W przyszłym roku niemieckie wojska lądowe mają zostać wzmocnione o czwartą dywizję. Będzie to Heimatschutz­division, grupująca jednostki obrony terytorialnej czy też – tłumacząc w miarę dosłownie – obrony krajowej. O ile sam pomysł odbudowy paramilitarnej formacji odpowiadającej za zabezpieczanie głębokich tyłów i szkolenie żołnierzy na potrzeby jednostek liniowych jest w niemieckich mediach fachowych przyjmowany pozytywnie, o tyle jego realizacja budzi już spore wątpliwości. Kluczowym pytaniem jest, czy Heimatschutz­division będzie w stanie skutecznie wypełniać stawiane przed nią zadania.

W myśl wdrażanej obecnie Heerstruktur 4.0 niemieckie wojska lądowe mają składać się z trzech dywizji: ciężkiej, średniej, której podstawowym wyposażeniem będą kołowe transportery opancerzone Boxer, i lekkiej, zawierającej elementy aeromobilne. W myśl ujawnionych jeszcze jesienią ubiegłego roku planów od 1 kwietnia 2025 roku ma do nich dołączyć czwarta dywizja, Heimatschutz­division. Nie będzie miała ona struktury brygadowej, w jej skład wejdzie sześć pułków obrony krajowej.

Oznacza to poważną reorganizację Heimatschutz, czyli niemieckiej obrony terytorialnej. Obecnie podlega ona dowództwom krajowym funkcjonującym na poziomie krajów związkowych. Organizują one kompanie i grupy, a także odpowiadające za ich funkcjonowanie w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Jesienią 2024 roku Heimatschutz składał się z trzech pułków i 37 samodzielnych kompanii liczących razem 10 640 osób. Od wiosny obrona terytorialna stanie się natomiast integralną częścią wojsk lądowych (Heer). Według dostępnych informacji nie przewiduje się włączenia Heimatschutz­division w skład NATO Force Model. Organizowanie dywizji ma potrwać do 2026 roku, jednak uzyskanie przez nią gotowości operacyjnej potrwa jeszcze kilka następnych lat.

Niemiecki żołnierz na poligonie w australijskim Townsville, w sektorze symulującym teren zurbanizowany.
(US Army / Spc. Mariah Aguilar)

O historii niemieckiej obrony terytorialnej słów kilka

Użyty w tytule termin Landwehra ma solidne tradycje w niemieckim systemie obrony terytorialnej, aczkolwiek zastosowanie go w odniesieniu do Heimatschutz jest nieco na wyrost. Niemniej, pojawia się też w niemieckich mediach, więc dlaczego nie używać tego chwytliwego terminu?

Historia Landwehry zaczyna się w czasie wojen napoleońskich. Po klęskach pod Jeną i Auerstedt w Prusach zaczęła się intensywna dyskusja nad reorganizacją systemu wojskowego. Twarzami reform stali się Scharnhorst i Gneisenau, jednak powołanie obrony krajowej związane jest nie z nimi, lecz z Carlem von Clausewitzem, Ludwigiem grafem Yorck i Friedrichem Ferdinandem Alexanderem grafem zu Dohna-Schlobitten.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

MARZEC BEZ REKLAM GOOGLE 92%

W styczniu 1813 roku rosyjskie wojska wkroczyło do Prus Wschodnich. Dla Berlina był to sygnał, wreszcie można było wyrwać się spod francuskiej dominacji i sprzymierzyć z Rosją i Wielką Brytanią. Clausewitz, Yorck i Dohna-Schlobitten przekonali pruski Landtag (parlament krajowy) do powołania milicji, mającej wspierać wojska regularne w wyzwalaniu Niemiec spod francuskiej okupacji

Za przykładem Prus Wschodnich szły kolejne prowincje Prus i kraje Niemiec. Pułki Landwehry odegrały swoją rolę w kampanii roku 1813 i stały się jednym z symboli niemieckiego ruchu narodowego. Z tego powodu po zakończeniu wojen napoleońskich znalazły się na cenzurowanym; reakcyjne monarchie niechętnie widziały taki przykład oddolnej inicjatywy. Było jednak już za późno i z czasem Landwehra została włączona w system wojskowy Prus, a następnie zjednoczonych Niemiec. Służyli w niej mężczyźni między 28. a 38. rokiem życia, a jej zadaniem pozostała obrona terytorialna.

