Świat czeka w napięciu na to, co uczyni Izrael. Przeprowadzenie operacji odwetowej wydaje się przesądzone, a jeśli zgodnie z zapo­wie­dziami Cahalu będzie ona „poważna i znacząca”, najpewniej doczekamy się również odpowiedzi Islamskiej Republiki Iranu. Tymczasem Cahal stopniowo rozszerza zakres operacji w południowym Libanie i wciąż walczy w Strefie Gazy. A widoków na rozejm brak. Przyjrzyjmy się każdemu z tych trzech teatrów działań po kolei.

Gaza

W ostatnich tygodniach – a już zwłaszcza w ostatnich dniach – sytuacja na pograniczu izraelsko-libańskim zupełnie przyćmiła wydarzenia w Gazie. Ale nie znaczy to bynajmniej, że wojna z Hamasem dobiegła końca, a prości Gazańczycy i Gazanki mogą powoli wracać do normalnego życia. Nic z tych rzeczy. W północnej części Strefy Gazy, w mieście Bajt Lahija, trwa obecnie operacja prowadzona przez 143. Dywizję „Gazańską” mająca na celu likwidację infrastruktury Hamasu. Z kolei 162. Dywizja walczy w Rafah – gdzie niszczy tunele Hamasu – i wzdłuż tak zwanego korytarza Filadelfi, czyli wąskiego 14-kilo­met­ro­wego pasa wzdłuż granicy Strefy Gazy z Egiptem.

W nocy z 30 września na 1 października izraelskie lotnictwo przeprowadziło nalot na dom w obozie uchodźców palestyńskich An-Nusajrat w centralnej części Strefy Gazy. Zginęło jedenaście osób, w tym kobiety i dzieci. Nie wiadomo, kto był celem uderzenia.

1 października doszło też do krwawego incydentu przy korytarzu Necarim, przecinającym całą enklawę na dwoje od kibucu Be’eri do Morza Śród­ziem­nego. Wieczorem do korytarza zbliżyło się kilkadziesiąt osób, które miały stwarzać zagrożenie dla stacjonujących tam izraelskich żołnierzy. Ci otworzyli więc ogień. Według gazańskiego ministerstwa zdrowia życie straciły trzy osoby. Cała grupa miała chcieć wrócić do swoich domów w północnej części Strefy Gazy, na co Izrael na razie się nie zgadza. Ta kwestia jest jednym z punktów spornych negocjacji w sprawie rozejmu.

2 października nad ranem zbombardowano stanowiska dowodzenia Hamasu ukryte w dwóch szkołach w północnej części Strefy Gazy. Na kolejną szkołę z tego samego powodu spadły bomby nocą z 4 na 5 października. Służba prasowa Cahalu podkreśliła, że podjęto wszelkie kroki, aby zminimalizować straty wśród cywilów używanych przez Hamas w charakterze żywych tarcz. Według palestyńskich mediów zginęło dziewięć osób, a co najmniej dwadzieścia zostało rannych.

W nalocie w Dajr al-Balah zginął także 43-letni Azizi Salha, współsprawca linczu na dwóch izraelskich żołnierzach dokonanego w Strefie Gazy w 2000 roku. Salhę osadzono w izraelskim więzieniu, ale został zwolniony w 2011 roku w ramach wymiany za izraelskiego żołnierza Gilada Szalita.

Hamas, podobnie jak inne organizacje o tym charakterze, jest trudny do wykorzenienia. Już wielokrotnie Cahal musiał rozpoczynać nowe operacje mające zlikwidować obecność zorganizowanych jednostek Hamasu w tych częściach Strefy Gazy, w których już podobno zostały zlikwidowane. Ale jedno udało się zrobić porządnie – wymazać potencjał rakietowy Hamasu. Już prawie się nie zdarza, aby z Gazy w stronę Izraela odpalano pociski rakietowe.

