Przeszło dwa i pół roku temu kanclerz Olaf Scholz ogłosił Zeitenwende – epokową zmianę wywołaną napaścią Rosji na Ukrainę. Szefa rządu i sam proces zmian od początku w Niem­czech krytykowano: mało ambitny, niedostateczny, powolny. Czas, który upłynął od lutego 2022 roku, pozwala dokładniej sprawdzić, co udało się osiągnąć. Zadania tego podjęły się Niemiecka Rada Polityki Zagranicznej (DGAP) i Kiloński Instytut Światowej Gospodarki. Wyniki ich badań są bardzo krytyczne, a dla kanclerza – miażdżące.

Olaf Scholz ma wyjątkowy talent do stawiania się pod pręgierzem nie tylko sojuszników, ale też krajowych ekspertów od bezpieczeństwa. Bojaźliwy kunktator, prowadzący w fatalny sposób komunikację, zyskał opinię niewłaściwego człowieka na niewłaściwym stanowisku w niewłaściwym czasie. Jaki jest więc dotychczasowy bilans Zeitenwende?

W drugą rocznicę ogłoszenia przez kanclerza epokowej zmiany DGAP zainicjowała Action Group Zeitenwende (AGZ), projekt, w którym niemieccy politycy, urzędnicy, eks­perci i przed­się­biorcy współ­pra­co­wali ze swoimi zagra­nicz­nymi odpo­wied­ni­kami. Grupa prze­ana­li­zo­wała geo­stra­te­giczne położenie i wybory Niemiec oraz przedstawiła opcje, mające pomóc Berlinowi stawić czoła wyzwaniom geo­poli­tycz­nym i geo­eko­no­micz­nym zapoczątkowanym najazdem Rosji na Ukrainę. Podsumowanie pióra Benjamina Tallisa można przeczytać tutaj w wersji anglojęzycznej.

AGZ wyróżniła pięć obszarów istotnych z punktu widzenia Zeitenwende:

  1. Wspieranie Ukrainy w jej walce o wolność i demokrację;
  2. Zmniejszenie zależności od rosyjskiej energii przy jedno­czes­nym konty­nuo­waniu realizacji celów klimatycznych;
  3. Przyjęcie twardszej postawy wobec Rosji i zajęcie się zagrożeniami ze strony państw autorytarnych;
  4. Zwiększenie roli Niemiec we wzmacnianiu Unii Europejskiej i NATO;
  5. Uzbrojenie Niemiec, aby mogły się same obronić.

Idąc po kolei. W wielkich bólach Niemcy stały się drugim po USA największym dostawcą wszech­stron­nej pomocy dla Ukrainy. Te osiąg­nię­cia są jednak systematycznie podkopywane przez niezdecydowanie Scholza. Urząd kanclerski zdaje się, podobnie jak wielu decydentów w Waszyngtonie, równie mocno obawiać klęski Ukrainy co klęski Rosji. Do tego, po dwóch latach zamieszania, prorosyjskie stronnictwo wśród socjaldemokratów okrzepło i wywiera istotny wpływ na kanclerza. Zbyt wiele osób z tego grona związało swoje kariery polityczne, biznesowe i naukowe z Rosją.

Kolejnym problemem jest doradca kanclerza do spraw polityki zagranicznej Jens Plötner, jedna z ważniejszych postaci w niemieckiej dyplomacji. W latach 2019–2021 Plötner był dyrektorem politycznym w ministerstwie spraw zagranicznych. W grudniu 2021 roku został doradcą kanclerza do spraw zagranicznych i bez­pie­czeństwa. Od lat ma duży wpływ na politykę wobec Rosji. Był szefem biura minis­terial­nego, gdy na czele resortu stał Frank-Walter Steinmeier, a tym samym miał udział w negoc­jo­waniu porozumień mińskich z roku 2015, które Angela Merkel uważała za rozwią­zanie pro­wi­zo­ryczne i tym­czasowe. Plötner jest jednym z głównych zwolen­ników i archi­tektów dotych­czasowej polityki Niemiec wobec Rosji.

Do tego dochodzą jeszcze korzenie Scholza w ruchu pokojowym i antynuklearnym. Stąd paniczne reakcje na wszelkie płynące z Moskwy groźby i częściej ostatnio powracające wezwania do rozmów pokojowych złośliwie komentowane w sieci.

