Chejl ha-Awir w pełni korzysta z tego, iż Hezbollah nie jest w stanie mu się przeciwstawić. Formalnie pion wojskowy Partii Boga dysponuje pododdziałami obrony powietrznej, ale działka i naramienne wyrzutnie pocisków przeciw­lot­ni­czych (których liczba i tak nie jest wielka) nie stanowią zagrożenia dla latających na dużej wysokości naddźwiękowych samo­lotów bojowych. Kilka bardziej zaawansowanych systemów może być niesprawnych albo też nie mieć wykwalifikowanej obsługi. Skutek jest łatwy do… nawet nie przewidzenia, ale po prostu zaob­ser­wo­wania.

Dziś w nocy zniszczono kilkadziesiąt celów – stanowisk wyrzutni pocisków rakietowych i magazynów uzbrojenia – w południowym Libanie. Kolejne kilkadziesiąt zlikwidowano w ciągu dnia. Hezbollah przyznał również, że w nalocie przeprowadzonym wczoraj wieczorem zginął Nabil Kauk, zastępca przewodniczącego Komitetu Wykonawczego, który odpowiada za bieżące zawiadywanie działalnością polityczno-administracyjną.

Tymczasem amerykańskie media donoszą, iż Cahal mógł już rozpocząć działania lądowe po drugiej stronie granicy. Jak informuje ABC News, dwaj przedstawiciele amerykańskich władz twierdzą, że izraelskie wojska lądowe prowadzą działania zakrojone (na razie) na małą skalę, których celem jest zajęcie lub zlikwidowanie stanowisk Hezbollahu bezpośrednio przy granicy. Z takich stanowisk odpalane są przede wszystkim przeciwpancerne pociski kierowane, które stanowią szczególne zagrożenie, gdyż – w przeciwieństwie do niekierowanych pocisków rakietowych odpalanych salwami bez celowania – są używane do atakowania konkretnych, zauważonych celów, na przykład pojazdów Cahalu patrolujących granicę.

Nie ma na razie dowodów świadczących o tym, że Izrael zdecydował się na pełnoskalową ofensywę w Libanie. Wszystko wskazuje, iż na razie nie jest do niej przygotowany. Ale jeśli zostanie wydany taki rozkaz, pododdziały będą mogły ruszyć na północ, aby przeprowadzić operację zakrojoną na ograniczoną skalę w pasie przygranicznym.

Przypomnijmy, że głównym deklarowanym celem Izraela w wojnie na północy nie jest bynajmniej unicestwienie Hezbollahu (choć trudno sobie wyobrazić, aby komuś w Izraelu przeszkadzało takie rozstrzygnięcie). Najważniejsze jest umożliwienie powrotu do domów 60 tysiącom osób ewakuowanych z przygranicznych miejscowości, kiedy Hezbollah rozpoczął ich regularny ostrzał. Dopóki ten trwa, ewakuowani nie mogą wrócić do domów. Dlatego Cahal chce przede wszystkim zmusić Hezbollah, aby przystał na rozejm. Tymczasem zabity przedwczoraj Hasan Nasr Allah konsekwentnie oznajmiał, iż rozejm, owszem, wchodzi w grę, ale tylko, jeżeli będzie połączony z rozejmem w Strefie Gazy, na co Izrael nie chciał się zgodzić.

A skoro o ostrzale mowa – zdekapitowany Hezbollah kontynuuje chaotyczny ostrzał północnego Izraela. Dziś rano salwa ośmiu pocisków pomknęła w stronę Jeziora Tyberiadzkiego. Kilka godzin później kolejne dziesięć odpalono w stronę doliny Jezreel, a jeszcze później – dwadzieścia w stronę Górnej Galilei.

Sytuacja humanitarna w południowym Libanie jest coraz trudniejsza. Według Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców liczba wysiedleńców od momentu eskalacji na pograniczu sięgnęła już 118 tysięcy, a łączna – 211 tysięcy. Światowy Program Żywnościowy uruchomił pilną inicjatywę mającą zapewnić żywność dla miliona osób w Libanie.

Jemen

Hezbollah nie jest jedynym atakowanym dziś członkiem irańskiej „Osi Oporu”. Po południu Chejl ha-Awir rozpoczął ataki na terytoriach kontrolowanych przez jemeński Ruch Huti. Bomby spadły na nadmorskie miasta Al-Hudajda i Ras Isa, gdzie zniszczono (lub uszkodzono) instalacje portowe i dwie elektrownie. Informacje o wybuchach potwierdzają media ruchu.

Izraelskie siły powietrzne również potwierdziły, że złożyły wizytę w Jemenie. Z bazy Chacerim (pod Beer Szewą) do Hudajdy jest 2 tysiące kilometrów w linii prostej (Izraelczycy „skromnie” mówią o 1800 kilometrach, które liczą od granicy kraju).

Podobnie jak w trakcie poprzedniego nalotu na Hudajdę w operacji uczestniczyło kilkadziesiąt samolotów – nie tylko samoloty bojowe, ale także latające cysterny i samoloty rozpoznawcze. Skala dzisiejszej operacji była jednak jeszcze większa. Siły powietrzne opublikowało krótki film z migawkami pokazującymi przygotowania do operacji.

Według kontrolowanego przez Hutich ministerstwa zdrowia w nalocie zginęły cztery osoby, a 29 zostało rannych. Jeden z czołowych przedstawicieli Hutich, Muhammad Abd as-Salam, potępił te działania i zapewnił, że ruch nie zmieni swojego stanowiska w sprawie Libanu i Palestyny. Działania Cahalu nie powinny być zaskoczeniem. Ruch Huti w przeszłości wielokrotnie atakował Izrael. W tym miesiącu Huti uderzyli trzykrotnie a ostatni atak przeprowadzono dwa dni temu.