W trakcie pierwszej wojny światowej pierwsze strzały po raz kolejny oddała Landwehra Prus Wschodnich. Tym razem broniła swojej ojczyzny przed Rosjanami. Później potrzeby stały się tak duże, że dywizje Landwehry trafiły na front, chociaż kierowano je na mniej istotne odcinki. Formację rozwiązano na mocy postanowień traktatu wersalskiego. Landwehra została wskrzeszona w Trzeciej Rzeszy, ale znalazła się całkowicie na bocznym torze, przez co jej wartość była niewielka. Kiedy w ostatnich miesiącach wojny potrzebny był każdy zdolny unieść karabin, zamiast zainwestować środki w Landwehrę, zdecydowano się powołać zupełnie nową formację, jaką był Volkssturm.

Gdy w latach 50. ruszyła odbudowa niemieckiego potencjału militarnego, termin Landwehra, jako kojarzony z czasami słusznie minionymi, po raz kolejny znalazł się na cenzurowanym. Bundeswehra potrzebowała jednak formacji odpowiadającej za obronę terytorialną i szkolenie rezerwistów. W 1961 roku powołano więc Territorialheer (armia terytorialna), przemianowaną następnie na Heimatschutztruppe (oddziały obrony terytorialnej). Do końca zimnej wojny stała się to dość rozbudowaną strukturą, wystawiającą brygady i liczącą ponad 40 tysięcy ludzi. Oczywiście lata 90. to okres cięć budżetowych i redukcji. Ostatecznie z dniem 1 kwietnia 2007 roku Heimatschutz rozwiązano.

Dość szybko zorientowano się, że była to błędna decyzja. Już w roku 2011 zaczęto dyskutować nad przywróceniem Heimatschutz. W roku następnym pojawiła się koncepcja regionalnych kompanii zabezpieczenia i wsparcia. Pierwszą z nich zorganizowano w Bremie. Zagrożenie zamachami terrorystycznymi i działaniami hybrydowymi zintensyfikowało dyskusję nad odtworzeniem obrony terytorialnej jako zwartej formacji. Za wzór stawiano chociażby amerykańską Gwardię Narodową.

Pilotażowy projekt odtworzenia Heimatschutz ruszył w roku 2019 w Bawarii. Tam powstał pierwszy pułk obrony krajowej, będący też najliczniejszą formacją tego typu. Bawarski Heimatschutzregiment liczy aż dziesięć kompanii, czyli przeszło jedną czwartą wszystkich kompanii obrony krajowej. Kolejne pułki powstały kolejno w Nadrenii Północnej-Westfalii, Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynie. Ten ostatni jest w trakcie reorganizacji, w jego skład mają wejść kompanie z Hamburga i Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Kolejny pułk powstał w Hesji, zostaną mu podporządkowane także kompanie z Turyngii. W trakcie organizacji jest pułk dla Berlina i Brandenburgii.

Więcej informacji na temat historii Landwehry i Heimatschutz można znaleźć tutaj (tekst w języku niemieckim).

Mocne i słabe strony

W dyskusji nad odtworzeniem Heimatschutz pojawił się watek upodobnienia tej formacji do Gwardii Narodowej, skończyło się jednak na powrocie do sprawdzonych wzorców. Niemiecka obrona terytorialna, podobnie jak jej stale funkcjonujące odpowiedniki w Austrii i Szwajcarii, to lekka piechota. W trakcie pokoju jej głównym zadaniem jest szkolenie rezerwistów oraz wsparcie służb ratowniczych i porządkowych. Natomiast w razie „W” ma przejmować zadania wartownicze i zabezpieczające, zwłaszcza ochronę infrastruktury krytycznej. Tym sposobem jednostki regularne będą mogły w całości poświęcić się realizacji zadań związanych z obroną Niemiec i wypełnianiem zobowiązań sojuszniczych.

