Sytuacja Haiti pozostaje dramatyczna. 80% stolicy kontrolują silnie zmilitaryzowane zorganizowane grupy przestępcze, cywile organizują lokalne grupy samoobrony, a rząd zdaje się nie mieć pomysłu na złagodzenie kryzysu. Prezydent Ariel Henry kilkukrotnie prosił o pomoc społeczność międzynarodową. Partnerzy z Ameryki Północnej nie odpowiedzieli, obawiając się powtórki z ostatniej interwencji na Haiti, która zakończyła się epidemią cholery i oskarżeń o przemoc seksualną. Odpowiedź na wezwania Haitańczyków przyszła z niespodziewanej strony – z Afryki Wschodniej.

Haiti coraz bardziej przypomina strefę wojny, w której watażkowie walczą o kontrolę nad szczątkami kraju. Ofiarami padają zarówno zamożni, jak i biedni Haitańczycy, a także obcokrajowcy. Od stycznia do czerwca 2023 roku uprowadzono 293 osoby, spośród których większość stanowiły kobiety. W Port-au-Prince jest tak niebezpiecznie, że personel dyplomatyczny nie może korzystać z komunikacji miejskiej i taksówek w obawie przed porwaniami. Z powodu stale wzrastającego poziomu zagrożenia większość państw odradza swoim obywatelom podróże na Haiti.



Wycofanie się wolontariuszy może oznaczać dalsze pogłębienie kryzysu, ponieważ na ich pracy opiera się między innymi zapewnienie pomocy medycznej dla najbiedniejszych. Tymczasem haitańska policja nie jest w stanie ustabilizować sytuacji. Wpływy gangów przenikają do niemal wszystkich sfer władzy — od polityki po siły zbrojne. Niektóre grupy dowodzone są przez byłych policjantów. Jedna z najpotężniejszych organizacji w Port-au-Prince to Rodzina G9 i Sojusznicy, na której czele stoi Jimmy „Barbecue” Chérizier.

Bezkarność i anarchia pchnęły część mieszkańców stolicy do formowania oddziałów samoobrony. Te uzbrojone często jedynie w pałki i maczety luźne formacje za cel stawiają sobie wyrzucenie bandytów ze swoich dzielnic. Doszło do kilku linczów, podczas których rozwścieczony tłum zamordował członków grup przestępczych a ciała spalił na dowód swojej bezkompromisowości i desperacji.

W tak dramatycznej sytuacji nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za zorganizowanie międzynarodowej misji stabilizacyjnej. Pomimo próśb haitańskiego rządu żadne państwo nie zdecydowało się nawet rozpocząć rozmów na temat sformowania potencjalnej koalicji mającej pomóc Port-au-Prince w walce z gangami.

Afro-karaibska koalicja i wątpliwości

Pierwszym krajem, który zdecydował się na ogłoszenie zamiaru wsparcia Haiti, była Kenia. Minister spraw zagranicznych Alferd Mutua oświadczył, że Nairobi jest w stanie ad hoc wysłać tysiąc policjantów, którzy mieliby wesprzeć swoich haitańskich kolegów w skutecznej walce z przestępczością. Wszystko ma odbywać się w zgodzie z wytycznymi Unii Afrykańskiej i tylko po uzyskaniu mandatu ONZ.

Kenijczycy gotowi są wysłać na początek niewielką grupę policjantów, którzy mają ocenić sytuację w Port-au-Prince przed określeniem celów i ram potencjalnej operacji. Oferta spotkała się z poparciem ONZ, Kanady i Stanów Zjednoczonych. Jest to ważny krok w kierunku uznania misji jako operacji w ramach mandatu przyznanego przez Radę Bezpieczeństwa.



Mimo wyraźnie widocznej niechęci do wzięcia odpowiedzialności za ewentualną interwencję Nairobi znalazło nieoczekiwanego sprzymierzeńca – Bahamy. Dołączyły one do powoli formującej się koalicji, w której znalazły się również Jamajka i Senegal. Rząd w Nassau zadeklarował gotowość wysłania 150 policjantów, jednak również z zastrzeżeniem, że operacja musi mieć mandat RB ONZ. Bahamczycy wyrazili też nadzieję, że Kanada i USA nie pozostaną głuche na problemy regionu i zaangażują się w potencjalne działania na Haiti.

Mimo powoli wzrastającego poparcia dla przewodzonej przez Kenię misji pojawiają się głosy krytyczne. Część obserwatorów zastanawia się, czy kenijscy policjanci są najlepszymi kandydatami do roli stabilizatorów Port-au-Prince. Argumentem podnoszonym najczęściej była brutalność, jaką cechowali się przy wprowadzaniu regulacji w czasach pandemii COVID-19 i w trakcie tłumienia protestów najbiedniejszych mieszkańców Nairobi w czerwcu 2023 roku.

Kolejnym problemem jest stosunkowo małe doświadczenie kenijskiej policji w realizacji misji zagranicznych. O ile wojsko zdobywało szlify między innymi podczas działań w Somalii, o tyle służby porządkowe nie miały okazji uczestniczyć w poważniejszych operacjach poza granicami kraju. Tylko trzydziestu dwóch policjantów brało udział w działaniach pod egidą ONZ. Dla porównania: Rwanda, Ghana czy Egipt mają nawet kilka tysięcy oficerów dysponującym takim doświadczeniem.



Inną kwestią jest niewielka znajomość języka francuskiego wśród Kenijczyków. Może to znacznie utrudnić kontakty z ludnością cywilną, której mieliby pomagać.

Inaczej na powyższe problemy patrzy przedstawiciel Independent Medico-Legal Unit Peter Kiama. Jego zdaniem problemy, z jakimi mierzy się kenijska policja, związane są z niejasnym systemem, który wytworzył się w kraju, a nie z profesjonalizmem samych funkcjonariuszy. Naciski ze strony polityków i brak jasnej odpowiedzialności mają być cechą wewnętrzną i, zdaniem Kiama, nie zostaną przeniesione na potencjalną misję zagraniczną.

Bardzo ostro o pomyśle Nairobi wypowiedział się Otsieno Namwaya, badacz związany z Human Rights Watch. Stwierdził on, że będzie to eksportowanie policyjnej brutalności i represji, a nie wsparcie dla Haiti. Należy wspomnieć, że podobnych zastrzeżeń nie ma ONZ.

Zobacz też: Rosjanie i Amerykanie uderzają w imperium Wagnerowców

Guido Potters, GNU Free Documentation License, Version 1.2