Walka z Hamasem toczy się też na Zachodnim Brzegu, formalnie kontrolowanym przez Fatah, choć jego władza jest coraz bardziej chwiejna. 3 października późnym wieczorem izraelski samolot bojowy zrzucił bomby na budynek w mieście Tulkarm, gdzie znajdował się Zahi Jasir Abd ar-Razek Ufi, jeden z dowódców Hamasu na obszarze Zachodniego Brzegu. Ufi miał przygotowywać się do przeprowadzenia kolejnego zamachu terrorystycznego. Kolejnego – bo w ubiegłym miesiącu zorganizował zamach z użyciem samochodu pułapki. Wraz z Ufim zginęło jeszcze – według ocen izraelskich – jedenastu innych terrorystów (w tym Gais Radwan, prominentny członek Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu).

Niestety życie straciło też od sześciu (według Izraela) do dwunastu (według źródeł libańskich) osób niemających powiązań z organizacjami terrorystycznymi, w tym dwoje dzieci, rodzeństwo w wieku ośmiu i siedmiu lat, oraz ich ojciec. Organizacja Narodów Zjednoczonych potępiła nalot na Tulkarm.

Tymczasem służba prasowa Cahalu pochwaliła się również zabiciem przed trzema miesiącami trzech członków swoistej rady ministrów Hamasu, pełniącej w Strefie Gazy funkcje zbliżone do roli „normalnego” rządu, choć oczywiście władza Hamasu nad Gazą nigdy nie miała w sobie niczego normalnego. Jedną z trzech ofiar był Rawi Musztaha, którego w tym układzie można by uznać za premiera Strefy Gazy.

Liban

Cahal powoli rozszerza zakres operacji lądowej w południowej części Libanu. Wczoraj rozkaz ewakuacji objął trzydzieści siedem miejscowości, których mieszkańców wezwano do prze­miesz­czenia się na północ od rzeki Awali. Tylko 3 października w nalotach i starciach z izra­el­skimi żoł­nie­rzami miało zginąć około stu bojowników Hezbol­lahu, a łącznie od rozpo­czę­cia inwazji – około 440. Według anonimowych źródeł wojskowych, na które powołuje się portal Times of Israel, w pododdziałach Hezbollahu w południowym Libanie mają być widoczne oznaki wyczerpania.

Obecnie bojownicy ograniczają się do walki na dystans – za pomocą przeciwpancernych pocisków kierowanych czy moździerzy oraz oczywiście min i zdalnie sterowanych ładunków wybuchowych. Odnotowano tylko kilka niewielkich starć na małych dystansach. Do tej pory Cahal stracił w Libanie dziewięciu poległych. Według ustaleń izraelskiej telewizji operacja ma potrwać około trzech tygodni. Nieoficjalna „blokada” Libanu ma jednak potrwać dużo dłużej, tak aby uniemożliwić przemyt irańskiego uzbrojenia.

W jednym z nalotów na Bejrut zginął Muhammad Raszid Sakafi, szef wydziału łączności Hezbollahu (druzgocący atak pagerowy był w dużej mierze kompromitacją właśnie Sakafiego). Izrael zbombardował też przejście Masnaa na granicy libańsko-syryjskiej, używane według izraelskiego wywiadu do przemytu broni z Iranu. Stało się to mniej więcej w tym samym czasie, gdy w bejruckim porcie lotniczym imienia Rafika Haririego lądował samolot z irańskim ministrem spraw zagranicznych Abbasem Araghczim.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

STYCZEŃ BEZ REKLAM GOOGLE 98%

Tego samego dnia izraelskie samoloty zniszczyły też 3,5-kilometrowy tunel pod granicą libańsko-syryjską. Był on wykorzystywany przez słynną hezbollahowską Jednostkę 4400 (na tyle, na ile jednostki Hezbollahu mogą być słynne), odpowiedzialną za przemyt uzbrojenia z Iranu. Jej dowódcą był Muhammad Dżafar Kasir, już wcześniej zabity przez Izraelczyków. Muhammad Dżafar był bratem Hasana Kasira, zięcia Hasana Nasr Allaha. Ci dwaj również zostali już wysłani na tamten świat.

Blokada jednak wydaje się działać. Dziś rano Boeing 747 linii Fars Air Qeshm, który leciał z Teheranu do Bejrutu, zawrócił nad Irakiem – prawdopodobnie po ostrzeżeniu wystosowanym przez Izrael. Linia Fars Air Qeshm jest regularnie (choć oczywiście nieoficjal­nie) wyko­rzys­ty­wana przez Siły Ghods do transportowania uzbrojenia dla sprzymierzonych bojówek. Niedawno ta sama maszyna wylądowała w Latakii, a wkrótce po jej odlocie Chejl ha-Awir zbombardował tam magazyn uzbrojenia.

