W ciągu ostatniego miesiąca obserwujemy wzrost napięć w Arktyce. Tym razem nie są one bezpośrednio spowodowane działaniami Moskwy czy Pekinu, lecz polityką Donalda Trumpa. Nowo zaprzysiężony prezydent nadal uważa, że Grenlandia powinna stać się częścią Stanów Zjednoczonych, co rozsierdza polityków w Kopenhadze i Nuuk. Kilka dni temu duński resort obrony poinformował o zawarciu umów z rządami Grenlandii i Wysp Owczych (duńskie terytoria autonomiczne) dotyczących zwiększenia nakładów na bezpieczeństwo w regionie. Dodatkowe środki w wysokości blisko 14 miliardów koron pozwolą na wdrożenie między innymi nowych okrętów.
Podkreślmy, że nie należy łączyć zwiększenia wydatków przez duński rząd na obronność w Arktyce bezpośrednio z grenlandzką wizją Trumpa. Kopenhaga wcześniej zapowiedziała chęć podniesienia budżetu obronnego dla tego obszaru. Słowa przyszłego gospodarza Białego Domu jedynie przyśpieszyły podjęcie decyzji i stanowiły „pstryczek w nos” dla Trumpa. Jeszcze pod koniec grudnia duński minister obrony Troels Lund Poulsen stwierdził, iż kwota pakietu to „dwucyfrowa liczba miliardów” koron, czyli co najmniej 1,5 miliarda dolarów. Dodał wówczas, iż Dania przez przez wiele lat nie inwestowała wystarczająco dużo w Arktykę, jednak teraz planowane jest zwiększenie obecności w regionie.
Duńskie media szacowały wartość pakietu na 12–15 miliardów koron. Ogłoszony pakiet opiewa na kwotę 14 miliardów koron (7,89 miliarda złotych). Zapowiedziano przy tym, że do końca pierwszej połowy roku podpisane zostanie drugie porozumienie dotyczące współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Francuski resort obrony zaproponował swojemu duńskiemu odpowiednikowi rozmieszczenie francuskich żołnierzy na Grenlandii w związku ze słowami Trumpa. Propozycja została jednak odrzucona przez Kopenhagę.
– Musimy stawić czoła faktowi, że istnieją poważne wyzwania dotyczące bezpieczeństwa i obrony w Arktyce i na północnym Atlantyku. Z tego powodu musimy wzmocnić naszą obecność w regionie – powiedział Poulsen. – To jest cel tej umowy, która otwiera drogę do dalszych inicjatyw już w tym roku.
New agreement is the first step towards strengthening the presence of the Danish Defence in the Arctic and North Atlantic Region. New Arctic vessels and long-range drones are among the initiatives. The next step is an additional agreement in the first half of 2025. pic.twitter.com/AF3MFTPYrL
— Forsvarsministeriet/Danish MoD (@Forsvarsmin) January 27, 2025
Wśród najważniejszych inwestycji wymieniono zakup trzech nowych arktycznych okrętów patrolowych i dwóch dronów dalekiego zasięgu, które umożliwią nadzór nad rozległymi obszarami i będą zbierały szczegółowe dane wywiadowcze w czasie rzeczywistym. W przypadku okrętów patrolowych nie ujawniono szczegółów. Przekazano jedynie, że będą dysponować śmigłowcami i bezzałogowcami. Wskazuje to więc, że nowe jednostki zastąpią wysłużone patrolowce typu Thetis (na zdjęciu tytułowym). Oprócz tego pozyskane zostaną sensory rozpoznania naziemnego i satelitarnego, planowane jest też prowadzenie szkolenia wojskowego dla Grenlandczyków.
