Premier Japonii Fumio Kishida postuluje wprowadzenie nowych, szerszych ram dla budżetu ministerstwa obrony. Celem jest zwiększenie w ciągu pięciu lat wydatków na obronę do zalecanego przez NATO poziomu 2% PKB. Swoje pomysły na zwiększenie potencjału militarnego zgłasza też nowy szef resortu obrony Yasukazu Hamada. Podobnie jak w Europie do debaty publicznej wraca też sprawa schronów przeciwlotniczych. Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że w Japonii sytuacja na tym polu również wygląda kiepsko.
Przedstawiony przez japońskie ministerstwo obrony pod koniec sierpnia projekt budżetu na rok podatkowy 2023 przewiduje wydatki w wysokości 5,596 biliona jenów. Nie jest to jednak ostateczna kwota, resort jeszcze szacuje koszty niektórych projektów. Zdaniem mediów oznacza to, że finalnie przyszłoroczne wydatki na obronę mogą osiągnąć 6 bilionów jenów, a tym samym przekroczyć 1% PKB.
Dla porównania: tegoroczny budżet japońskiego resortu obrony wynosi 5,4 biliona jenów. Niemniej, ze względu na rekordowo niski kurs jena do dolara, po przewalutowaniu planowane japońskie wydatki nie wyglądają już tak imponująco – wynoszą około 40 miliardów USD.
Postulowany przez Kishidę i wielu polityków rządzącej Partii Liberalno Demokratycznej (LDP) wzrost wydatków na obronę ma kilka haczyków ocierających się o kreatywną księgowość. Premier chce przyjąć standardy NATO nie tylko na poziomie środków względem PKB, ale także sposobu liczenia. Obecnie budżet japońskiego ministerstwa obrony nie uwzględnia wydatków związanych ze strażą wybrzeża, emeryturami wojskowymi i misjami ONZ. Po uwzględnieniu tych pozycji japońskie wydatki na obronę wynoszą nie 5,4 biliona, ale 6,1 biliona jenów, co odpowiada 1,08% PKB.
Krytyczny wobec rządu dziennik Yomiuri Shimbun wskazuje też na duże wahania w budżecie japońskiego ministerstwa obrony. Po uwzględnieniu wspomnianych emerytur, misji i straży wybrzeża, a także korekt budżetu w roku 2021, wydatki na obronę sięgnęły 1,24% PKB.
Cały czas pozostaje też otwarta podstawowa kwestia, czyli skąd wziąć na to wszystko pieniądze? Pamiętajmy, że chodzi o 5–6 bilionów jenów rocznie. Yoichi Miyazawa, odpowiadający w LDP za politykę podatkową, z góry odrzuca zwiększanie zadłużenia państwa. Niechętnie odnosi się również do nakładania nowych danin publicznych. Miyazawa chce szukać pieniędzy w cięciu wydatków gdzie indziej, chociaż nie wchodzi w szczegóły. Jako główne źródło dodatkowych pieniędzy na obronę widzi natomiast podniesienie podatku CIT.
Co istotne, pomysł zwiększenia wydatków na obronę zyskuje rosnące poparcie społeczeństwa. W przeprowadzonym na przełomie września i października na zlecenie telewizji publicznej NHK sondażu 55% respondentów opowiedziało się za wzrostem wydatków, przeciw było 29%. Badanie przeprowadzono na reprezentatywnej grupie 1247 osób.
Kishidzie należy jednak oddać, że wśród jego pomysłów jest lepsza koordynacja potrzeb Sił Samoobrony (Jieitai) z badaniami naukowymi i usprawnienie systemu finansowania tych ostatnich. Rada Bezpieczeństwa Narodowego przedstawiła plan stworzenia ram pozwalających na wymianę opinii z Radą Nauki, Technologii i Innowacji (CSTI), która rozdysponowuje pieniądze na naukę i technologię. Celem jest oczywiście skierowanie części tych środków na projekty związane z obronnością.
Natomiast Takahiro Ueyama z CSTI wraz z Kazuhito Hashimoto, prezesem Japońskiej Agencji Nauki i Technologii, zaproponował utworzenie pozauniwersyteckich ośrodków badawczych w celu rozszerzenia badań naukowych i technologicznych w dziedzinach związanych z wojskowością. Współgra to z pomysłem premiera, chcącego utworzyć japoński odpowiednik amerykańskiej agencji DARPA. Na przestrzeni ostatnich lat podobne koncepcje pojawiały się też między innymi w Chinach i Niemczech, jednak ich realizacja przebiega niezwykle powoli, żeby nie powiedzieć wcale.
W oczekiwaniu na rok 2027
Rok 2027 często przewija się w wypowiedziach amerykańskich oficjeli i analityków jako data osiągnięcia przez Chiny zdolności do przeprowadzenia skutecznej operacji militarnej przeciwko Tajwanowi. Niezależnie od słuszności i prawdopodobieństwa tych założeń rok 2027 stanowi wygodną datę dla wojskowych planistów. Japońskie plany na pięciolatkę można streścić jako: zwiększanie zasięgu środków rażenia, rozwój pocisków hipersonicznych, obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa, wdrażanie bojowych dronów.
