Etiopska operacja mająca na celu złamanie oporu Tigraju nabiera rozpędu. W piątek 6 listopada siły rządu centralnego wkroczyły do regionu w celu rozbrojenia bojowników powiązanych z Tigrajskim Ludowym Frontem Wyzwolenia – byłą organizacją paramilitarną, a obecnie partią kontrolującą dużą część północnej Etiopii. Premier Abiy Ahmed Ali określił działania wojska jako operację wymierzoną w przestępców, podczas gdy jego przeciwnicy polityczni wprost nazywają to początkiem wojny domowej.
Parlament przegłosował wprowadzenie sześciomiesięcznego stanu wyjątkowego na terenie całego Tigraju. Odpowiedzialność za przeprowadzenie operacji powierzono sztabowi generalnemu. Wojsko ma zastosować wszelkie niezbędne środki, aby ustabilizować sytuację w regionie. Celami jest zabezpieczenie Tigraju, rozbrojenie bojowników i przywrócenie praworządności.
Region pozostaje całkowicie odcięty od telekomunikacji, a wszystkie lotniska i węzły komunikacyjne zamknięto. Korzystając z wpływów politycznych, rząd doprowadził do wyizolowania Tigraju od jakiejkolwiek zewnętrznej pomocy. Władze Sudanu zgodziły się na całkowite zamknięcie granicy. Gubernator prowincji Kassala stwierdził, że wszystkie przejścia będą nieczynne do odwołania. Etiopia zabezpieczyła również ewentualne zaangażowanie w konflikt Erytrei i Dżibuti. Żaden z krajów w Rogu Afryki nie zamierza angażować się w kolejny konflikt, co zostawia Etiopii wolną rękę w Tigraju.
Przedstawiciele etiopskiego rządu poinformowali, że wywiad dotarł do danych, według których obecnie niepokoje w Tigraju mogły być wspierane z zagranicy. Politycy odmówili wskazania, o który kraj chodzi, jednak upublicznienie tej informacji rozpoczęło falę spekulacji. Najczęściej wskazywany jest Egipt, z którym Etiopia pozostaje w konflikcie dotyczącym tamy na Nilu. Budowa ogromnej elektrowni postrzegana jest przez Kair jako zagrożenie, ponieważ większość wody pitnej, z której korzystają Egipcjanie, pochodzi z największej w Afryce rzeki.
Ale nawet bez wsparcia z zagranicy pacyfikacja Tigraju nie będzie łatwa. Według analityków International Crisis Group Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia może powołać pod broń nawet 250 tysięcy bojowników. Wielu z nich to doświadczeni i zaprawieni w bojach weterani wojny etiopsko-erytrejskiej.
Tsedale Lemma, etiopska specjalista do spraw polityki wewnętrznej, uważa, że obecny kryzys jest efektem nieudanego projektu unifikacji społeczeństwa podjętego przez premiera. Operacja ma być elementem procesu zbrojnego łamania oporu grupy mogącej stanowić największą przeszkodę w odejściu od modelu federacyjnego na rzecz ścisłej unifikacji.
Zobacz też: „Nieodpowiedzialne działania” Chin w Dżibuti
(theeastafrican.co.ke, rfi.fr, nation.co.ke)