Ocena punktu 1. jest w opinii AGZ mieszana. Niemałe osiągnięcia są skutecznie podkopywane przez niewłaściwe decyzje polityczne i brak deklaracji ze strony kanclerza, że Ukraina powinna zwyciężyć. Podob­nie wygląda sytuacja w punk­cie 2. Niemcy skutecznie i szybko odeszły od rosyjskich surowców, ale polityka energetyczna, w której wiodącą rolę odgrywa ideologia, jest na dłuższa metę nie do utrzymania. Konkluzja AGZ jest prosta: bez przeproszenia się z atomem Niemcy pozostaną uzależnione od gazu oraz turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych importowanych z Chin.

To prowadzi nas do kolejnego zagad­nie­nia. Jedno­znacznie nega­tywną ocenę uzyskał rząd Scholza w pod­su­mo­wa­niu punktu 3.: przyjęcie twardszej postawy wobec Rosji i zajęcie się zagrożeniami ze strony państw autorytarnych. Wyjaśnienie takiego stanu rzeczy pokrywa się częściowo z wyjaśnieniami przyczyn postępowania Berlina w nie do końca satysfakcjonującym wspieraniu Ukrainy. AGZ krytykuje postawę urzędu kanclerskiego, która doprowadziła do rozjechania się praktyki z zasadną teorią przed­sta­wioną w ubiegłorocznej, pierwszej w historii Niemiec, strategii bez­pie­czeń­stwa narodowego. O ile koalicyjni Zieloni i w mniejszym stopniu FDP chcą twardszej postawy wobec Moskwy i zmniejszania zależności od Chin, o tyle SPD działa w odwrotnym kierunku.

Również jednoznacznie negatywna jest ocena działań w zakresie zwiększenia roli Niemiec we wzmacnianiu Unii Europejskiej i NATO. Berlin nie stał się liderem, ciągnącym za sobą resztę Europy. Wręcz przeciwnie. Politykę kanclerza oceniono jako niespójną, nieskoor­dy­no­waną, a wręcz obstrukcyjną, żeby wspomnieć tylko korowody z przekazaniem Ukrainie zachodnich czołgów podstawowych trzeciej generacji. Z krytyką członków AGZ spotkał się też minister finansów Christian Lindner, który doprowadził do znaczącego ograniczenia wydatków na pomoc Ukrainie w przyszłorocznym budżecie.

Skoro o pieniądzach mowa. W ocenie odtwarzania zdolności bojowych Bundeswehry niemieccy i zagraniczni eksperci są bezlitośni: zbyt mało, zbyt wolno, zbyt niepewnie. Od momentu ogłoszenia liczącego 100 miliar­dów euro funduszu Sondervermögen wojskowi i eksperci zwracali uwagę, że to za mało. Minimalne potrzeby oceniano na 300 miliar­dów euro, obecnie AGZ ocenia kwotę konieczną do odbudowy zdolności bojowych Bundeswehry na ponad 600 miliar­dów euro. Grupa otwarcie mówi o przyćmieniu Niemiec przez Polskę, która działa w ich ocenie nie tylko z większym rozmachem, ale też bardziej zdecydowanie i konsekwentnie.

Niewątpliwie w ciągu ostatnich dwóch i pół roku zainicjowano wiele istotnych projektów moder­ni­za­cyj­nych. Biorąc jednak pod uwagę skalę wyzwań stojących przed Niemcami w dziedzinie odbudowy sił zbrojnych, 100 miliardów euro wystarczy na waciki, zaś osiągniecie zalecanego przez NATO poziomu 2% PKB na obronę (przed czym rząd broni się rękami i nogami) nie jest nawet minimum. Według wyliczeń AGZ w celu realizacji wcale nie tak ambit­nych planów ministra obrony Borisa Pistoriusa Niemcy musiałby wydawać na obronę 3–3,5% PKB, co oznacza budżet Bundeswehry na poziomie 120 miliardów euro rocznie. W tym roku resortowi obrony przyznano 72 miliardy euro, na przyszły rok Pistoriusowi udało się wywalczyć 73,2 miliarda euro, o 5,5 miliarda euro mniej, niż oczekiwał.

