Paradoksalnie, zarówno największym atutem, jak i największym ograniczeniem współczesnego samolotu bojowego jest pilot. Z jednej strony ma możliwości reagowania na sytuację, jakiej nie daje żadne zdalne sterowanie (nie wspominając już o współczesnych „sztucznych inteligencjach”), z drugiej jednak jest podatny na zmęczenie, co w przypadku bezpilotowego aparatu latającego kierowanego z ziemi jest problemem nieistotnym, gdyż operatorzy mogą się zmieniać przy konsoli. W tym przypadku jedynym ograniczeniem pozostaje zapas paliwa.

Nie może więc dziwić, że Stany Zjednoczone, które dysponują najbardziej zaawansowaną technologią UAV-ów i UCAV-ów wydają duże sumy na rozwinięcie technologii pozwalającej na dotankowywanie tych maszyn w locie, co wbrew pozorom jest procedurą bardziej skomplikowaną niż w przypadku samolotów załogowych.

Prace trwają od 2005 roku (wykorzystywano w nich między innymi bezzałogowego Learjeta – procedurę jego dotankowywania przedstawia zdjęcie), ale szansa na przełom pojawia się właśnie teraz. Boeing otrzymał kontrakt wart 49 milionów dolarów na dalsze rozwijanie technologii. Prace prowadzi Laboratorium Badawcze Sił Powietrznych w bazie Wright-Patterson.

(defenseindustrydaily.com)