Bombardowania obejmują też inne miasta. W obozie dla uchodźców Beddawi na obrzeżach Trypolisu Izraelczycy zabili Sajjida Atallaha Alego, wysokiego rangą oficera Brygad imienia Izz ad‑Dina al‑Kassama (formacji bojowych Hamasu). Bomby spadły też na meczet w Bint Dżubajl, gdzie Hezbollah miał umieścić stanowisko dowodzenia (na domiar złego meczet stoi tuż obok szpitala).

Minister obrony Izraela Joaw Galant podkreślił, że Hezbollah otrzymuje kolejne mocne ciosy, ale Izrael ma jeszcze w zapasie kilka nieprzyjemnych niespodzianek dla Partii Boga.

Hezbollah kontynuuje niezborny ostrzał rakietowy Izraela. Na przykład dzień wczorajszy rozpoczął się od salwy dwudziestu pocisków posłanych w stronę Hajfy. Przez cały dzień było ich blisko 200. Nie wyrządziły one żadnych poważnych szkód. Dużo większy sukces odnieśli proirańscy bojownicy w Iraku. Wypuścili oni dwa drony w kierunku Wzgórz Golan. Jeden został strącony, ale drugi uderzył w posterunek Cahalu, gdzie zabił dwóch żołnierzy i ranił dwudziestu czterech, w tym dwóch poważnie. Z kolei dziś kilka rakiet Hezbollahu spadło na arabską wieś Dajr al-Asad. Tu lekko ranne zostały trzy osoby, w tym autor poniższego nagrania.

Dzisiejsza noc przyniosła kolejne naloty na Bejrut. Na razie nie ujawniono, co dokładnie było celem. Albo może kto?

Niezawodny Barak Rawid z Axiosa wyniuchał ciekawą, i potencjalnie przełomową, inicjatywę Amerykanów, którzy chcą, aby – korzystając z osłabienia Hezbollahu – Libańczycy wybrali nowego prezydenta. Urząd głowy państwa pozostaje opróżniony już od prawie dwóch lat. Hasan Nasr Allah konsekwentnie blokował wszystkie próby wyboru prezydenta, jeśli te nie gwarantowały zwycięstwa jego sojusznikowi Sulajmanowi Farandżijji, skądinąd wnukowi innego prezydenta Libanu, noszącego to samo imię i nazwisko. Próby mediacji ze strony Kataru i Arabii Saudyjskiej spaliły na panewce.

Prezydent w Libanie wybierany jest przez parlament. Pion polityczny Hezbollahu zdobył w ostatnich wyborach piętnaście ze 128 mandatów, a blisko z nim sprzymierzony Ruch Amal (Libańskie Oddziały Oporu) działający w bloku z Partią Baas – kolejne piętnaście.

Ale Nasr Allaha już nie ma. Pojawia się więc szansa, aby wybrać nowego prezydenta. Tradycyjnie wedle libańskiego systemu podziału władzy urząd ten jest piastowany przez chrześcijanina. Bez Nasr Allaha szanse Farandżijji na zwycięstwo są minimalne. Radykalnie rosną za to szanse generała Dżozefa Aouna, głównodowodzącego libańskich sił zbrojnych, a więc kandydata popieranego przez wojsko (które, delikatnie mówiąc, nie darzy Hezbollahu sympatią). Jego głównym kontr­kan­dy­datem byłby niezależny Dżihad Azur, popierany przez Biszarę Butrusa kardynała ar-Rahiego, maronickiego patriarchę Antiochii.

Notabene to, że arabskojęzyczni chrześcijanie noszą imię Dżihad, najlepiej dowodzi niezrozumienia znaczenia tego słowa na Zachodzie. Notabene bis: poprzednik obecnego patriarchy miał na imię Nasr Allah (co po naszemu znaczy: zwycięstwo Boga).