Kopanie leżącego

W obliczu braku pieniędzy, a raczej obsesyjnej chęci utrzymania dyscypliny budżetowej i braku pomysłu na gruntowną reformę finansów państwa, a także chao­tycz­nych działań kanclerza, nie dziwi, że przemysł zbrojeniowy działa bardzo ostrożnie i chociaż ma niemałe nadzieje, przedstawia rządowi swoje bardzo konkretne oczekiwania odnośnie do długo­ter­mi­no­wych kontraktów i skali zamówień. Pomińmy już fakt, że reanimacja niemieckiego przemysłu zbro­je­nio­wego ruszyła powoli dopiero dwa lata po wybuchu wojny.

Jeżeli DGAP, mówiąc kolokwialnie, zaorała kanclerza i jego otoczenie, to Kiloński Instytut Światowej Gospo­darki po prostu kopie leżącego. Zespół kierowany przez Guntrama Wolffa zbadał, w ciągu ilu lat przy obecnym finansowaniu zajmie odzyskiwanie pełnej zdolności bojowej przez Bundeswehrę. Badacze stosunkowo nisko zawiesili poprzeczkę: za punkt odniesienia przyjęli stan niemieckich sił zbrojnych w roku 2004. W raporcie „Gotowi do wojny za dziesięciolecia: Powolne zbrojenie Europy i Niemiec przeciwko Rosji” (do pobrania tutaj) obrywa się w zasadzie wszystkim, ale najbardziej Niemcom.

Przykładowo: przy obecnej skali produkcji odzyskanie przez niemiecką artylerię liczebności z roku 2004 zajmie blisko sto lat. Jak to często w raportach Instytutu Kilońskiego bywa, sporo tu przesady, ale celem jest wstrząśnięcie czytelnikiem. Plany reorganizacji artylerii nie są tak ambitne, co nie zmienia faktu, że szybkie zwiększenie produkcji jest konieczne. Wracamy tutaj do wałkowanego już od dwóch lat zagadnienia, jak europejska, a zwłaszcza niemiecka, branża zbrojeniowa ma ponownie przejść od manufaktury do produkcji przemysłowej.

Wiele oczywiście zależy od decyzji politycznych. Weźmy pierwszy z brzegu przykład pocisków manew­ru­jących Taurus KEPD 350, o które Ukraina uparcie zabiega, a kanclerz Scholz równie uparcie odmawia ich przekazania, uważając, że byłaby to nadmierna eskalacja. Istotniejszy problem leży jednak gdzie indziej, na co niemieccy eksperci, a za nimi media, zwracają uwagę od momentu wybuchu wojny. Walki trwają przeszło dwa i pół roku, pociski manewrujące ponownie wykazały swoją przydatność, ale produkcji Taurusów cały czas nie wznowiono. Niestety Niemcy nie są odosobnionym przypadkiem. W Wielkiej Brytanii linia produkcyjna Storm Shadowów także pozostaje zamknięta, zaś we Francji produkcja ich lokalnej wersji – SCALP-ów – jest na poziomie manufaktury.

Jak zwraca uwagę Colby Badhwar z serwisu Insider, ani Niemcy, ani Francja nie prowadzą poważnej polityki zakupów sprzętu. W Niemczech Scholz stara się ignorować środki rażenia dalekiego zasięgu, zaś Francuzi myślą o opra­co­waniu własnego systemu arty­lerii rakie­to­wej, który w dobrym przypadku zostanie wypro­du­ko­wany w liczbie kilku­dzie­się­ciu egzemplarzy. Taka polityka to wręcz oddawanie kolejnych segmentów rynku w ręce Amerykanów, Koreańczyków, a także Izraelczyków.

Sytuacja nie jest aż tak beznadziejna. Sporo osób w Niemczech ma świadomość, co należy zrobić. Rządowy panel ekspercki pracuje nad nową strategią dla przemysłu zbrojeniowego. Zakłada ona między innymi udział państwa w „przy­pad­kach o szczególnym znaczeniu strategicznym”. W tej grupie znalazły się między innymi pojazdy pancerne, przemysł stoczniowy, sztuczna inteli­gen­cja oraz techno­logie informatyczne i komunikacyjne o szczególnym znaczeniu dla bez­pie­czeń­stwa narodowego. O rządowych planach pozytywnie wypowiada się szef Rhein­metalla Armin Papperger. Pozostaje oczywiście jeden kluczowy problem – nie wiadomo, czy rząd zaakceptuje strategię, a nawet jeśli to zrobi, czy będzie ją konsekwentnie wdrażać.

Diego Delso, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International