Władze Kamerunu dostrzegły poważny problem, jakim są „zniknięcia” członków sił zbrojnych. Żołnierze porzucający wojsko wyjeżdżają z kraju, szukając pracy na rynku prywatnych firm wojskowych. Wielu trafia do Rosji, gdzie wykorzystywani są jako mięso armatnie w trwającej wojnie z Ukrainą. Skala dezercji jest tak duża, że odpływ żołnierzy stanowi realne zagrożenia dla bezpieczeństwa Kamerunu.

Problem nie jest jednak nowy i w swej istocie nie ma nic wspólnego z Rosją ani Ukrainą. Trapi on kameruńskie siły zbrojne od 2018 roku. Wówczas odnotowano brak, według różnych szacunków, od 300 do nawet 600 żołnierzy. Minister delegat przy prezydencie odpowiedzialny za obronę Joseph Béti Assomo potwierdził wówczas, że problem istnieje, lecz nie jest tak poważny, jak donosiły media. Wkrótce okazało się, że jednak jest.

Rząd zawiesił zezwolenia na zagraniczne urlopy członków sił zbrojnych, ale okazało się to niewystarczające. Dwa lata później mówiono o 637 brakujących żołnierzach. Zbiegło się to w czasie z walkami w Ambazonii – anglojęzycznym regionie Kamerunu dążącym do uzyskania niepodległości od frankofońskiej władzy centralnej. Prawdziwym powodem były otwierające się możliwości pracy w sektorze prywatnym. A przełomem była zmiana sytuacji we wschodniej Ukrainie i poszukiwanie przez Rosję najemników gotowych ruszyć na front.

Dezerterzy najemnicy

Kamerun od lat mierzy się z drenażem mózgów na ogromną skalę. Specjaliści i dobrze wykształ­cona kadra cywilna wyjeżdża z kraju (przede wszystkim do Kanady i Wielkiej Brytanii), a rząd desperacko szuka metod na ograniczenie tego zjawiska. Wyjazdy żołnierzy mają charakter wyłącznie zarobkowy. Profesjonalizacja sił zbrojnych rozpoczęta wraz z reformami rozpoczętymi w 2001 roku sprawiła, że żołnierze zyskali niezbędną wiedzę, a walka przeciwko Boko Haram sprawiła, że nabrali doświadczenia.

Wraz ze wzrostem kompetencji nie szło jednak zwiększenie uposażeń. Kameruńscy starsi szeregowi zarabiają równowartość 234 dolarów miesięcznie. Jego odpowiednik w Rosji otrzyma 2479 dolarów. Tak duże różnice sprawiają, że wielu Kameruńczyków szuka szczęścia jako najemnicy na ukraińskim froncie.

Tu nie Netflix – za nic nie trzeba płacić. Jak długo będziemy istnieć, tak długo dostęp do naszych treści będzie darmowy. Pieniądze są jednak niezbędne, abyśmy mogli funkcjonować.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

MAJ BEZ REKLAM GOOGLE 93%

W mediach społecznościowych pojawiają się pogłoski dotyczące wielkich nadziei, jakie wiązane są z rozwojem rosyjskiego Korpusu Afrykańskiego. Wielu żołnierzy na razie nie wyjechało, ponieważ nie mają pewności, w jakich warunkach i w ramach jakich struktur mieliby walczyć. Utworzenie typowo afrykańskich oddziałów z pewnością przyczyniłoby się do szerszego napływu z kontynentu. Zdobycie doświadczenia w formacjach najemniczych stanowi potencjalne zagrożenia dla Kamerunu. Niskie zarobki i niestabilna sytuacja polityczna sprawiają, że powrót byłych najemników może okazać się kolejnym poważnym wyzwaniem.

Sztab generalny staje przed niezwykle poważnym problemem — jak zniechęcić żołnierzy do wyjazdu? Zakazy wyjazdów zagranicznych okazały się nieskuteczne. Trudno jednocześnie oczekiwać rozbudowanego wsparcia socjalnego mogącego rywalizować z tym, co najemnik zarobi podczas kontraktu w Rosji.

