Kurdyjskie media podały, że nocą z 20 na 21 listopada Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej zaatakował zamieszkaną przez Kurdów górzystą północną część terytorium Iraku. Najpotężniejsze uderzenie skierowano na Irbil, stolicę irackiego Kurdystanu. Uderzenie ponownie skierowano przeciwko przywództwu wojskowo-politycznemu Kurdów.

Organizacja Rewolucyjnych Pracowników Irańskiego Kurdystanu (Komala) i Demokratyczna Partia Irańskiego Kurdystanu (PDKI) przyznały, że ucierpiały należące do nich budynki. Informację potwierdziła państwowa iracka agencja informacyjna INA, która stwierdziła, że w cele na terytorium Iraku uderzyły pociski balistyczne i amunicja krążąca.

Gubernator Kuj Sandżak w muhafazie Irbil, Tarik Hajdari, powiedział stacji Kurdistan 24, że w miasto uderzyły trzy pociski, które prawdopodobnie odpalono z bojowego bezzałogowego statku latającego. Dwa wylądowały w pobliżu ośrodka zdrowia w obozie Azadi, jeden zaś trafił w budynki wykorzystywane przez PDKI. Kurdyjska organizacja praw człowieka Hengaw ustaliła, że dwa drony wycelowane w obóz Baharka (należący do PDKI) w Irbilu osiągnęły cel, ale obyło się bez ofiar. Dyrektor międzynarodowego lotniska w stolicy irackiego Kurdystanu Ahmed Hoszjar zaprzeczył plotkom o zawieszeniu lotów.



W As-Sulajmanijji znów uderzono w budynki należące do organizacji Komala. Atak nie ominął obozu dla uchodźców w Dżejnikanie opodal Irbilu. Dowództwo Centralne Stanów Zjednoczonych odpowiedzialne za amerykańskie operacje wojskowe na Bliskim Wschodzie, potępiło „nielegalne” irańskie uderzenia.

– Masowe i nielegalne ataki stanowią zagrożenie dla ludności cywilnej, naruszają suwerenność Iraku oraz zagrażają wywalczonemu bezpieczeństwu i stabilności Iraku i Bliskiego Wschodu – oświadczył szef CENTCOM-u generał Michael Kurilla.

Ataki przeprowadzone w nocy z niedzieli na poniedziałek to drugie takie wydarzenie w ciągu tygodnia. Iran zaatakował obszary wzdłuż granicy, co spowodowało śmierć jednego członka milicji Peszmergów, a kilku innych zostało rannych. Wówczas iracki minister spraw zagranicznych Fuad Husejn w rozmowie telefonicznej ze swoim irańskim odpowiednikiem Hosejnem Amirem-Abdollahianem potępił ataki jako naruszenie suwerenności Iraku i zastrzegł, że kontynuacja takich jednostronnych działań jest „niebezpieczna”. Irańska agresja spotkała się także z potępieniem premiera Autonomicznego Regionu Kurdystanu Masroura Barzana.

Do tej pory według dostępnych danych od 28 września ataki na terytorium zamieszkane przez Kurdów w Iraku doprowadziły do śmierci przynajmniej trzynastu osób, w tym dziewięciu podczas pierwszego uderzenia. Co najmniej kilkadziesiąt osób odniosło rany. Według źródeł kurdyjskich liczba ofiar sięgnęła nawet osiemnastu, w tym dwie kobiety i dziecko. Z pewnością nie jest to koniec, gdyż Iran zagroził przeprowadzeniem kolejnych operacji wymierzonych w ugrupowania kurdyjskie, jeśli nie zostaną one rozbrojone i rozproszone. Teheran oskarża kurdyjsko-irańskie grupy opozycyjne o podsycanie zamieszek w kraju i ostrzegł, że póki wsparcie takie będzie udzielane, nie ma szans na zaprzestanie cyklicznego ostrzału.



Podżeganie do antyrządowych protestów w Iranie i przemycanie broni do kraju, która pozwala na stawianie oporu siłom bezpieczeństwa, ma być surowo i bez wyjątku karane. Szkopuł w tym, że Teheran nie przedstawił dowodów na poparcie tych zarzutów, którym ugrupowania kurdyjskie stanowczo zaprzeczyły. Źródła współpracujące z Siłami Ghods utrzymują, że spiskowcy – jak są określani członkowie kurdyjskich partii – ponoszą duże straty materialne i ludzkie. Ugrupowania kurdyjskie dementują.

