W ostatnim czasie konflikt na Morzu Czerwonym nieco przycichł. Po ogłoszeniu rozejmu w Gazie bojownicy Ruchu Huti zawiesili swoją działalność, z wykluczeniem statków izraelskich, a marynarki zachodnie nie prowokują niepotrzebnie kolejnych starć. Obecnie ruch wciela się w rolę nadzorcy rozejmu w Gazie i deklaruje gotowość do ponowienia działań w przypadku eskalacji. W ostatnim czasie doszło do lekkiej intensyfikacji walk na lądzie z siłami koalicji, jednak na ten moment nie jest to znaczący kryzys. Jednym z pozytywnych oznak jest fakt, że na szlak przez cieśninę Bab al-Mandab powróciły niepowiązane z Iranem transporty amoniaku.

Czy w takim razie sytuacja w Jemenie zmierza ku dobremu? Częściowo tak, jednak lista problemów, z którymi muszą się mierzyć mieszkańcy tego kraju, nadal jest długa.

ONZ reaguje na agresję Hutich

Wczoraj ONZ poinformował o zawieszeniu działań humanitarnych na obszarze muhafazy Sa’ada, będącej kolebką Ruchu Huti. Jemeńscy terroryści od dłuższego czasu prowokowali tę decyzję, porywając pracowników organizacji humanitarnych oskarżanych o szpiegostwo. Aresztowanie kolejnych ośmiu osób stało się punktem krytycznym, a oświadczenie wydane przez sekretarza generalnego ONZ wyraźnie wskazywało tę sytuację jako powód decyzji. Według komunikatu jest to środek nadzwyczajny i tymczasowy, wynikający z troski o bezpieczeństwo personelu Narodów Zjednoczonych. Sekretarz wezwał również do uwolnienia porwanych pracowników.

Dzisiaj pojawiła się informacja, że jeden z pracowników Światowego Programu Żywnościowego zmarł w niewoli. Był nim Ahmed Baalawi, specjalista w dziedzinie IT. Okoliczności jego śmierci nie są znane. Decyzja sekretarza najprawdopodobniej została wydana przed przekazaniem informacji o śmierci Baalawiego, a wczorajszy komunikat nie wspomina o ofiarach wśród pracowników ONZ.

Przedstawiciele Ruchu Huti nie ustosunkowali się na ten moment do decyzji sekretarza generalnego. Szpiegomania i poczucie bezkarności przyniosły stosowne efekty. Reakcja ONZ jest dosyć łagodna i zapewne nie zmusi Hutich do zmiany postawy. Pomimo tragicznej sytuacji humanitarnej w północnym Jemenie Ansar Allah cieszy się społecznym poparciem, kierując niezadowolenie społeczne przeciwko Izraelowi, Stanom Zjednoczonym i Arabii Saudyjskiej. Decyzja zapewne przyczyni się do cierpienia kolejnych osób, jednak wydaje się smutną koniecznością.

Głównym argumentem na rzecz prowadzenia działalności na terenach Hutich, poza kwestiami moralnymi, jest fakt, że stabilizowanie sytuacji humanitarnej pomaga zmniejszyć intensyw­ność walk i buduje grunt pod rozwiązania pokojowe. Ostatni rok pokazuje wszakże, iż efekty tej polityki są mizerne. Huti przyzwyczaili się, że mogą gryźć karmiącą ich rękę i nadal eskalować konflikt w regionie.

Kolejnym bolesnym ciosem dla sytuacji humanitarnej w kraju jest zawieszenie amerykańskiej pomocy dla Jemenu. Decyzją Donalda Trumpa niemal cała pomoc zagraniczna kierowana z Waszyngtonu została zamrożona. Biały Dom ma zamiar zlikwidować również Agencję Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID), co wiążę się z całą batalią sądową wewnątrz amerykańskiego systemu. Sytuacja jest nadal rozwojowa, a wczoraj Waszyngton wznowił dotacje dla Światowego Programu Żywnościowego.

