Jeszcze tego lata mamy poznać zwycięzcę w przetargu na samolot szkolno-treningowy dla amerykańskich sił powietrznych. O kontrakt rywalizują Lockheed T-50, Leonardo T-100 i Boeing z samolotem bez nadanej nazwy. Chociaż wiele osób uważa, że europejski samolot nie ma szans, prezes Leonardo DRS Bill Lynn mówi, że jest inaczej.

Według Lynna T-100 jest samolotem najmniejszego ryzyka dla amerykańskich sił powietrznych. Sześćdziesiąt takich samolotów wylatało już w siłach powietrznych czterech krajów ponad 20 tysięcy godzin. Poza tym Leonardo oferuje nie tylko samolot, ale też cały sprawdzony system szkoleniowy budowany wspólnie z CAE, który łączy w sobie prawdziwe samoloty i środowisko wirtualne.

Prezes Leonardo DRS dodał, że jego zdaniem siły powietrzne w czasie tego przetargu powinny zwrócić szczególną uwagę na niskie ryzyko związane z systemem szkolenia, ponieważ już teraz zmagają się z komplikacjami i opóźnieniami przy wprowadzaniu nowych samolotów – F-35 i KC-46, a do tego niedługo dojdzie jeszcze B-21.

– To nie jest najlepszy czas dla sił powietrznych, żeby zmagać się z kolejnym programem, który będzie przekraczał harmonogram i budżet. Posiadanie w ofercie dojrzałego systemu szkolenia jest naszą siłą – mówi Bill Lynn.

Siły powietrzne od początku deklarowały, że jednym z głównych kryteriów branych pod uwagę będzie cena. Aby dodatkowo zwiększyć jego szanse, T-100 ma być produkowany w Moton Field w Alabamie, a zaangażowane zostaną również przedsiębiorstwa z Arizony i Florydy. W przypadku wygranej w program budowy T-100 będzie zaangażowanych kilka tysięcy miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych.

Zobacz też: Znamy plany rozmieszczenia T-X

(Aviation Week Show News)

Maciej Hypś, Konflikty.pl