Retencji kadr nie sprzyja również sposób, w jaki młodzi mężczyźni wiążą się z siłami zbrojnymi. Rekrutacja w przypadku zwykłych żołnierzy opiera się na trzyletnich kontraktach, a w przypadku oficerów – dziesięcioletnich. Po zakończeniu umowy są automatycznie prze­dłu­żane, o czym sami żołnierze często nie są informowani. Problemem jest również kwestia rotacji jednostek biorących bezpośredni udział w walkach na terenie Ambazonii i jeziora Czad. Wiele pododdziałów zmuszanych jest do działań operacyjnych znacznie dłużej niż początkowo zakładano co sprawia, że wśród żołnierzy powszechne są uzależnienia i zespół stresu pourazowego.

Kamerun nie oferuje członkom sił zbrojnych wsparcia w zakresie zdrowia psychicznego. Weterani nie są też objęci programami wspierającymi odnalezienie się na cywilnym rynku pracy. Muszą sami radzić sobie z problemami, co często próbują robić na własną rękę alkoholem i środkami odurzającymi. Wielu staje się zdesperowanych i łatwo ulega pokusie poszukiwania lepszego życia wśród rosyjskich psów wojny. Według pogłosek w mediach dowództwo ma rozważać programy zachęcające do budowania lojalności, jednak szczegóły nadal nie zostały ujawnione.

Między wolną wolą a przymusem

Jak donoszą Ukraińcy, wśród schwy­tanych rosyjskich żołnierzy i wspierających ich sił nieregularnych znajduje się wielu Afrykanów. Nie wszyscy to wcieleni siłą studenci i imigranci zarobkowi. Mogą również znajdować się wśród nich doświad­czeni bojownicy rekrutowani przez Wagnerowców w Republice Środkowo­afrykańskiej. Afrykańscy najemnicy nie cieszą się dobrą opinią. Wielu jest źle wyszkolonych i nie radzi sobie dobrze w warunkach brutalnej wojny, co dodatkowo utrudnia ogromna nieufność, jaką wykazują wobec nich dowódcy. Znaczna część nie przechodzi przeszkolenia, ponieważ jako osoby posiadające doświadczenie wojskowe od razu kierowani są do walki.

Na front trafiają również osoby doskonale zdające sobie sprawę z tego, co będą robić. Dotyczy to setek obywateli Nepalu, wśród których są zarówno młodzi poszukiwacze przygód, jak i weterani pracujący wcześniej w prywatnych firmach wojskowych w Afganistanie. Rosjanie wykorzystują złą sytuację ekono­miczną Nepalu do prowadzenia rekrutacji. Młodzi mężczyźni są gotowi walczyć, ale, jak sami później wspominają, nie byli gotowi na taką wojnę. Zagra­niczni bojownicy mają być organizowani w osobne jednostki i posyłani w najtrudniejsze regiony.

Nie wszyscy znajdujący się na froncie walczą z własnej woli. Są to często pracownicy sezonowi i studenci, przed którymi postawiono wybór: front albo deportacja. W większości nie są to byli żołnierze, lecz młodzi mężczyźni, którzy po minimalnym przeszkoleniu kierowani są wprost w piekło walki.

Wcielanie do wojska studentów i imigrantów to jedno, ale ściąganie podstępem zdespero­wa­nych ludzi to zupełnie inna sprawa. Przedstawiciele indyjskiego Centralnego Biura Śled­czego odkryli siatkę, która sprowa­dzała do Rosji młodych Indu­sów, kusząc ich perspektywą pracy zarobkowej. W procederze uczest­ni­czyły biura rozsiane po całym kraju. Oficjalnie pomagały w załat­wie­niu wizy, jednak w rze­czy­wis­tości organi­zo­wały werbu­nek nie­świa­do­mych mężczyzn, którzy następ­nie trafiali na front.

Osobami kluczowymi dla działalności organizacji było czterech obywateli Indii: Nijil Jobi Bensam, Anthony Michael Elangova oraz Arun i Yesudas Junior. Handlarze ludźmi byli bardzo aktywni w mediach społecz­noś­cio­wych, gdzie skupiali się na pro­mo­wa­niu pracy w Rosji jako metody na wyrwanie się z biedy.

US Army / Spc. Dracorius White