Ósme spotkanie tak zwanej grupy Ramstein nie przyniosło wyczekiwanego przełomu. Wielu analityków spodziewało się, że usłyszymy dziś zapowiedź zakrojonych na dużą skalę dostaw czołgów do Ukrainy. Liczył na to również prezydent Wołodymyr Zełenski, który w przemówieniu do uczestników posiedzenia dopominał się nie tylko o czołgi, ale także o samoloty bojowe i pociski rakietowe o dużym zasięgu. Nadzieje okazały się płonne.

Nowy niemiecki minister obrony Boris Pistorius oświadczył, że „nie ma jednogłośnej opinii” w sprawie zaopatrzenia Ukrainy w zachodnie czołgi. – Stwarzane niekiedy wrażenie, jakoby istniała gotowa koalicja, a Niemcy stały na jej drodze, jest błędne – powiedział minister. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez Frankfurter Allgemeine Zeitung wynika, że Berlin nie otrzymał żadnej prośby o zezwolenie na reeksport Leopardów (w tym także od Polski).

Jedna wypowiedź Pistoriusa pozwala mieć cień nadziei, że niebawem coś się ruszy. Minister poinformował, że Niemcy sprawdzą posiadane Leopardy 2 pod kątem ewentualnego przekazania Ukrainie. Ma to pozwolić na szybkie wprowadzenie w życie decyzji, gdy takowa już zapadnie.



Trzeba jednak podkreślić, że poza kwestią czołgów Niemcy po raz kolejny zadeklarowały solidną porcję wsparcia dla Ukrainy. Najnowszy pakiet pomocowy będzie wart okrągły miliard euro. Na tę kwotę złoży się między innymi zapowiadane już czterdzieści bojowych wozów piechoty Marder, kolejne siedem samobieżnych zestawów przeciwlotniczych Gepard i systemy przeciwlotnicze IRIS-T.

Stany Zjednoczone również nie kwapią się do przekazania Ukrainie czołgów. Ich argument „na nie” da się sprowadzić do jednego słowa: logistyka. Według Amerykanów jest to sprzęt zbyt skomplikowany, aby dało się szybko opanować jego obsługę (w domyśle: w porównaniu z Leosiami), wymagający potężnego zaplecza paliwowego i mechanicznego.

Wśród amerykańskich generałów w stanie spoczynku wybuchł nawet mały spór w kwestii Abramsów. Generał broni Ben Hodges twierdzi, że Ukraińcy poradzą sobie z Abramsami, a stanowisko Pentagonu jest protekcjonalne. Generał broni Mark Hertling z kolei sądzi, że wielu obserwatorów nie docenia skali różnic między oboma typami czołgów, a w przypadku Hodgesa zrzuca to na karb jego służby głównie w 101. Dywizji Powietrznodesantowej (sam Hertling jest pancerniakiem).



Ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow zdradził tymczasem, że zawarto porozumienie w sprawie szkolenia ukraińskich pancerniaków właśnie na Leopardach 2 w krajach używających czołgów tego typu. Nie ujawnił wprawdzie, o które dokładnie kraje chodzi – jest spore grono do wyboru, teoretycznie może chodzić nawet o Niemcy – ale jest to coś na kształt sugestii, że oficjalne decyzje o dostawach powinny zapaść już wkrótce.

W praktyce Ramstein-8 przyniosło maleńki, ale jednak kroczek naprzód w sprawie dostaw Leopardów, natomiast w sprawie Abramsów pozostaliśmy dokładnie tam, gdzie byliśmy – w szczerym polu. Nie wiemy nawet, o co tak naprawdę chodziło z rzekomo stawianym przez Niemców warunkiem, iż „odblokują” dostawy Leopardów, jeżeli Amerykanie zgodzą się wysłać czołgi M1. Sekretarz obrony Lloyd Austin stwierdził wymijająco, że ta kwestia nie istnieje – ale licho wie, czy nie istnieje dla niego (czytaj: Amerykanie w ogóle nie zniżą się do rozważenia takiego warunku) czy też nie istnieje w ogóle (Niemcy takiego warunku nie postawili). A co najważniejsze: wciąż nie wiemy, czy i kiedy Ukraina doczeka się zachodnich czołgów poza przyrzeczoną już garstką brytyjskich Challengerów.

