Lato przyszłego roku – nie jako termin wprowadzenia samolotów do walki, ale jako termin ukończenia szkolenia przez pierwszą grupę pilotów. Tak obecnie wygląda planowany termin viperyzacji ukraińskich wojsk lotniczych. Informację podał The Washington Post, powołując się na źródła w ukraińskim rządzie i siłach zbrojnych.

Pierwsza tura ma objąć zaledwie sześciu lotników, a kolejnych dwóch będzie rezerwowymi. Współgra to z doniesieniami serwisu Politico sprzed tygodnia, według którego w Ukrainie jest ośmiu pilotów spełniających dwa podstawowe warunki: mają doświadczenie na samolotach naddźwiękowych (co pozwoli ominąć czasochłonną naukę podstaw rzemiosła lotniczego) i płynnie znają angielski.

Kolejnych dwudziestu pilotów może się pochwalić jaką taką znajomością angielskiego i ma niebawem udać się do Wielkiej Brytanii na kurs językowe. Poza tym Ukraińcy wybrali jeszcze kilku dodatkowych obiecujących pilotów, tak aby sformować dwie eskadry po szesnaście myśliwców.




Przypomnijmy, że jeszcze w ubiegłym miesiącu ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba zapowiadał, iż F-16 ruszą do walki na niebie Ukrainy na początku przyszłego roku. Mamy więc kolejne przesunięcie o mniej więcej trzy miesiące.

– Szkolenie ma zacząć się jakoś w sierpniu, może na początku września – powiedział Kułeba w rozmowie z Radiem Swoboda po wileńskim szczycie NATO. – Równolegle będzie trwało przygotowanie kroków prawnych niezbędnych dla przekazania samolotów i przygotowanie samych maszyn. Sądzę, że jeśli pod koniec pierwszego kwartału przyszłego roku pierwsze F-16 będą latać w ukraińskiej przestrzeni powietrznej, pilotowane przez ukraińskich lotników, to będzie to zgodnie z harmonogramem.

Amerykański F-16D z 310. Eskadry Myśliwskiej z bazy Luke.
(US Air Force / Airman 1st Class Brooke Moeder)

– Ale trzeba wyszkolić techników, mechaników, musimy przygotować infrastrukturę – dodał Kułeba. – Jest mnóstwo niuansów, toteż harmonogram może się przesunąć. Ale również minister obrony pracuje tu bardzo aktywnie. Robimy wszystko razem, żeby maksymalnie przyspieszyć ten proces.

Dokładnie miesiąc temu minister obrony Ołeksij Reznikow ogłosił, że Ukraina zawarła porozumienie z jedenastoma krajami w sprawie szkolenia pilotów F-16 i personelu naziemnego. Szkolenie rozpocznie się w Danii, a w Rumunii ma powstać ośrodek szkoleniowy specjalnie na użytek Ukraińców.




Duński tymczasowy minister obrony Troels Lund Poulsen stwierdził, że przeszkolenie na F-16 pilota, który ma już doświadczenie za sterami MiG-a-29, powinno zająć maksymalnie sześć miesięcy. Ale na przykład portal Yahoo uzyskał informacje, z których wynika, że szkolenie pilotów może potrwać zaledwie cztery miesiące. Do takich wniosków doszli instruktorzy US Air Force, którzy obserwowali, jak dwaj Ukraińcy radzą sobie na symulatorach w Morris Air National Guard Base w Arizonie. Jeden z nich to pilot MiG-a-29, drugi – Su-27. Każdy spędził w symulatorze 11,5 godziny.

Ukraina apeluje o dostawy samolotów bojowych niemal od pierwszych dni pełnoskalowej wojny z Rosją. „Jeśli nie możecie zamknąć nieba, przynajmniej dajcie nam samoloty” – apelował Wołodymyr Zełenski. Aby jeszcze bardziej wzmocnić przekaz, Ukraińcy zapewniali, że piloci mogliby się na nich przeszkolić w dwa lub trzy… tygodnie.

Jaka jest prawda? Weźmy na przykład cykl szkolenia pilotów Viperów w bazie Luke, która stanowi główny ośrodek szkolenia lotników bojowych w USA. Przyjmijmy też, że do Arizony trafią właśnie ci doświadczeni ukraińscy piloci, których nie trzeba uczyć podstaw, ale jedynie przesadzić ich z MiG-a-29 czy Su-27 na F-16. W takim wypadku zaczynamy od szkolenia teoretycznego, które trwa cztery tygodnie, po czym następuje faza przejściowa (dziesięć lotów) oraz fazy szkolenia w działaniach powietrze–powietrze i powietrze–ziemia (po dwadzieścia sześć lotów). Potem następuje jeszcze z reguły czterotygodniowy kurs działań SEAD. Łącznie – dziewięć miesięcy. Oczywiście wszystko to można skompresować, ale w pewnym momencie trafimy na granicę nie do przeskoczenia: pojemności ludzkiego umysłu i wytrzymałości ludzkiego ciała.




Gdyby szkolenie ruszyło dzisiaj i gdyby prowadzono jest standardowym trybem, bez skrótów i nadgodzin, prosty rachunek wskazuje, że dobiegłoby końca w pierwszej połowie maja. Jeżeli ścinamy je do sześciu miesięcy, trafiamy na luty, co zgadzałoby się z szacunkami Kułeby. Tyle że szkolenie jeszcze nie ruszyło.

Ukraiński zmodernizowany Su-27P1M.
(Łukasz Golowanow, Konflikty.pl)

Wyraźnie widać, że z perspektywy Waszyngtonu – a także innych sojuszników Ukrainy, takich jak Wielka Brytania – zachodnie samoloty bojowe mają być środkiem długofalowego wzmacniania i westernizacji ukraińskich sił zbrojnych. Można wręcz odnieść wrażenie, że Amerykanie woleliby, aby wojna się zakończyła, nim Ukraina dostanie pierwsze „szesnastki”.

Co się tyczy dawców samolotów, oczywistymi kandydatami do tej roli są Holandia i Dania, które wiodą prym w tak zwanej koalicji samolotowej, ale Poulsen podkreślił, że w Kopenhadze decyzja w tej sprawie zapadnie dopiero jesienią. Zabezpieczenie logistyczne (w tym szeroko rozumiane finansowanie obsługi maszyn) będzie zapewne w dużej części w rękach Amerykanów. Na wyjaśnienie czeka też kwestia, czy koalicja przeszkoli ukraińskich wysuniętych nawigatorów naprowadzania.

Przeszkodą mogą się okazać alternatywne plany dotyczące duńskich Fighting Falconów. Jak pisaliśmy w maju, zamiast nad Dniepr, mogą one trafić na argentyńską pampę. Już w ubiegłym roku delegacja Fuerza Aérea Argentina odwiedziła Danię, aby wstępnie zapoznać się z myśliwcami i dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak wygląda ich codzienna obsługa. Z kolei w lutym tego roku mieszana delegacja złożona z przedstawicieli duńskich i amerykańskich wojsk lotniczych oraz koncernu Lockheed Martin wizytowała bazę lotniczą Tandil, 260 kilometrów na południe od Buenos Aires.




Dania była – obok Belgii, Holandii i Norwegii – jednym z czterech pierwszych użytkowników F-16. Obecnie posiada trzydzieści trzy F-16AM i dziesięć F-16BM z łącznie siedemdziesięciu dziewięciu pozyskanych w latach 80. (z wyjątkiem dwóch, które kupiono w latach 90. w miejsce egzemplarzy utraconych w wypadkach). Sześćdziesiąt jeden przeszło modernizację w ramach programu MLU. Te same maszyny oferowano także Kolumbii.

Wiadomo, że oficerowie Fuerza Aérea Argentina są zwolennikami F-16, a nie południowokoreańskich FA-50 czy chińsko-pakistańskich JF-17/FC-1. Nieoficjalnie wiadomo, że Pekin zaproponował konkretne i korzystne warunki transakcji, ale najwyraźniej Buenos Aires nie jest nią zainteresowane. Waszyngtonowi z kolei zależy na tym, aby Argentyna postawiła na amerykańskie samoloty, gdyż byłby to czynnik wciągający kraj w zachodnią strefę wpływów, a jednocześnie wyciągający z chińskiej. Przedstawicielka amerykańskiego Departamentu Stanu omawiała już sprzedaż F-16 z argentyńskim ministrem obrony Jorgem Taianą i szefem sztabu Fuerza Aérea Argentina, generałem broni Xavierem Juliánem Isaakiem.

Argentyna miałaby dostać zgodę na zakup aż trzydziestu ośmiu duńskich myśliwców za 338 milionów dolarów. Dodatkowo administracja Bidena chce, aby Kongres wyraził zgodę na sprzedaż czterech ponorweskich samolotów patrolowych P-3 Orion za 100 milionów dolarów.

Zobacz też: Rosyjskie śliwki na sośnie – koncepcja lotniskowca Koktiebiel

US Air National Guard / Ralph Branson