Rozwój tych konkretnych zdolności ma pozwolić Jieitai na skuteczne odparcie jakiegokolwiek chińskiego ataku na terytorium Japonii. Chodzi tu przede wszystkim o sporny archipelag Senkaku, nazywany przez Chińczyków Diaoyu. Natomiast w dziedzinie bezzałogowców szanse na dobry interes wietrzy Turcja. Wojna w Ukrainie okazała się kampanią promocyjną Bayraktarów TB2. Już w marcu firma Baykar otwarcie oferowała Japonii swoje drony. Oferta zyskała oficjalną sankcję we wrześniu, gdy w Tokio przebywał minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu. Potwierdził on, ze Ankara jest zainteresowana sprzedażą Japonii bezzałogowców różnych typów, nie tylko Bayraktarów.
Yasukazu Hamada, który w sierpniu zastąpił na stanowisku ministra obrony Nobuo Kishiego, przedstawił 20 października rządowemu panelowi ekspertów rozpisany na dziesięć lat plan zwiększenia zdolności bojowych Sił Samoobrony. Pierwszy etap obejmuje okres do roku 2027. W tym okresie ma rozpocząć się proces pozyskiwania bojowych bezzałogowców. Zakupy mają ruszyć już w przyszłym roku. Natomiast w roku budżetowym 2026 do służby ma zostać wprowadzona wersja rozwojowa pocisku przeciwokrętowego typu 12 o zasięgu zwiększonym z 200 kilometrów do 900 kilometrów, co pozwoli na rażenie przeciwnika, czyli Chin, spoza zasięgu jego obrony przeciwlotniczej. Druga pięciolatka ma obejmować wdrażanie do eksploatacji pocisków hipersonicznych i rojów bezzałogowców.
Schrony i nie tylko
Tyle planów. Japońskie ministerstwo obrony musi się zmierzyć z innymi, bardziej palącymi kwestiami. W zaskakującym ruchu resort przyznał, że w magazynach znajduje się jedynie 60% pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych koniecznych do obrony kraju na wypadek wojny z Chinami lub Koreą Północną.
Osobną kwestią jest zabezpieczenie ludności na ewentualność ataku rakietowego. Tutaj sytuacja wygląda niewesoło. Przez lata japońskie służby i obrona cywilna wyspecjalizowały się w działaniach na wypadek klęsk żywiołowych. W rezultacie skuteczność japońskiej obrony cywilnej w razie wojny stoi pod znakiem zapytania. Rząd premiera Shinzō Abe usiłował temu zaradzić i w latach 2017–2018 przeprowadził serię ćwiczeń antyrakietowych. Z nie do końca jasnych przyczyn zostały one jednak zawieszone po spotkaniu Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem w Singapurze w czerwcu 2018 roku i już ich nie wznowiono.
Teraz sprawa wraca. Rosyjskie ataki na ukraińskie miasta i przelot północnokoreańskich pocisków balistycznych nad północną Japonią uczynił ze schronów temat medialny. Okazało się, że według stanu na kwiecień 2021 roku na terenie całego kraju znajdują się 51 994 obiekty, w których ludność może się schronić przed atakiem lotniczym lub rakietowym przez czas od jednej do dwóch godzin.
Jednak schron schronowi nierówny. Klasyczną dla Europy definicję schronu, czyli podziemnego obiektu o wzmocnionych ścianach i stropie, wypełnia jedynie 1278 obiektów. Z tej liczby jedna dziesiąta znajduje się na terenie Tokio. Prefektura Aomori i Hokkaido, nad którymi 4 października przeleciały północnokoreańskie rakiety, mają odpowiednio tylko osiem i szesnaście podziemnych schronów.
Osobną kwestią jest wyposażenie obiektów. Oprócz dostępu do wody, energii i medykamentów poruszane są kwestie przystosowania schronów do potrzeb osób starszych, niepełnosprawnych i dzieci. Władze przyznały także, iż w wielu schronach konieczna jest wymiana drzwi na mocniejsze, zdolne wytrzymać podmuch pobliskiej eksplozji.
Pod uwagę brane są rożne środki zaradcze. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiste w Europie wykorzystanie w roli schronów stacji metra. Inna opcja to pozwolenie na budowę prywatnych obiektów. Japońskie media za wzór stawiają Szwajcarię, Izrael i Singapur, gdzie schrony są w stanie pomieścić od 90% do 100% populacji. Dla znacznie ludniejszej Japonii to jednak bardzo wysoko zawieszona poprzeczka, zwłaszcza w obliczu aktualnego stanu rzeczy.
Rząd Kishidy uczciwie informuje, że budowa odpowiedniej liczby schronów to projekt na długie lata. Sekretariat gabinetu, czyli z grubsza odpowiednik kancelarii premiera, zażądał w przyszłorocznym budżecie 70 milionów jenów (blisko pół miliona dolarów) na prace analityczno-koncepcyjne. Na początek nowe schrony mają powstawać w prefekturze Okinawa, położonej najbliżej Tajwanu. Na terenie całej prefektury znajduje się tylko sześć schronów, wszystkie na Okinawie. W celu przyspieszenia prac brana jest pod uwagę budowa schronów naziemnych.
Władze lokalne reagują szybciej od centralnych, mają jednak ograniczone możliwości działania. Samorządowcy z położonych nieco ponad sto kilometrów od Tajwanu wysp Ishigaki i Yonaguni już w lipcu zwrócili się do władz prefekturalnych z prośbą o budowę schronów. Samo wznoszenie obiektów to tylko połowa sprawy. Profesor Naofumi Miyasaka z Akademii Obrony Narodowej zwraca uwagę na konieczność wznowienia ćwiczeń obrony cywilnej w zakresie ataków lotniczych i rakietowych.
Zobacz też: Pierwsze amerykańskie wnioski z wojny w Ukrainie