Powróciwszy z rejsu bojowego na Morzu Czerwonym, gdzie uczest­ni­czyła w obronie żeglugi przed atakami Hutich, duńska fregata przeciwlotnicza F361 Iver Huitfeldt miała przejąć funkcję okrętu flagowego Stałego Zespołu Sił Morskich NATO (SNMG1). Problemy techniczne uniemożliwią jednak fregacie wyjście teraz w kolejny rejs. Duński resort obrony zamiast tego zaproponował sojusznikom objęcie dowództwa nad SNMG1 z baz marynarki wojennej.

Jak informuje duński serwis Politiken, minister obrony Troels Lund Poulsen oświadczył, że decyzja o przeniesieniu dowództwa SNMG1 z okrętu na ląd jest nie do uniknięcia i że kiedy tylko marynarka wojenna upora się z problemami, okręty znów wyjdą w morze.

F361 Iver Huitfeldt i bliźniaczy F363 Niels Juel miały pełnić funkcję okrętu flagowego SNMG1 na zmianę przez całą drugą połowę 2024 roku. Obecnie okrętem flagowym jest hiszpańska fregata Almirante Juan de Borbón (F 102). Na przeszkodzie tej zmianie – zaplanowanej na 11 lipca – stanęły bliżej nieokreś­lone problemy z systemami przeciwlotniczymi. Problemy te zmusiły dowództwo sił zbrojnych (Fors­vars­kom­mandoen) do wydania rekomendacji zalecającej odwołanie rejsu.

Iver Huitfeldt na Bałtyku. W tle niemiecki okręt zaopatrzeniowy Frankfurt am Main (A 1412).
(US Navy / Chief Mass Communication Specialist America A. Henry)

Duńska marynarka wyraźnie nie umie sobie poradzić z problemami trapiącymi okręty typu Iver Huitfeldt. Nasz serwis pisał o nich obszernie. Przypomnijmy, że jednostka wiodąca typu rozpoczęła swoją misję na Morzu Czerwonym z wyso­kiego C, z powo­dze­niem zaliczając debiut bojowy. Dowódca okrętu, komandor Sune Lund, mówił, że 9 marca około godziny 4.00 na ekranie radaru do­strze­żono zbliżający się obiekt, który po zidentyfikowaniu jako zagrożenie został strącony. W ciągu kolejnej godziny sytuacja powtórzyła się jeszcze trzy razy.

Ale już w następnym miesiącu duński serwis Olfi podał informacje o poważnych problemach okrętu, powołując się na wycieki raportu, który przedłożyć miał dowódca okrętu przełożonym.

Oczywiście resort obrony nie potwier­dził ani nie zde­men­to­wał doniesień, ale faktem jest, że okręt przed­wcześ­nie wrócił do macie­rzys­tego portu wojennego Korsør. Przy­czyną problemów ma być konflikt między radio­loka­torem wielo­funk­cyjnym APAR z anteną klasy AESA (znajduje się on w wielo­ścien­nym maszcie w przedniej części nadbudówki) a systemem zarzą­dzania/kie­ro­wa­nia uzbro­jeniem Terma C‑Flex. APAR pracuje w paśmie I/J, a to pierwsze służy do kie­ro­wa­nia ogniem systemów prze­ciw­lot­ni­czych. Dostępne informacje nie wskazują dokładnej przy­czyny usterki, mówią jedynie, że uniemożliwiła użycie pocisków prze­ciw­lot­ni­czych RIM-162 Evolved Sea Sparrow Missile (ESSM) przez mniej więcej pół godziny.

Olfi poinformował również, iż załoga Ivera Huitfeldta miała otrzymać zalecenie, aby do kie­ro­wania ogniem przeciw­lot­ni­czym wykorzystywać mniej wydajny radar kie­rowania ogniem Saab Ceros (jego okrągłe anteny znajdują się przed masztem i nad hangarem śmigłowca) i systemy opto­elektro­niczne. Wszystkie one służą normalnie do kierowania dwóch dzio­bowych armat auto­matycz­nych OTO Melara kalibru 76 mili­metrów.

Tu pojawia się kolejny, zdecydowane poważniejszy problem dotyczący dwóch głównych armat, a dokładniej – amunicji. Wedle doniesień duża część pocisków eksplodowała w locie, nie sięgnąwszy celu. Niektóre z nich eksplodowały w bardzo bliskiej odległości od fregaty, prawie że od razu po opuszczeniu lufy.

Wadliwa amunicja stanowi ogromne nie­bez­pie­czeń­stwo dla załogi i okrętu. Jeżeli eksploduje jeszcze w armacie lub w karuzeli, może spowodować poważne uszkodzenia, wywołać pożar i nawet doprowadzić do śmierci marynarzy. Komandor Lund uskarżał się, że nie­do­pusz­czalne jest wysłanie okrętu na misję bojową z wadliwą amunicją. Same pociski miały niespełna trzydzieści lat na karku, jednak w 2005 roku otrzymały nowe zapalniki zbliżeniowe, prze­zna­czone głów­nie do niszczenia celów powietrz­nych lub niewielkich jednostek nawod­nych, takich jak na przykład łodzie motorowe.

Aferę przypłacił stanowiskiem dowódca duńskich sił zbrojnych, generał Flemming Lentfer – nie za same problemy z okrętem, ale za próbę ich ukrycia przed władzami cywilnymi. Jego miejsce zajął generał Michael Wiggers Hyldgaard.

Także w kwietniu doszło do niebezpiecznego incydentu na Nielsie Juelu. W czasie rutynowych testów sprawności wyrzutni doszło do usterki, przez którą załoga nie mogła wyrzutni wyłączyć. Istniało duże ryzyko, że znajdujący się w niej pocisk Harpoon wystrzeli samoczynnie. Tego samego dnia wieczorem komandor Bo Overgaard z dowództwa marynarki wojennej poin­for­mo­wał, że usterka wyrzutni została naprawiona, a ryzyko samoistnego odpalenia Harpoona zażegnano. Tym samym zdjęto nałożone wcześniej ograni­cze­nie dla żeglugi i ruchu lotniczego w regionie. Ale jak mówi klasyczne powiedzenie – niesmak pozostał.

Nie wiadomo, czy obecne problemy mają cokolwiek wspólnego z tymi, które wystąpiły na Morzu Czerwonym.

W duńskiej marynarce wojennej służą trzy okręty typu Iver Huitfeldt: jednostka wiodąca (zwodowana w marcu 2010 roku) oraz Peter Willemoes i Niels Juel (obie zwodo­wane w grudniu 2010 roku). Kadłub typu Iver Huitfeldt ponadto stał się bazą dla brytyjskich fregat typu 31 vel Arrowhead 140, a tym samym – dla polskich Mieczników.

Łukasz Golowanow, Konflikty.pl