À propos Nasr Allaha – wciąż nie wiadomo, czy żyje jego najprawdopodobniejszy następca Haszim Safi ad-Din, zbombardowany przedwczoraj wraz ze współpracownikami w Bejrucie. Sytuacja jest jednak podobna do tej po śmierci sekretarza generalnego: im dłużej trwa milczenie, tym bardziej śmierć prominenta jest prawdopodobna. Izraelskie służby wywia­dow­cze mają być już przekonane, że Din nie żyje.

Odnotujmy również, że ONZ postanowiła, iż nie wycofa oddziałów misji pokojowej UNIFIL z Libanu. Co ciekawe, Izraelczycy już 30 września mieli poinformować dowódców misji o nadchodzącej inwazji i poprosić o opuszczenie niektórych posterunków. Miało to zapewnić bezpieczeństwo błękitnym hełmom mogącym przypadkowo znaleźć się pod ostrzałem. UNIFIL odpowiedział ponoć w stylu generała McAuliffe’a.

Iran

O trzecim teatrze działań mamy do powiedzenia najmniej, bo po prostu jeszcze nie został otwarty, a to, co można było stwierdzić zawczasu, opisaliśmy już w tym artykule. Trzeba jednak zwrócić uwagę na jeden fakt. Początkowo prezydent Joe Biden katego­rycz­nie sprze­ci­wiał się atakom na irańskie instalacje nuklearne. W związku z tym w przestrzeni publicznej zaczęły się pojawiać opisywane przez nas plany ataku na instalacje naftowe. Teraz jednak Biden zaczyna kręcić nosem także na tę opcję.

W gruncie rzeczy trudno mu się dziwić. Raz, że oznaczałoby to wzrost globalnych cen ropy, co byłoby szkodliwe dla amerykańskiej gospodarki i dla szans jego wiceprezydentki Kamali Harris w nadchodzących wyborach. Dwa, że groziłoby ogromną katastrofą ekologiczną. Ale czy sprzeciw Bidena jeszcze ma znaczenie?

Jak pisze The Wall Street Journal, Netanjahu odstawił Bidena na boczny tor. Mimo że pieczołowicie dba o zachowanie pozorów koordynacji z Waszyngtonem, w rzeczywistości jego posunięcia wielokrotnie zaskakiwały amerykańskich partnerów. Biden ma być wprawdzie zadowolony z radykalnego podkopania siły Hezbollahu (przypomnijmy: Fuad Szukr był zamieszany w zamach bombowy w bejruckich koszarach, który pochłonął życie 241 Ame­ry­ka­nów, a Waszyngton wystosował za nim list gończy oferujący nagrodę w wysokości 5 milionów dolarów), ale ma pretensje o to, że Bibi nie przejmuje się eskalacją konfliktu.

Za proporcjonalną odpowiedź można by pewnie uznać atak na irańskie bazy lotnicze. Irańskie pociski spadły na dwie bazy Chejl ha-Awir: Tel Nof i Newatim. Nie wyrządziły tam poważnych szkód, ale też Izraelczycy mieli sporo szczęścia. Trafiony został na przykład jeden schrono­han­gar, pociski spadły też blisko dwóch kolejnych (zdjęcia satelitarne można obejrzeć tutaj). W ogólnym rozrachunku celność irańskich pocisków okazała się lepsza, niż szacowano po ostrzale z kwietnia.

Niezależnie od tego wszystkiego nawet draśnięcie miejsc tak kluczowych dla potęgi izrael­skiego wojska (w Newatim stacjonują F-35, Tel Nof zaś jest domem 5601. Eskadry „Manat”, czyli „Merkaz Nisuj Tisa” – Ośrodek Prób w Locie) może być wykorzystane przez Iran jako sukces propagandowy. I oczywiście jest. Izraelczycy mogliby więc pokazać przeciwnikowi, jak wygląda naprawdę udany atak na bazy lotnicze. Tylko szkoda będzie zabytkowych Tomcatów i Phantomów.

Na konsultacje do Izraela przybył dziś szef amerykańskiego Dowództwa Centralnego, generał Michael Kurilla. Tymczasem Iran grozi, iż w reakcji na ewentualną izraelską operację odwe­tową przeprowadzi atak na infrastrukturę elektroenergetyczną Państwa Żydowskiego, w tym instalacje wydobywcze.

x.com/IAFsite