Najnowsze analizy wskazują, że kanadyjskie fregaty Canadian Surface Combatant będą miały większą wyporność i będą droższe, niż pierwotnie zakładano. Według najnowszych szacunków parlamentarnego biura budżetowego koszt całego programu wyniesie 77,3 miliarda dolarów kanadyjskich, chociaż gdy podpisywano kontrakt w 2019 roku, koszt ten szacowano na 69,8 miliarda dolarów. Dla porównania: w 2008 roku szacowano, że program budowy nowych okrętów wojennych będzie kosztował nieco ponad 28 miliardów dolarów w ówczesnych cenach.

Zwycięzcą kanadyjskiego przetargu w 2018 roku został Lockheed Martin, który zaoferował dostosowaną do kanadyjskich wymagań wersję brytyjskiej fregaty typu 26. Kontrakt podpisano w kolejnym roku. Okręt ze zwycięskiego projektu miał mieć wyporność standardową 6900 ton, ale od tego czasu wzrosła ona do 7800 ton, a wyporność pełna ma sięgać nawet 9400 ton. To niemal dwa razy więcej od 4700 ton wyporności fregat typu Halifax. Palenie blach pod pierwszą jednostkę jest zaplanowane na 2024 rok. Budową okrętów zajmuje się przedsiębiorstwo Irving Shipbuilding z Halifaksu.



Rosnące koszty projektu mogą zmusić rząd kanadyjski do poszukania innych rozwiązań, jednak na obecnym etapie anulowanie całego przedsięwzięcia byłoby bardzo trudne pod względem finansowym, a ponadto stworzyłoby lukę w możliwościach operacyjnych kanadyjskiej marynarki wojennej. Ponadto wybór tańszego rozwiązania pozbawiłby marynarkę niektórych zaawansowanych możliwości, na których zależało jej w momencie ogłaszania zwycięstwa projektu Lockheeda.

Program budowy nowych fregat jest częścią większej narodowej strategii budownictwa okrętowego zainicjowanej w 2010 roku. Celem było stworzenie stabilnej bazy przemysłowej dostosowanej do potrzeb kanadyjskiej marynarki wojennej, a utrzymującej się z regularnych zleceń na budowę kolejnych okrętów. W zamyśle miało to pozwolić uniknąć problemów koniunkturalnych, kiedy po sobie następowałyby okresy jednoczesnego zamawiania dużej liczby okrętów przeplatane latami bez żadnych zamówień do czasu kolejnej wymiany pokoleniowej.

Fregata HMCS St. John’s typu Halifax w Gdyni. Okręty tego typu mają 4700 ton wyporności standardowej.
(Maciej Hypś, Konflikty.pl)

– W naszym najlepszym interesie leży to, aby stocznie były w dobrej kondycji przez długi czas, a nie żeby musiały sobie radzić z okresami natłoku zamówień, a potem długimi przestojami, jak to było w przeszłości – tłumaczy badacz i analityk kanadyjskiej marynarki wojennej Timothy Choi. – Jeśli zbuduje się okręty naprawdę szybko w ciągu pięciu do siedmiu lat, jak to zrobiliśmy z fregatami Halifax, a pracę podzieli się na trzy różne stocznie, to po skończeniu budowy nie mają one nic do roboty. I zanim będą mogły znowu zbudować coś dużego, musi upłynąć kolejnych dwadzieścia lat.



Minusem strategii obliczonej na wieloletnie programy budowy okrętów jest to, że z biegiem lat inflacja coraz bardziej podnosi koszty ich budowy. Z drugiej strony przy szybkiej realizacji budowy, a potem latach przestoju ryzykuje się utratę bazy przemysłowej i umiejętności wśród stoczniowców. Szacunki z 2008 roku zakładały właśnie szybką budowę nowych fregat, a z powodu wdrożonej w 2010 nowej strategii dla przemysłu stoczniowego w szacunkach zaczęto umieszczać również wpływ inflacji. Między innymi stąd taka różnica w wartości programu pomiędzy 2008 i 2019 rokiem.

Większa wyporność, większe możliwości

Okręty stają się coraz większe, ponieważ Kanadyjczycy dodają do nich coraz więcej urządzeń i uzbrojenia. Przykładowo oryginalny radar z obrotową anteną z fregat typu 26 zastąpiono wywodzącym się z systemu Aegis radiolokatorem AN/SPY-7 Long Range Discrimination Radar, który ma większe możliwości, ale i większą masę. Ponadto okręty będą miały radary nawigacyjne pracujące w pasmach X i S oraz będą w pełni kompatybilne z okrętami amerykańskiej marynarki wojennej, co oznacza, że przykładowo będą mogły strzelać do celów wykrytych przez okręty amerykańskie. Wśród uzbrojenia znajdą się między innymi trzydzieści dwie pionowe wyrzutnie rakiet, a dodatkowo wyrzutnie pocisków woda–woda Naval Strike Missile i wyrzutnie torped.

Kanadyjczycy rozważali zakupienie tylko niewielkiej liczby zaawansowanych fregat opartych na t,ypie 26 i uzupełnieniu floty większą liczbą mniejszych i tańszych fregat opartych na brytyjskim typie 31e wywodzącym się z duńskich fregat typu Iver Huitfeldt. Te okręty miałyby mniejsze możliwości bojowe, ale z powodu rosnących kosztów całego programu kanadyjski rząd na wszelki wypadek musi być przygotowany do wdrożenia opcji rezerwowej.



– Uważam, że rozsądniejsze byłoby wykorzystanie okrętu, który ma już sprawdzoną konstrukcję i znane koszty – powiedział Bryan Clark, emerytowany oficer US Navy i członek The Hudson Institute. – Czy Kanada musi mieć najnowocześniejsze okręty na świcie, czy może wykorzystać sprawdzone już konstrukcje? Nowoczesne, ale już sprawdzone. I być może nie musi to być okręt nowej generacji.

Jedną z dostępnych opcji byłyby fregaty typu FREMM, które już raz zostały odrzucone przez Kanadę. Teraz jednak sytuacja jest inna, ponieważ nowe amerykańskie fregaty typu Constellation będą oparte na tej konstrukcji, co dodatkowo pozwoliłoby obniżyć koszty w razie współpracy. Według szacunków taki ruch pozwoliłby zaoszczędzić około 6 miliardów dolarów kanadyjskich. Najprawdopodobniej Kanada zostanie jednak przy typie 26. Jako że nowe okręty zamawia się raz na kilka dekad, lepiej kupić teraz najnowocześniejsze, które dłużej utrzymają swój potencjał.

Zobacz też: Belgia: Zmodernizowane Pandury są niesprawne

(defensenews.com)

BAE Systems