Po wystąpieniu klęsk żywiołowych najważniejszą obok bezpośrednich działań ratowniczych kwestią jest możliwie najszybsze dostarczenie pomocy humanitarnej – leków, czystej wody, środków higieny i tak dalej. Z myślą o ofiarach kataklizmów Huai-Chien Chang, doktorant Uniwersytetu Tokijskiego, postanowił odświeżyć ideę rozważaną już w latach trzydziestych ubiegłego wieku.

Zdaniem młodego naukowca najlepszym sposobem na wykonywanie takich awaryjnych dostaw byłoby wysyłanie ich w charakterze ładunku w przebudowanych międzykontynentalnych rakietowych pocisków balistycznych (ICBM). Pomysł, jak wspomniano, nie jest nowy, ale dotąd analizowano go jedynie w kontekście dostarczania przesyłek pocztowych. Przed drugą wojną światową prowadzono próby z „rakietową pocztą” w Austrii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, a nawet Indiach. Amerykanie działali w tym kierunku jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych. 8 czerwca 1959 roku z przebudowanego okrętu podwodnego USS Barbero odpalono pocisk manewrujący Regulus, w którym głowicę bojową zastąpiły dwa standardowe pojemniki na przesyłki. Mimo że próby często były bardzo obiecujące, ten kierunek rozwoju techniki rakietowej okazał się ślepą uliczką – na przeszkodzie stanęły głównie problemy techniczne i horrendalne koszty.

Właśnie dlatego Huai-Chien Chang zwrócił uwagę na międzykontynentalne pociski balistyczne czekające w rosyjskich i amerykańskich silosach. Przebudowując je tak, aby umożliwić miękkie lądowanie głowicy z ładunkiem, można by zaoszczędzić duże kwoty, a taki pocisk mógłby w kilkadziesiąt minut dostarczyć w rejon dotknięty klęską żywiołową kilkaset kilogramów niezbędnych artykułów. Chang podkreśla jednak, że nie chodzi o stosowanie jego metody w przypadku każdej katastrofy, ale jedynie wówczas, gdy dotknęłaby ona ludzi w wyjątkowo trudno dostępnych regionach.

– Byłyby to bardzo rzadkie sytuacje, jedynie w przypadku wysp na Pacyfiku, niektórych regionów Chin czy Antarktydy – tłumaczy. – Chciałbym, aby się to udało, gdy nadejdzie kolejny wielki kataklizm.

(space.com)