Amerykanie ogłosili oficjalną nazwę dla nowego międzykontynentalnego pocisku balistycznego (ICBM), znanego dotąd pod nazwą Ground Based Strategic Deterrent (GBSD). Wczoraj poinformowano, że oficjalne oznaczenie systemu, który zajmie miejsce pocisków LGM-30G Minuteman III, to: LGM-35A Sentinel.
– Nazwa Sentinel [strażnik, wartownik] odzwierciedla nastawienie tysięcy lotników, w przeszłości i obecnie, do misji odstraszania strategicznego – mówił sekretarz sił powietrznych Frank Kendall, podkreślając, że dwie z trzech nóg triady nuklearnej obsługiwane są przez personel US Air Force. – Będzie ona przypominała ludziom obsługującym, zabezpieczającym i dbającym o sprawność tego systemu w przyszłości o dyscyplinie i odpowiedzialności, z którymi wiąże się ich służba.
Nowe pociski mają wchodzić do służby od roku 2029. Stopniowo rafią do silosów we wszystkich trzech bazach, w których obecnie znajdują się Minutemany: F.E. Warren w stanie Wyoming, Malmstrom w Montanie i Minot w Dakocie Północnej. Minutemany III weszły do służby w roku 1970. W szczytowym okresie w latach 70. Amerykanie mieli ich w służbie około tysiąca, obecnie jest ich 400.
Walka o opracowanie GBSD trwała w sumie ponad dziesięć lat. USAF konsekwentnie utrzymywał, że dalsza modernizacja Minutemanów, aby pozostawić je w służbie do 2050 roku, będzie nieopłacalna w porównaniu ze stworzeniem zupełnie nowego systemu. O prawo opracowania nowego pocisku rywalizowały początkowo koncerny Boeing i Northrop Grumman. W lipcu 2019 roku Boeing odpadł jednak z konkursu po tym, jak Northrop Grumman przejął Orbital ATK i tym sposobem ograniczył konkurentowi dostęp do silników rakietowych.
USAF odrzucił skargi Boeinga, odmówił zmiany dotychczasowej strategii zakupów i w październiku 2019 roku wstrzymał prowadzone przez firmę prace nad GBSD. Tak oto Northrop Grumman we wrześniu roku 2020 otrzymał kontrakt wart 13,3 miliarda dolarów. W praktyce Sentinel to nie tylko pocisk jako taki, ale także zintegrowana z nim infrastruktura wraz z komponentami dowodzenia i kontroli.
Przyszłość Sentinela ważyła się jeszcze rok temu. Administracja prezydenta Joego Bidena prowadziła wówczas audyt mający określić amerykańskie potrzeby w dziedzinie broni jądrowej na najbliższe dekady. Według ogólnych szacunków program modernizacji całej triady jądrowej może pochłonąć zawrotną sumę 1,2 biliona dolarów. Pojawiły się więc pytania, czy nie da się skutecznie odstraszać Chin i Rosji za mniejszą sumę, na przykład utrzymując jedynie morską i lotniczą część triady, a rezygnując całkowicie z pocisków bazowania lądowego.
Amerykańskie siły jądrowe, zwłaszcza ich komponent bazowania lądowego, przez lata od zakończenia zimnej wojny cieszyły się małą uwagą Waszyngtonu. Jeszcze niedawno pojawiały się koncepcje kanibalizacji 200 Minutemanów III w celu wykorzystania ich części do wydłużenia służby pozostałych 200 pocisków. Sytuacja uległa zmianie dopiero w ciągu minionej dekady wraz z programami modernizacji potencjału jądrowego wdrożonymi przez Rosję i Chiny. W odpowiedzi na analogiczne prace prowadzone w tych państwach LGM-35A Sentinel ma być odpalany nie tylko z silosów, ale także z wyrzutni mobilnych, kołowych i kolejowych.
W porównaniu z poprzednikiem ma cechować się większą celnością, niezawodnością i bezpieczeństwem obsługi. Ma także być zaprojektowany w architekturze modułowej, co ma ułatwić obsługę techniczną i późniejsze modernizacje. Amerykanie planują, że LGM-35A pozostanie w służbie do lat 70. – tym razem oczywiście XXI, a nie XX wieku.
– Sentinel to międzykontynentalny pocisk balistyczny o dużych możliwościach, jakiego potrzebujemy – powiedział generał Anthony Cotton, szef Globalnego Dowództwa Uderzeniowego. – Odstraszanie jądrowe to rdzeń naszych działań obronnych, a obecnie jest ważniejsze niż kiedykolwiek. Ten system będzie odpornym i sprawnym środkiem odstraszania, który zapewni nam i naszym sojusznikom stabilność na następne kilkadziesiąt lat.
Zobacz też: Atak amerykańskich marines na islandzkie bary piwne