Przechodzący właśnie próby morskie lotniskowiec HMS Queen Elizabeth jeszcze nie został oficjalnie przekazany Royal Navy, a jego uzbrojenie stanowią wyłącznie karabiny maszynowe. Mimo to, po medialnej wymianie ognia z Rosjanami, okręt musi stawić czoła jeszcze jednej próbie – ostrzałowi przez brytyjską prasę.
Gdy HMS Queen Elizabeth (R08) 26 czerwca wyszedł w morze, przypominano, że jest on pierwszym brytyjskim lotniskowcem wodowanym po 1981 roku. A także – może trochę na wyrost – okrzyknięto go jedynym na świecie okrętem wybudowanym od podstaw pod kątem bazowania myśliwców piątej generacji.
Zachwycano się jego składanym masztem, umożliwiającym wypłynięcie ze stoczni w Rosyth przy zaledwie kilku metrach prześwitu między nadbudówkami okrętu a przecinającymi wyjście z zatoki Firth of Forth mostami, w tym malowniczym Forth Bridge. Wspominano o dwóch wyspach nadbudówek, pozwalających na lepszy rozdział funkcji morskich i lotniczych okrętu. Niewielką liczbę przewidzianych dla lotniskowca myśliwców tłumaczono koniecznością utrzymania większej płynności ruchu na pokładzie i chowania maszyn do hangaru w surowych warunkach atlantyckich sztormów. Wkrótce jednak przyszedł czas na słowa krytyki.
Media przezwały nowy okręt Big Lizzy (Duża Ela) i określiły go jako „lotniskowiec bez samolotów”. Szeroki pokład bez grupy powietrznej robił wrażenie świecącego pustkami. Ze strony marynarki padły zapewnienia, że F-35B rozpoczną próby na Queen Elizabeth nie później niż w przyszłym roku. A choćby na jednostkę oczekiwało nawet kilka eskadr myśliwców, i tak nie zostałyby one zabrane w rejs próbny.
Serwis Daily Mail zaalarmował, że za lotniskowcem podążyła sfora rosyjskich okrętów i samolotów, aby zbadać jego sygnaturę elektromagnetyczną i akustyczną. Tu jednak wyjaśniono, że jest to powszechną na świecie praktyką. Queen Elizabeth pływa teraz po płytkich i głośnych wodach przybrzeżnych, gdzie trudno o czysty odczyt echa akustycznego. A gdyby tego mało, najprawdopodobniej dostępu do niej broni okręt podwodny.
Na łamach dziennika The Telegraph pojawiła się wiadomość, jakoby okręt miał na swoich komputerach system operacyjny Windows XP, mało odporny na ewentualne cyberataki. Informacja okazała się fałszywa. Większość brytyjskiej floty nawodnej używa bowiem niekomercyjnego systemu Windows for Warships, opartego na Windowsie 2000, sam lotniskowiec natomiast nie ma na pokładzie żadnych produktów Microsoftu.
Ten sam Daily Mail kilka dni później obwieścił, jakoby emitowane przez lotniskowiec sygnały automatycznego systemu identyfikacji okrętu zdradzały jego pozycję, co „pozwala Putinowi śledzić go za pomocą darmowej aplikacji na smartfona”. Używanie AIS przez okręty wojenne na wodach przybrzeżnych jest jednak rutyną, a system można wyłączyć – choć w trakcie rejsu nieoperacyjnego najzwyczajniej nie ma takiej potrzeby.
Do krytyki HMS Queen Elizabeth dołączył The Times, który określił projekt budowy drogich lotniskowców jako powód złego finansowania wojsk lądowych. Wtórował mu The Guardian, krytykując lotniskowce jako „przejaw manii wielkości” i nazywając je „rozczarowująco brzydkimi”. Jak twierdzi jednak fundacja Save The Royal Navy, są to dokładnie te same media, które w 2011 roku krytykowały ówczesnego brytyjskiego premiera Davida Camerona za brak lotniskowców do prowadzenia działań w Libii.
Zobacz też: Amerykanie mile widziani na HMS Queen Elizabeth
(savetheroyalnavy.org)