Stabilność w irackim Kurdystanie i poziom bezpieczeństwa w ostatnim czasie uległa znacznemu obniżeniu, gdyż równolegle naloty na bojowników kurdyjskich przeprowadziło tureckie lotnictwo. Dla Kurdów jest to czas podwyższonego ryzyka. Warto zauważyć, że Pasdarani jeszcze nie doprowadzili do eskalacji, uderzając bezpośrednio w infrastrukturę wykorzystywaną przez bojowników, nie zaś w obiekty typowo cywilne, a przynajmniej w nie celując w nie.

W ubiegłym tygodniu szef Sił Ghods Esmail Ghaani, złożył w Bagdadzie niezapowiedzianą dwudniową wizytę, którą można było odczytywać jako formę ostrzeżenia. Szef elitarnych oddziałów Pasdaranów przestrzegł nie tylko władze kurdyjskie, ale również irackich przywódców. Nie jest jasne, jak poważne jest ostrzeżenie, ale stawia ono Bagdad w kłopotliwej sytuacji. Po raz pierwszy irańscy urzędnicy publicznie zagrozili operacją lądową. Nie do końca wiadomo, jaką formę otrzymało irańskie wezwanie do rozbrojenia grup opozycyjnych działających na terytorium sąsiada. Prawdopodobnie miało charakter prośby, nie zaś formalnej noty czy ultimatum.

Podczas tej wizyty Ghaani spotkał się z przedstawicielami Ram Koordynacyjnych, zdominowanych przez szyickie siły proirańskie, w tym wybranym w październiku prezydentem Abdulem Latifem Raszidem i premierem Muhammadem as-Sudanim. Zapewne dał im do zrozumienia, że Teheran nie będzie dalej tolerował zachowania irackiego rządu przyzwalającego na budowanie baz i obozów szkoleniowych, infiltrację irańskiego terytorium, dostawy uzbrojenia ani podsycanie niepokojów.

Dla państwa ajatollahów bojownicy w irackim Kurdystanie stanowią zagrożenie jeszcze od czasów wojny iracko-irańskiej. Obecnie – co ma istotny związek z protestami, które rozpalają Iran do czerwoności – jeszcze bardziej urośli w siłę. Obozy kurdyjskie mogą stanowić ostoję i azyl protestujących oraz pozwolić bojownikom się przegrupować. Stąd niedawne ataki: aby zmusić do opuszczenia bezpiecznych kryjówek i przenoszenia się w góry, bardziej dla nich bezpieczne.



Według nieoficjalnych informacji jeśli Bagdad nie spełni żądań, Iran rozpocznie operację siłami lądowymi i będzie kontynuował bombardowanie baz. Bagdad wielokrotnie przyznawał, że nie ma dowodów na szmuglowanie kontrabandy do Iranu przez granicę, ale Teheran zdaje się w to nie wierzyć i grozi – skądś to znamy – przeprowadzeniem czegoś w rodzaju specjalnej operacji wojskowej.

Esmail Ghaani.
(Erfan Kuszari)

Faktem jest to, że w północnej części Iraku powstały kurdyjskie bazy, w których członkowie milicji się szkolą i swobodnie używają broni, twierdząc, że podejmują jedyne działania obronne. Z kwestią Kurdów wiąże się sprawa Mosadu. Pasdarani uważają, że obszary te są intensywnie infiltrowane przez agentów Mosadu, którzy blisko współpracują z bojownikami i przywództwem polityczny, a ostrze tej kooperacji jest wymierzone w Iran.

Jak bumerang wraca więc atak z marca, gdy z irańskiego Chasabadu w ostanie Azerbejdżan Wschodni odpalono pociski Fateh-110. Do tej pory tego nie potwierdzono, ale być może miały one trafić w posiadłość Baza Karina, kurdyjskiego magnata naftowego i rzekomego współpracownika Mosadu. Irański szef dyplomacji Hosejn Amirabdollahian idzie jednak dalej i uważa, że współpraca Kurdów, Mosadu i – jakżeby inaczej – zachodnich mocarstwa ma na celu rozsadzenie Iranu od wewnątrz poprzez doprowadzenie do wojny domowej i rozpadu państwa, a w najlepszej konfiguracji – jego marginalizacji na Bliskim Wschodzie.

Zobacz też: Australijski niszczyciel wszedł do San Diego z dwoma martwymi waleniami pod kadłubem

khamenei.ir