W piątek 24 marca jeden z dwóch posiadanych przez US Air Force samolotów WC-135C/W (na zdjęciu) lądował awaryjnie w porcie lotniczym Banda Aceh w Indonezji. WC-135C/W to specjalne maszyny rozpoznawcze przeznaczone do wykrywania skażeń. Samolot leciał z bazy Diego Garcia do Japonii, aby dokonać pomiarów po kolejnych testach broni nuklearnej zapowiedzianych przez Koreę Północną.
Powodem decyzji o lądowaniu awaryjnym był pożar, a następnie zgaśnięcie silnika numer cztery. Przed przyziemieniem samolot krążył w powietrzu, pozbywając się nadmiaru paliwa. Jak podaje indonezyjski portal Kompas, pierwotnie załoga Boeinga prosiła o zezwolenie na lądowanie na trawiastej części lotniska. Ostatecznie jednak dobieg wykonano na jednym z pasów startowych. Według stanu na ranek 25 marca samolot wciąż pozostawał na płycie lotniska, oczekując na mechaników, sprzęt i części zamienne do naprawy silnika.
USAF's WC-135 made an emergency landing in Banda Aceh due to engine trouble… https://t.co/g0KSgOt7V6 by #TweetMiliter via @c0nvey pic.twitter.com/X6wochaNN5
— Pandika Darmawan (@pandikadarmawan) 24 marca 2017
Na pokładzie samolotu WC-135C Constant Phoenix, określanego potocznie mianem sniffer („wąchacz”), było dwadzieścia osób. Tylko dwanaście z nich miało jednak paszporty, co – po przeprowadzeniu działań związanych z delikatną naturą misji i awaryjnym lądowaniem – umożliwiło im skorzystanie z hotelu. Pozostali członkowie załogi najprawdopodobniej pozostali w samolocie, który jest latającym laboratorium do badania skażeń, na podstawie zarówno osadzających się na filtrach czujników ciał stałych, jak i pobranych próbek powietrza.
Jest to już druga w ciągu zaledwie miesiąca sytuacja, gdy jedyny na świecie WC-135C (będący przeróbką z wersji EC-135C o numerze seryjnym 62-3582) przyciąga szerszą uwagę publiczną, niż mogłyby sobie tego życzyć amerykańskie władze.
W drugim tygodniu stycznia stacje zajmujące się badaniem jakości powietrza stwierdziły nad terytorium kilku europejskich państwa znacznie podwyższoną obecność radioaktywnego izotopu jodu. Jod-131, stosowany między innymi w medycynie, o okresie połowicznego rozpadu około ośmiu dni, pojawił się jednak w znacznie mniejszych ilościach niż podczas awarii elektrowni atomowych w Czarnobylu i Fukushimie.
Jak doniósł blog The Aviationist, za nim The Drive, kilka tygodni później odnotowano niespodziewany wylot WC-135C na północ z bazy RAF Mildenhall. Samolotowi miały towarzyszyć rozpoznawczy RC-135W Rivet Joint i trzy tankowce KC-135R. Pojawiła się teoria spiskowa, że lot mógł mieć związek z pomiarami po rosyjskich nielegalnych testach nowej broni atomowej na poligonach wyspy Nowa Ziemia. Tej wersji nie potwierdził jednak brak jakichkolwiek zaburzeń sejsmicznych, które na pewno odnotowano by po rzekomej eksplozji.
「ヨウ素131」欧州全域で突然検出量が増加・発生源は不明 https://t.co/McBeD8y5Tx 北欧かロシアで運営されている原発から漏れ出てきたものではなないかといった観測も生じている。米空軍が運用しているWC-135の欧州配備はヨウ素131と関係があるとの見方も pic.twitter.com/hg6WS1IjVo
— chapei(自民党が怖くてふるえる) (@cha_pei) 25 lutego 2017
Pojawiły się więc z kolei przypuszczenia, jakoby doszło do wycieku niebezpiecznych substancji z rosyjskiego cmentarzyska atomowych okrętów podwodnych u brzegu Półwyspu Kolskiego, niedaleko Murmańska, składu zużytych reaktorów nad Morzem Barentsa lub odpadów radioaktywnych masowo wyrzucanych przez Rosjan do Morza Karskiego. Przypominano przy okazji o trzech radzieckich atomowych okrętach podwodnych, pozostających wciąż na dnach Mórz Karskiego, Barentsa i Norweskiego.
Wieściom tym zaprzeczyły portale Dod Buzz i Stars and Stripes. Według nich obecność WC-135 w Wielkiej Brytanii była zaplanowana dużo wcześniej, zaś podwyższona obecność jodu w powietrzu musiała być zbiegiem okoliczności. Argumentowały, że w przypadku rzeczywistego skażenia nuklearnego w powietrzu znalazłyby się nie tylko jod, ale także zwiększone ilości innych pierwiastków, takich jak cez, stront czy kobalt. Całą sprawę ich zdaniem niepotrzebnie rozdmuchano, gdyż misja Constant Phoenixa była jedynie rutynowa.
(kompas.com, theaviationist.com, thedrive.com)