USA były jednymi z najważniejszych donatorów pomocy humanitarnej dla Jemenu. Od 2014 roku Waszyngton przeznaczył łącznie 5,9 miliarda dolarów od początku wojny. Decyzja jest podyktowana amerykańską polityką wewnętrzną. Według Trumpa tego typu działania są marnowaniem pieniędzy podatników. Przeciwnicy tej decyzji wspominają, że pomoc humanitarna pozwala stabilizować państwo, a co za tym idzie – efektywniej walczyć z terroryzmem, w tym Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego działającą na południu kraju.

Spory wewnątrz koalicji

Kolejnym ciosem dla Jemeńczyków jest konflikt w Hadramucie. Region ten znajduje się na wschodzie kraju i jest podzielony między oddziały powiązane z Południową Radą Tymczasową i Sojuszem Plemion Hadramutu (HTA) wspieranym przez Arabię Saudyjską. HTA wszedł w ostatnim czasie w konflikt z rządem centralnym, którego główną instytucją jest Rada Prezydencka).

Powodem sporu jest spór o projekty rozwojowe w regionie. Przewodniczący rady Raszad al‑Alimi miał utrudniać osiągnięcie porozumienia w sprawie planowanych projektów, między innymi budowy szpitala w regionie Ghajl ibn Jamin, niedaleko miasta Al‑Mukalla. W odpo­wie­dzi HTA zatrzymał eksport ropy z terenów znajdujących się w jego jurysdykcji. Decyzja ta wywołała kryzys energetyczny w tymczasowej stolicy kraju, Adenie. Niezadowoleni mieszkańcy miasta wyszli na ulice. Premier Jemenu Ahmad Awad ibn Mubarak zapowiedział, że w ramach rozwiązania tymczasowego zwiększony zostanie import ropy z muhafazy Marib.

Spór ten, oprócz bycia uciążliwym dla mieszkańców Adenu, stanowi również przykład jednego z największych problemów w kraju. Władza centralna w Jemenie nie jest na tyle silna, by efektywnie zarządzać krajem. Obecnie istniejąca Rada Prezydencka powstała z inicjatywy Arabii Saudyjskiej i miała na celu wypracowanie wspólnego frontu wśród jemeńskich frakcji. Instytucja ta jest powszechnie uznawana przez ekspertów za nieefektywną, niebędąca w stanie stworzyć silnej władzy. Z tego powodu mamy do czynienia z takimi sytuacjami, w której dwóch przedstawicieli koalicji skacze sobie do gardeł. Wzmacnia to Ruch Huti, który może wykorzys­ty­wać podziały wśród swoich wrogów. Jest to również utrudnienie dla procesu pokojowego; ciężko rozmawiać z rządem, którego decyzje mogą zostać podważone przez inne frakcje.

Sukcesy Mirage’ów

W kontekście niedawnej wiadomości o przekazaniu pierwszych Mirage’ów 2000 ukraińskim siłom powietrznym odnotujmy również informację, którą podał szef sztabu francuskiej Armée de l’air et de l’espace. Według generała Jérôme’a Bellangera w ochronie żeglugi na Morzu Czerwonym oraz zwalczaniu pocisków manewrujących i dronów Hutich brały udział nie tylko wielozadaniowe samoloty bojowe Rafale, ale także Mirage’e 2000‑5F. Jedne i drugie miały dowieść swojej wysokiej skuteczności w zwalczaniu samolotów pocisków rodziny Szahed (w Rosji znanej jako Gierań). Francuskie Mirage’e stacjonują na stałe w Dżibuti.

Mirage’e przekazane Ukrainie reprezentowały standard 2000C RDI (Radar Doppler à Impulsions, czyli radar impulsowo-dopplerowski), ale przed wysyłką nad Dniepr zostały zmodernizowane do standardu 2000‑5F lub przynajmniej analogicznego. Myśliwce tego typu doskonale nadają się do zadań przeciwdronowych ze względu na bardzo niską prędkość przeciągnięcia, jak przystało na rasową deltę.

Imago / Alamy Stock Photo