojrzeć na walkę w środowisku przybrzeżnym, a można spojrzeć na rywalizację mocarstw. To dwaj zupełnie odmienni przeciwnicy, toteż broń konieczna do walki z nimi również może być diametralnie odmienna.
Amerykanie przyznają, że dwie główne dziedziny, w których CVL nigdy nie dorówna Fordom, to tempo rotacji samolotów (to znaczy przyjmowania ich na pokład, odtwarzania gotowości, posyłania ich w powietrze) w warunkach optymalnych oraz mobilność (zasięg i prędkość). Ta ostatnia cecha stawia pod znakiem zapytania użycie zmodyfikowanego projektu okrętów desantowych typu America, które nie będą w stanie rozwinąć prędkości oczekiwanej po lotniskowcach US Navy.
Prędkość maksymalna okrętów typu America jest niejawna, ale prawdopodobnie wynosi zaledwie około 25 węzłów. To konsekwencja nieoptymalnego, pudełkowatego kształtu kadłuba – ten zaś jest pochodną funkcji okrętu, obejmującej zdolność spuszczania desantu na wodę z doku na rufie. Wprawdzie pierwsze dwa okręty typu, America i Tripoli, nie mają doku, ale będzie od obecny na wszystkich kolejnych jednostkach począwszy od trzeciej – Bougainville (LHA-8).
Z drugiej strony okręt wiodący typu, USS America (LHA 6), był już wszechstronnie testowany pod kątem współdziałania z wielozadaniowymi samolotami bojowymi F-35B. Jesienią 2019 roku na jego pokładzie pojawiło się aż trzynaście Lightningów II z eskadry eskadry VMFA-122 „Flying Leathernecks”. A już w listopadzie 2016 roku przeprowadzono operacje lotnicze z udziałem dwunastu F-35B oraz MV-22B, AH-1Z i UH-1Y.
Powrót do konstrukcji pierwszych okrętów typu America bez doku dla środków desantowych, do tego z kolejnymi modyfikacjami pod kątem użycia grupy lotniczej (na przykład całkowita rezygnacja z komponentu desantowego piechoty morskiej), wydaje się więc stosunkowo prostym rozwiązaniem. Dodatkową zaletą byłoby uproszczenie logistyki i redukcja kosztów prac stoczniowych – pod względem konstrukcyjnym pierwsze Ameriki-LHA i przyszłe Ameriki-CVL byłyby wszak identyczne.
Dużo ciekawiej wygląda opracowanie Minifordów. Trudno ocenić, jak bardzo takie okręty przypominałyby swoich większych braci. Czy zachowano by w nich skośny pokład lotniczy umożliwiający wspomniane przez kontradmirała Lloyda jednoczesne starty i lądowania? A jeśli tak, to czy byłby on równie wyraźny jak w Fordach, czy też raczej ledwie zarysowany, jak w wizji rosyjskiego lotniskowca lekkiego Waran o wyporności około 45 tysięcy ton? Ale bodaj najciekawszym scenariuszem byłoby sięgnięcie do doświadczenia brytyjskie.
Lotniskowce typu Queen Elizabeth mają wyporność 65 tysięcy ton – o połowę więcej niż Ameriki, ale aż o 35 tysięcy ton mniej niż Fordy. Wiele wcześniejszych analiz wskazywało wyporność rzędu 60 tysięcy ton jako optymalną dla CVL. Podobną miał zresztą USS Midway (CV 41) po ostatnich modernizacjach. Bliska współpraca Royal Navy i US Navy pozwoli zaś Amerykanom na szczegółowe przeanalizowanie wad i zalet brytyjskiego projektu. Amerykański lotniskowiec lekki wzorowany na QNLZ mógłby mieć skocznię startową, a może nawet dwie nadbudówki (o zasadności tego nietypowego układu pisaliśmy w tym artykule).
US Navy musi jednak uważać, aby nie powtórzyć błędów popełnionych przy budowaniu LCS-ów: najpierw trzeba ustalić, do czego może się przydać lotniskowiec lekki i w jakie samoloty można go wyposażyć, a później zamówić okręt przystosowany do wypełniania tych zadań. W przeciwnym razie może się na własne życzenie obciążyć kosztownymi okrętami, dla których gorączkowo będzie szukać sensownego zastosowania.
Zobacz też: Japonia rozważa kolejne niszczyciele zamiast Aegis Ashore
(usni.org)