Trwający niemal pół roku kryzys związany z wyborami prezydenckimi sprawia, że po raz kolejny Gwinea Bissau pogrąża się w chaosie. W historii tego niewielkiego państwa zamachy stanu i intrygi pałacowe nie są niczym nadzwyczajnym – samych przewrotów od 1974 roku było dziewięć. Od momentu uzyskania niepodległości kraj nie zaznał stabilności politycznej. Niestabilność wykorzystywana jest przez zorganizowane grupy przestępcze.

Grudniowe wybory prezydenckie otworzyły kolejny rozdział w politycznej historii Gwinei Bissau: wzajemne oskarżenia o korupcję i fałszerstwa pogłębiły (i tak wyraźny) rozłam w opinii publicznej. Tym razem Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) zagroziła interwencją w przypadku bezprawnej zmiany władzy. Nie powstrzymało to jednak kolejnego kryzysu politycznego, który podsycany jest przez jeden z największych problemów kraju – przemyt kokainy.

W 2010 roku Unia Europejska zawiesiła współpracę w zakresie szkolenia miejscowych sił bezpieczeństwa z powodu zaangażowania członków sił zbrojnych w handel narkotykami. Rok później wstrzymano pomoc materialną z powodu naruszania zasad państwa prawa i notorycznego łamania prawa przez rządzących. Niestabilność ułatwia działalność grupom przestępczym zajmującym się przerzutem narkotyków z Ameryki Południowej, przez Afrykę Zachodnią do Europy. Według części obserwatorów obecny kryzys skłonił wielu najważniejszych przemytników do powrotu do kraju.

Duża część społeczeństwa zdaje sobie sprawę z fatalnego położenia swojego kraju. Od roku trwa protest nauczycieli i pracowników służby zdrowia, a wielu obywateli wprost popiera perspektywę interwencji międzynarodowej. Lata chaosu sprawiły, że pragnienie stabilności jest tak silne, iż nawet wkroczenie obcych wojsk byłoby przyjęte z zadowoleniem, jeśliby doprowadziło do końca kryzysu.

Zobacz też: Meksyk: 490 żołnierzy poległo przez 10 lat wojny z narkotykami

(bbc.com)

Vince Crawley, US Africa Command