W teorii wygląda to dobrze, zwłaszcza że aby wstąpić do Heimatschutz, konieczne jest ukończenie służby wojskowej lub praca w policji, straży pożarnej lub pogotowiu ratunkowym. Żołnierze obrony terytorialnej to zatem ludzie z doświadczeniem, obeznani z bronią, wiedzący, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, orientujący się w przepisach i procedurach. Jak jednak na łamach serwisu Hartpunkt zwraca uwagę Waldemar Geiger, takie podejście do sprawy to proszenie się o kłopoty.

Przede wszystkim w Niemczech nie uregulowano powoływania rezerwistów na dłuższe ćwiczenia i mobilizacji w sytuacji kryzysowej. Pracodawcy żołnierzy obrony krajowej mogą zwyczajnie utrudnić mobilizację swoich pracowników. Po raz kolejny objawia się tutaj kwestia uwidoczniona przez wojnę rosyjsko-ukraińską – mimo postępującej automatyzacji współczesne gospodarki są zupełnie nieprzystosowane do funkcjonowania w warunkach, gdy wojsko odciąga duże grupy ludzi z runku pracy.

Na tym nie koniec. Podstawę Heimatschutz stanowią rezerwiści, którzy w przypadku wojny zostaną zmobilizowani w celu uzupełnienia stanów jednostek liniowych. Obrona krajowa zostanie więc już na samym początku konfliktu pozbawiona zasobów ludzkich. Kolejna kwestia to podziały kompetencji. Co zrobić, gdy kolejną liczną grupę niemieckich terytorialsów stanowią policjanci i inni funkcjonariusze państwowi, służący w agencjach, które także mają za zadanie ochronę infrastruktury krytycznej? Kto będzie miał pierwszeństwo w zagospodarowywaniu ludzi?

Zdaniem Geigera jedynym rozwiązaniem pozwalającym na stworzenie odpowiedniej puli werbunkowej dla Bundeswehry, Heimatschutz i pozostałych służb jest przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. Kwestia ta jest omawiana w Niemczech od lat i pojawiają się tutaj wielce oryginalne pomysły.

Osobną kwestią jest odpowiednie wyposażenie. Pomysł stworzenia formacji na wzór Gwardii Narodowej upadł chociażby z powodu braku odpowiedniej ilości ciężkiego sprzętu. Zdaniem Geigera wobec bardzo powolnej reanimacji niemieckiego przemysłu zbrojeniowego i wsparcia dla Ukrainy nawet porządne uzbrojenie i wyposażenie lekkiej formacji, jaką jest obrona terytorialna, może być poza zasięgiem możliwości Niemiec. A skoro Heimatschutz ma odpowiadać za obronę infrastruktury krytycznej, trzeba położyć duży nacisk na zwalczanie bezzałogowców. Ale nie widać, żeby – pomimo całkiem bogatej oferty przemysłu w tym zakresie – przywiązywano większa uwagę do zapewnienia obronie krajowej odpowiednich zdolności przeciwdronowych. Geigerowi wtóruje Bernd Kirsten z ESUT, którego zdaniem obecna struktura obrony terytorialnej w ogóle nie przystaje do stawianych przed nią zadań.

Niemcy są obecnie w środku kampanii wyborczej, w związku z czym Heimatschutz zszedł na daleki plan. Dzieje się to w sytuacji, w której sprawy związane z wojskiem zajmują istotne miejsce w kampanii. Dzieje się tutaj wiele interesujących rzeczy.

Prący do władzy chadecy chcą wydatków na obronę na poziomie minimum 2% PKB i pełnego wywiązywania się ze zobowiązań w ramach NATO. Raczej schodzący na margines Zieloni mówią nawet o przeznaczaniu 3% PKB na obronę. Prorosyjska AfD chce niezależnych Niemiec z silnym wojskiem, ale nie mówi, jak to osiągnąć i co ze zobowiązaniami sojuszniczymi. Natomiast problematyczny kanclerz Scholz, odkąd koalicja rządząca zaczęła trzeszczeć minionej jesieni, stawia się na czele „partii pokoju” i na dobrą sprawę prowadzi obstrukcję. W jaką stronę potoczy się rozwój Heimatschutz? Trzeba poczekać do wiosny, gdy ukonstytuuje się nowy rząd.

US Army / Sgt. Christian Aquino