Relacja Hutich i Hezbollahu jest szczególna. Libańscy terroryści stanowili wzór dla swoich młodszych jemeńskich odpowiedników. Hezbollah pomagał również Hutim w szkoleniu i w założeniu jednego z głównych mediów ruchu – telewizji Al-Masira, która do dzisiaj ma siedzibę w Bejrucie. Śmierć Hasana Nasr Allaha odbiła się głośnym echem na terytoriach Hutich, a wiele organizacji powiązanych z ruchem wydało oświadczenia z kondolencjami. Przemówienie z tej okazji wygłosił sam lider ruchu – Abd al-Malik al-Huti.

W sieci krąży również informacja o rzekomym rozbiciu się śmigłowca, w którym mieli lecieć ważni przedstawiciele Ruchu Huti i Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Jednym z zabitych ma być wspomniany wcześniej Abd as-Salam, co jednak wydaje się wątpliwe. Często we wpisach informujących o jego śmierci pojawia się zdjęcie rzecznika sił zbrojnych ruchu, którym jest Jahja Sari’i.

Śmierć Nasr Allaha

Metodzie likwidacji sekretarza generalnego Hezbollahu przyglądaliśmy się we wczorajszym sprawozdaniu. Dziś możemy zaś napisać więcej o skutkach operacji „Nowy Porządek”.

Przede wszystkim okazało się, iż w rozległej podziemnej kwaterze głównej Hezbollahu (której zasadnicza część znajdowała się w odległości zaledwie 50 metrów od szkoły prowadzonej przez ONZ) razem z Nasr Allahem życie straciło około 20 jego bliskich współpracowników. Chociaż „bliskich” to w tym momencie określenie względne, ponieważ ci najbliżsi zostali bez wyjątku zlikwidowani już wcześniej. Ale wielu tych zabitych wraz z wodzem było kandydatami na nowych najbliższych.

Życie stracił między innymi Ali Karaki (tymczasowy następca szefa „wydziału operacyjnego” Ibrahima Akila, zlikwidowanego w ten sam sposób 20 września), Ibrahim Husajn Dżasini (szef ochrony Nasr Allaha) czy Abd al-Amir Muhammad Sablini (szef struktur odpowiedzialnych za wyposażenie wojskowe). Zginął także Irańczyk Abbas Nilforuszan, zastępcy dowódcy Sił Ghods – długiego ramienia Pasdaranów.

Zwłoki Hasana Nasr Allaha wydobyto już z gruzów jego kwatery głównej. Moment ten pokazuje poniższe nagranie. Jak nieoficjalnie dowiedział się Reuters, sekretarz generalny Hezbollahu zginął od fali uderzeniowej wybuchu, a nie od porażenia odłamkami czy od tego, że strop zawalił mu się na głowę.

Cytowane wyżej doniesienia ABC News wskazują również, że amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin wściekł się, kiedy izraelski minister obrony Joaw Galant przekazał mu informację o nadchodzącej likwidacji Nasr Allaha. Oczywiście problemem nie było samo zabicie arcyterrorysty mającego na rękach krew setek Amerykanów, ale to, że Galant dał Austinowi znać z kilkuminutowym wyprzedzeniem.

Wskutek tego Waszyngton nie mógł zarządzić żadnych awaryjnych środków bezpieczeństwa dla swojego personelu dyplomatycznego. Łatwo sobie wyobrazić, że śmierć Nasr Allaha mogła wywołać wśród jego zwolenników żądzę krwawego odwetu, a wobec braku izraelskiej ambasady w Bejrucie najdogodniejszym celem byłaby ambasada amerykańska.

Aktualizacja (30 września, 1.00): Financial Times opublikował ciekawy artykuł na temat likwidacji Hasana Nasr Allaha. Szczególnie interesujący w tym tekście jest fragment o metodach użytych w szpiegowaniu wierchuszki Partii Boga. Zacytujmy trzy najważniejsze akapity:

Zwiększone zainteresowanie Izraela Hezbollahem szło w parze z rosnącą, a w końcu niemożliwą do zrównoważenia przewagą techniczną: satelitami szpiegowskimi, skomplikowanymi dronami i zdolnościami hakerskimi, które przemieniają telefony komórkowe w urządzenia podsłuchujące.
Izrael zbiera tyle danych, że utworzył wyspecjalizowaną komórkę, Jednostkę 9900, która pisze algorytmy przeczesujące terabajty obrazów w poszukiwaniu najdrobniejszych zmian, mogących zidentyfikować improwizowane ładunki wybuchowe na poboczu, otwór wentylacyjny nad tunelem czy nagłe pojawienie się zbrojonego betonu, co sugerowałoby obecność schronu.
Po zidentyfikowaniu członka Hezbollahu jego codzienne ruchy są wprowadzane do ogromnej bazy danych z informacjami pobranymi z urządzeń, wśród których może się znajdować telefon komórkowy jego żony, licznik w jego samochodzie czy jego lokalizacja. Według kilku izraelskich źródeł te informacje można zdobyć z tak różnorodnych źródeł jak dron krążący w górze, zhakowana kamera monitoringu, którą [cel] mija czy nawet z jego głosu uchwyconego przez mikrofon w nowoczesnym pilocie do telewizora.

W tym momencie wniosek może być tylko jeden: Hezbollah po prostu nie miał szans. Przy tak głębokiej i wszechstronnej penetracji wywiadowczej jego struktur od najniższego do najwyższego szczebla każde starcie z Izraelem musiało się skończyć w ten sam sposób – właśnie ten, który obecnie obserwujemy.

x.com/IAFsite