Zawartość nowego amerykańskiego pakietu wsparcia – wartego 2,5 miliarda dolarów – poznaliśmy już wcześniej. Znalazło się w nim między innymi 59 bojowych wozów piechoty M2A2 Bradley (co łącznie daje już 109 sztuk), 90 transporterów opancerzonych Stryker (z 20 trałami przeciwminowymi), 53 MRAP-y nieujawnionego typu, 350 samochodów HMMWV czy osiem zestawów przeciwlotniczych Avenger (składają się one z dwu poczwórnych wyrzutni pocisków Stinger z głowicą celowniczą na podwoziu HMMWV), a także szeroki wachlarz amunicji różnych kalibrów, w tym 600 kierowanych pocisków artyleryjskich kalibru 155 milimetrów. Łączna wartość amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy sięgnęła już 27,4 miliarda dolarów.

Polski minister obrony Mariusz Błaszczak zapowiedział kompleksową „usługę” obejmującą wyposażenie i szkolenie ukraińskich żołnierzy. Do końca marca w naszym kraju miałaby się wyszkolić kompletna brygada ZSU wyposażona w czołgi T-72.

Warto też zwrócić uwagę na deklarację fińską. Nowo zatwierdzony, dwunasty już pakiet wsparcia będzie mieć wartość 400 milionów euro (liczoną jako koszt odtworzenia utraconych zdolności). Do tej pory łączna wartość fińskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy wynosiła 190 milionów euro.



Perspektywy na przyszłość

Dowiedzieliśmy się dziś też co nieco o przebiegu wojny. Niestety trudno mówić o krzepiących informacjach. Według niemieckiej służby wywiadowczej (Bundesnachrichtendienst) Ukraińcy ponoszą zatrważające straty w bitwie o Bachmut. Skrawki danych, które przeciekły do mediów, sugerują, że dzienne straty w ludziach po stronie ukraińskiej wyrażają się liczbami trzycyfrowymi. Jeżeli te informacje są prawdziwe, utrzymanie Bachmutu – o ile w ogóle będzie możliwe – okaże się straszliwie kosztowne.

Przewodniczący amerykańskiego komitetu Połączonych Szefów Sztabów także się nie pieścił. Jego zdaniem wypchnięcie Rosjan z każdego skrawka okupowanej ukraińskiej ziemi już w tym roku będzie bardzo trudne, a wojna zakończy się najpewniej przy stole negocjacyjnym, a nie na polu walki. Tu jednak trzeba wziąć poprawkę na kwestię, która bez mała od roku stanowi tajemnicę poliszynela: Milley jest cały czas sceptycznie nastawiony do możliwości ukraińskich sił zbrojnych.

Wiadomo, że obie strony szykują się do wiosennych ofensyw. Rzecz jasna, nikt nie jest na tyle szalony, aby potwierdzić to oficjalnie, ale żelazna logika wojny nie pozwala się spodziewać niczego innego. Oby się nie okazało, że to właśnie brak nowoczesnej pięści pancernej, która mogłaby wesprzeć ukraińskie natarcie, zaważy na jego losach. Nawet kilka batalionów pancernych, w których Abramsy i Leopardy współdziałałyby z Bradleyami i Marderami, mogłyby się okazać czynnikiem rozstrzygającym na wybranym odcinku frontu.

Według agencji Reutera, której dziennikarze powołują się na anonimowego przedstawiciela administracji Bidena, Amerykanie odradzają Ukraińcom rozpoczęcie zakrojonej na dużą skalę ofensywy, dopóki ukraińscy żołnierze nie zostaną przeszkoleni na nowo dostarczanym amerykańskim sprzęcie.

Zobacz też: Cóż tam, panie, w Ameryce? Nighthawki trzymają się mocno!?

Billyhill, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported