Wyjątkowo recenzję książki wydawnictwa Bellona „Wojna trzydziestoletnia. Europa i świat 1618–1648” zacznę od wspomnień. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, będąc uczniem drugiej klasy liceum, miałem w szkole historyka, który przez większość obu semestrów opowiadał nam o reformacji i kontrreformacji. Wojna trzydziestoletnia nawet nie została omówiona, nie mówiąc już o dotarciu z materiałem do rewolucji francuskiej. W związku z tym, że historia zawsze była moją pasją, po zakończeniu roku szkolnego przeczytałem do końca nieomówione rozdziały podręcznika i zapamiętałem, że wojna trzydziestoletnia trwała od 1618 do 1648, rozpoczęła się defenestracją w Pradze i miała charakter wojny religijnej. Tuż przed rozpoczęciem lektury tej książki przeczytałem, jak przystało na internautę w XXI wieku, hasło w polskiej i angielskiej wersji Wikipedii, żeby mieć dobry „podkład” merytoryczny. I po co ja to wszystko piszę? A wszystko dlatego, że po przeczytaniu dzieła panów Wolkego, Larssona i Villstranda mogę śmiało stwierdzić, że mój podręcznik do historii i artykuł z Wikipedii nie przedstawiają do końca prawdy. Z obu wymienionych źródeł będziemy znać miejsca i daty bitew, będziemy znali okresy tej jednej z najdłuższych wojen w nowożytnej Europie, będziemy wiedzieli kto był królem w Szwecji czy księciem w Palatynacie, ale nie będziemy wiedzieli niczego poza tym.
Autorzy „Wojny trzydziestoletniej” to tercet historyków ze Szwecji i Finlandii. Rzecz jasna, pisząc na nowo historię tej wojny, opisują ją z punktu widzenia swoich krajów, zachowując przy tym godny odnotowania obiektywizm. W pracy liczącej ponad 350 stron oprowadzają Czytelnika krok po kroku od reformacji i konfliktu flamandzko-hiszpańskiego w Niderlandach przez defenestrację praską po przebieg całej wojny, aż do wspaniałego opisu pokoju westfalskiego i następnych czterdziestu lat po nim. Jako że historia danego konfliktu czy zdarzenia nigdy nie są oderwanym od przeszłości wydarzeniem, takie przedstawienie tła historycznego jest bardzo wygodne dla Czytelnika. Każda z wyróżniających się postaci, czy to król, książę czy generał, ma minimum jednostronicową biografię, co uważam za spory plus publikacji.
Oprócz poznania dokładnego opisu kampanii i walk prowadzonych w czasie wojny trzydziestoletniej dowiadujemy się także jak wyglądały bitwy oraz ilu ludzi podążało za poszczególnymi armiami – przeważnie trzy, cztery razy więcej było cywilów niż żołnierzy. Nie mogę się w tym miejscu powstrzymać od komentarza do hasła w Wikipedii, do ramek pod tytułem „Siły i straty”, które znajdziemy w tym haśle. Rzecz jasna w Wikipedii podano sumaryczne siły i straty w ciągu całej wojny, gdyż większość ówczesnych „wielkich bitew” prowadziło na raz nie więcej niż 10–20 tysięcy, a bardzo rzadko 50 tysięcy żołnierzy po jednej ze stron. Ponadto straty nie wynikały w większości z działań wojennych, lecz były wynikiem chorób i wycieńczenia. Jako przykład podam osiemnastotysięczną armię generała Matthiasa Gallasa, która w wyniku braku zaopatrzenia, nie oddawszy prawie ani jednego strzału, utraciła bezpowrotnie 90% stanu osobowego w okresie zaledwie sześciu miesięcy. Bardzo dokładnie opisano w tej pozycji konflikt między poszczególnymi mocarstwami europejskimi, nawet będącymi w tym samym sojuszu, o zachowanie równowagi sił na kontynencie. Oprócz tego Wolke, Larsson i Villstrand są zdania, że wojna trzydziestoletnia, mimo że rzeczywiście wybuchła z powodów religijnych, była jednak w dużej mierze wojną o wpływy w Europie i przede wszystkim pieniądze z ceł na nowo zajętych terenach. W myśl zasady: im więcej masz miast i miasteczek, rzek i cieśnin, tym więcej możesz zbierać podatków. Bo jak inaczej można wytłumaczyć sojusz katolickiej Francji, „najstarszej córy kościoła”, z protestancką do bólu Szwecją przeciwko równie arcykatolickiemu państwu Habsburgów?
Takich smaczków „Wojna trzydziestoletnia ” ma więcej. Powiem krótko, ta książka jest rewelacyjna. Bogata w treść, opisy, przedstawienie sytuacji ekonomicznej poszczególnych krajów, ich aspiracji i dążeń i problemów – to tło idealnie ukazuje, dlaczego do wojny musiało dojść i dlaczego tak długo trwała. Na dodatek znajdziemy w środku piękne kolorowe ilustracje, głównie reprodukcje obrazów z epoki. Czy „Wojna trzydziestoletnia” ma jakieś wady? Jedną zasadniczą: mapy! Jest ich zaledwie kilka, w dodatku są czarno-białe, małe i jest ich zdecydowanie niewystarczająco dużo. Pamiętajmy, że ówczesna Europa, a w szczególności tereny dzisiejszych Niemiec, składały się z setek średnich, małych lub mikroskopijnych księstw! Przyznam szczerze, że gdyby nie fakt, iż jestem fanem serii gier Europa Universalis szwedzkiego wydawnictwa Paradox (co za zbieg okoliczności, znowu Skandynawowie), miałbym ogromny problem z umiejscowieniem w głowie miejscowości i prowincji opisywanych w książce, jak Oldenburg, Dauphine, Savoi, Brabancja, Franche-Comté, Fryzja etc. Dodatkowo znalazłem w tekście kilka literówek, ale błędy te w żaden sposób nie umniejszają treści dobrej oceny i nie wpływają negatywnie na odbiór książki jako całości.
Podsumowując, powtórzę się i przyznam autorom pozycji „Wojna trzydziestoletnia. Europa i świat 1618–1648” szkolną piątkę z plusem za całokształt. Książka jest wspaniałą lekturą dla wszystkich, którzy chcieliby ponownie lub też po raz pierwszy zetknąć się z jedną z najdłuższych wojen w Europie. Natomiast wydawnictwu Bellona należą się słowa uznania za wydanie tej cennej na rynku wydawniczym pozycji i za wspaniałe ilustracje w środku. Mały minus za nieduże, szare mapy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby następnym razem naprawić ten mankament i wydać książkę z większą liczbą map; natomiast Czytelnikom radzę przed rozpoczęciem lektury zaopatrzyć się w dobry atlas historyczny.