Turecki odrzutowy bezzałogowy statek powietrzny Kızılelma (MIUS) – najmłodsze „dziecko” spod znaku Bayraktar – oderwał się dziś od ziemi podczas prób w ośrodku doświadczalnym w europejskiej części Turcji. Pierwszy lot trwał jedynie około siedmiu sekund, ale nie wiadomo, czy samolot rzeczywiście miał się wznieść w powietrze czy też był to drobny wypadek w toku prób naziemnych. Wprawdzie niedawno zapowiadano rychły oblot, ale mowa była o pierwszych tygodniach 2023 roku.
Długość, czy raczej krótkość, przelotu wskazywałaby na przypadkowość. Niecałe pięćdziesiąt lat temu w podobny sposób nastąpił pierwszy lot F-16 Fighting Falcona (pilot Phil Oestricher oderwał się od pasa, gdyż w czasie próby kołowania samolot począł zbaczać w lewo i nie było innego sposobu na uniknięcie katastrofy). Z drugiej strony na miejscu był obecny szef Baykar Teknoloji, Selçuk Bayraktar, więc może jednak wszystko było zaplanowane.
Jeżeli lot rzeczywiście miał nastąpić właśnie dziś, oznacza to, że Kızılelma może się pochwalić zapierającym dech tempem rozwoju jak na tak ambitny projekt. 20 listopada dron rozpoczął cykl prób naziemnych. Nazwa samolotu znaczy dosłownie znaczy: „czerwone jabłko”, ale w tym wypadku nazwy użyto w jej metaforycznym znaczeniu jako symbolu tureckiej dumy narodowej (tak jak po polsku „biały orzeł” to coś więcej niż tylko ptak drapieżny o białym upierzeniu).
Według założeń projektowych Kızılelma to maszyna rozwijająca prędkość naddźwiękową, mająca wykonywać szerokie spektrum zadań, od bliskiego wsparcia powietrznego po przełamywanie obrony powietrznej. Co najistotniejsze, ma to być samolot pokładowy, stanowiący istotny element komponentu lotniczego tureckiego lotniskowca lekkiego vel uniwersalnego okrętu desantowego Anadolu.
Napęd maszyny stanowi produkowany przez ukraińską Motor Sicz silnik AI-25TŁT, wersja rozwojowa jednostki napędowej znanej z samolotów szkolno-treningowych L-39 Albatros czy polskiego samolotu rolniczego M-15. Jest to silnik bez dopalacza, toteż Kızılelma w obecnym wcieleniu jeszcze nie jest samolotem naddźwiękowym, ale już następny prototyp, Kızılelma-B, ma dysponować silnikiem AI-322 o ciągu wynoszącym 44 kiloniutony z dopalaniem. Producent zapewnia, że jeszcze przed wojną w Ukrainie zgromadził zapas jednostek napędowych pozwalający na realizację programu badawczo-rozwojowego.
„Czerwone jabłko” ma również być trudno wykrywalne dla radaru, ale mimo futurystycznej sylwetki, przywodzącej na myśl chiński myśliwiec J-20, ma rzucającą się w oczy wadę, notabene dokładnie tę samą co J-20, czyli przednie powierzchnie sterowe. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie pożenieniu układu kaczki z koncepcją stealth, ale już od czasów F-117 wiadomo, że stery wysokości umieszczone przed skrzydłem stanowią atrakcyjny kąsek dla stacji radiolokacyjnych. Dysza silnika również nie sprzyja właściwościom stealth, ale tu wyraźnie widać, że mamy do czynienia z rozwiązaniem prowizorycznym. Czas na oceny przyjdzie dopiero po wprowadzeniu docelowych modyfikacji.
Do wymiany kwalifikuje się także podwozie. Jeśli Kızılelma będzie maszyną pokładową, cienkie golenie najpewniej nie dadzą sobie rady z wstrząsami i naprężeniami, które nieodłącznie towarzyszą lądowaniom na okręcie. Wydaje się wobec tego, że prędzej czy później w toku rozwoju konstrukcji ujrzymy drona z podwoziem podobnym na przykład do tego w X-47B.
Według materiałów promocyjnych Baykar Teknoloji Kızılelma może latać przed sześć godzin, ma promień działania 500 mil morskich i pułap praktyczny około 10 500 metrów. Maksymalna masa startowa wynosi 6 tysięcy kilogramów. Uzbrojenie będzie przenoszone w wewnętrznej komorze uzbrojenia. Nie wiadomo, czy planowana jest integracja drona z zachodnimi pociskami i bombami, możliwe, że w zgodzie z duchem nazwy drona Bayraktar ograniczy się do uzbrojenia rodzimej produkcji. Do dyspozycji jest już spory wachlarz, od pocisków powietrze-powietrze Gökdoğan przez pociski manewrujące SOM-J (pierwotnie przeznaczone dla tureckich F-35) po niewielkie bomby ślizgowe MAM-L i MAM-C.
Zagadkę stanowi stopień autonomiczności drona. Początkowo w fazie prób będzie kontrolowany z ziemi, ale w warunkach bojowych jest to niepraktyczne, zwłaszcza jeśli miałby przebywać 900 kilometrów od stanowiska operatora. Być może Turcy chcą zeń uczynić lojalnego skrzydłowego, który będzie towarzyszyć maszynom załogowym, a zwłaszcza rodzimemu TF-X. Najambitniejszym celem byłaby oczywiście półautonomia, w której ramach „czerwone jabłko” mogłoby wykonywać zadania bojowe, ograniczone jedynie ramowymi instrukcjami. Wydaje się jednak, iż systemy bezzałogowe jeszcze przez pewien czas nie dorosną do tego etapu.
Nie wiadomo również, jakim pakietem czujników będzie dysponować Kızılelma. Turcy chcą zainstalować stację radiolokacyjną klasy AESA, zapewne tę samą, która trafi do tamtejszych F-16, noszącą nazwę Murad. Notabene oba samoloty mają podobne rozmiary: około 10 metrów rozpiętości i niecałe 15 metrów długości. Wiadomo za to, że istnieją plany wersji dwusilnikowej, trudno jednak powiedzieć, kiedy mogłyby zostać zrealizowane „w metalu”.
Zobacz też: Dajcie więcej luf, podwozie wytrzyma – czyli nowości chińskich systemów SHORAD