Jeszcze w marcu koncern Raytheon dostarczy amerykańskiej marynarce wojennej pierwsze egzemplarze pocisków manewrujących Tomahawk Block V. Najważniejszą cechą nowej wersji jest wydłużony zasięg i dodana możliwość atakowania celów nawodnych. Wszystkie egzemplarze zostaną wyprodukowane jako przebudowane pociski w wersji Block IV. Nowy Tomahawk będzie dostarczany w dwóch wersjach: Block Va i Block Vb.
Pierwsza jest nazywana również Maritime Strike Tomahawk i oznaczona RGM-109E/UGM-109E. Jest przeznaczona do zwalczania okrętów wojennych na dystansie ponad 1000 mil morskich. Poza wydłużonym zasięgiem dysponuje nową głowicą naprowadzającą i nową głowicą bojową o większej przebijalności.
Pocisk jest naprowadzany przez kombinowany układ łączący nawigację bezwładnościową z nawigacją satelitarną oraz pozyskiwaniem danych o położeniu celu z innych sensorów okrętowych lub lotniczych przez łącze danych. W końcowej fazie ataku wykorzystywana jest głowica termowizyjna wspomagana pasywnym układem naprowadzania wykrywającym emisje elektromagnetyczne z okrętu celu.
Z kolei wersja Block Vb będzie służyła do atakowania celów lądowych, tak jak starsze wersje Tomahawków. Głowica bojowa wersji Block Vb składa się z ładunku kumulacyjnego i umieszczonego za nim ładunku penetrującego. Będzie mieć trzy tryby detonacji: zbliżeniowy, uderzeniowy i uderzeniowy ze zwłoką. Wersja do atakowania celów lądowych jest oznaczona RGM/UGM-109M.
Powstanie nowej wersji Tomahawka jest amerykańską odpowiedzią na chińskie przeciwokrętowe pociski balistyczne DF-26 i DF-21 o zasięgu szacowanym odpowiednio na 2490 mil i 1335 mil. Z tego powodu, aby uniknąć potencjalnego zagrożenia dla amerykańskich okrętów nawodnych, nowe Tomahawki opracowano szczególnie z myślą o wykorzystaniu przez okręty podwodne, którym łatwiej będzie się przedrzeć przez chińskie linie obrony. Jednocześnie okręty nawodne oczywiście również zachowują zdolność odpalania Tomahawków Block V z pionowych wyrzutni Mk 41.
Przy okazji warto podkreślić, że okręty podwodne mogą odpalać Tomahawki Block IV i nowsze również wyłącznie z wyrzutni pionowych. Nie ma możliwości wykorzystania wyrzutni torped, obecnej w starszych wersjach pocisków.
Równocześnie nowe Tomahawki mogą znaleźć jeszcze jednego nowego użytkownika – piechotę morską. US Marine Corps jest na etapie zwiększania swoich możliwości zwalczania okrętów przeciwnika z wyrzutni lądowych. Pierwszym rodzajem uzbrojenia wybranym do tej misji jest pocisk Naval Strike Missile, jednak wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu (INF) otworzyło drogę również do ponownego opracowania lądowej wersji Tomahawka o zasięgu większym niż 500 kilometrów. Dostępna jest również możliwość uzbrojenia piechoty morskiej w pociski SM-6 w wariancie przeznaczonym do zwalczania okrętów nawodnych.
– To, o co prosi piechota morska, zostało już opracowane przez marynarkę wojenną i jest wprowadzane na okręty wojenne:. Chodzi o pociski Maritime Strike Tomahawk i SM-6 – mówił admirał Phil Davidson, szef Dowództwa Indo-Pacyfiku. – To są rodzaje uzbrojenia dostępne od ręki i powinny być udostępnione piechocie morskiej.
Pomimo rychłego rozpoczęcia dostaw nowej wersji Tomahawka w Stanach Zjednoczonych ciągle toczy się dyskusja na temat przyszłości pocisku. Marynarka wojenna od pewnego czasu rozgląda się na nowym pociskiem manewrującym (Sea-Launched Cruise Missile), ale ostatnia analiza alternatyw wskazuje na większą opłacalność utrzymania linii produkcyjnej i dalszych modernizacji obecnych pocisków. Nie bez znaczenia z pewnością jest opór Kongresu wobec konieczności wydania nawet 9 miliardów dolarów na opracowanie nowego pocisku. Ostateczna decyzja powinna zapaść jeszcze w tym roku.
Bryan Clark, emerytowany podwodnik i analityk think tanku Hudson Institute, uważa, że kombinacja SM-6, nowych Tomahawków i Naval Strike Missile, w które mają być uzbrojone okręty LCS i fregaty typu Constellation zapewnia marynarce wojennej dostateczny wachlarz uzbrojenia na najbliższą przyszłość. W związku z tym opracowanie nowego pocisku manewrującego nie jest już tak pilne. Dlatego wymienione pociski pozostaną w służbie na kolejne lata, a zamiast angażować się w kolejny kosztowny projekt, lepiej skoncentrować się na dopracowaniu pocisków hipersonicznych.
– Równolegle do prac nad dużymi pociskami hipersonicznymi toczą się prace nad pociskami o mniejszych rozmiarach – tłumaczy Clark. – Jeśli uda się ograniczyć ich rozmiary do takiego stopnia, że zmieszczą się one do wyrzutni Mk 41, da to marynarce wojennej broń nowej generacji, która będzie zacznie trudniejsza do zniszczenia i będzie miała krótszy czas lotu do celu. Dlatego uważam, że kombinacja pocisków dostępnych dzisiaj z pojawieniem się w nieodległej przyszłości pocisków hipersonicznych sprawia, że US Navy pozostanie z obecnym arsenałem nawet dłużej, niż pierwotnie zakładano.
Zobacz też: Siły Samoobrony a starzenie się japońskiego społeczeństwa
(defensenews.com)