– Grenlandia stoi w obliczu zmieniającego się krajobrazu bezpieczeństwa – powiedziała Vivian Motzfeldt, przewodnicząca parlamentu Grenlandii (Siulittaasoq). – Cieszę się z kroków, które podejmujemy w kierunku zwiększenia bezpieczeństwa w Grenlandii i wokół niej dzięki temu częściowemu porozumieniu obronnemu. Naalakkersuisut [rząd] z niecierpliwością oczekuje kontynuacji dialogu z rządem Danii.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Trump już w trakcie poprzedniej prezydentury wykazywał znaczne zainteresowanie Grenlandią. W 2019 roku przedłożył duńskiemu rządowi propozycję kupna wyspy, co spotkało się z silną krytyką i doprowadziło do odwołania zapowiedzianej wizyty w Kopenhadze. Po kilku latach spokoju Trump wrócił do swojej koncepcji i sugerował przejęcie wyspy jeszcze przed zaprzysiężeniem.
W grudniu prezydent elekt stwierdził, że Grenlandia jest strategicznie ważna dla interesów i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, dlatego zamierza podjąć kroki w celu jej odkupienia od Danii. Premier Grenlandii, Múte Bourup Egede, szybko zareagował, oświadczając, że jego państwo nie jest i nigdy nie będzie na sprzedaż. Niemniej jego rząd jest gotowy na współpracę z Waszyngtonem w zakresie bezpieczeństwa i sektora górniczego. Po zaprzysiężeniu Trump kontynuował swoją politykę wobec Grenlandii, twierdząc, że nadal ma nadzieję na włączenie wyspy do Stanów Zjednoczonych.
Greenland is not for sale. Greenland has been part of Denmark for 800 years, more then double of the time the US has existed.
Any true patriot should understand that this is an uacceptable attack on national sovereignty! pic.twitter.com/SlHbR5OGjg
— Anders Vistisen (@AndersVistisen) January 21, 2025
15 stycznia Trump odbył 45-minutową rozmowę z premierką Danii, Mette Frederiksen. Media opisują przebieg rozmowy jako, najdelikatniej mówiąc, burzliwy. Urzędnicy znający szczegóły przekazali, iż Trump był bardzo stanowczy. Frederiksen oświadczyła, że Grenlandia stanowi część Królestwa Danii i nie zostanie w żaden sposób przekazana pod amerykańską jurysdykcję. Múte Bourup Egede ponownie podkreślił, że wyspa nie jest na sprzedaż.
Grenlandia obfituje w zasoby mineralne: rudy żelaza i uranu, pokłady metali szlachetnych, między innymi platyny i wolframu. Zwłaszcza te ostatnie mają szerokie zastosowanie, między innymi w przemyśle elektronicznym. W dodatku Grenlandia leży w połowie drogi między Europą a kontynentalnymi Stanami Zjednoczonymi.
J.D. Vance, nowy wiceprezydent, ponownie powtórzył, że Grenlandia jest obszarem krytycznym dla interesów Stanów Zjednoczonych, a opinia publiczna zapomina, że na Grenlandii od dawna stacjonują amerykańscy żołnierze, zaś Nuuk nie dysponuje własnymi siłami zbrojnymi. Za bezpośrednią obronę wyspy w głównej mierze odpowiadają duńskie siły zbrojne. Trump twierdzi, że nie wyklucza opcji siłowej, ale przynajmniej na razie wydaje się to tylko polityczną grą, natomiast faktem jest amerykańska obecność na Grenlandii.
Na mocy traktatu z 1951 roku Stany Zjednoczone mogą tworzyć bazy wojskowe na wyspie (w tym instalacje radarowe), co stanowiło oczywiście pokłosie rozpędzającej się wówczas zimnej wojny. Obecnie we władaniu amerykańskich sił powietrznych znajduje się baza Pituffik Space Base (dawna Thule) w miejscowości Qaanaaq. Niemniej Grenlandia na mocy rządu była, i wciąż jest, strefą wolną od broni jądrowej. Jako część USA Grenlandia nie miałaby w zasadzie nic do powiedzenia w kontekście zamiarów rozlokowywania dowolnych sił, w tym broni jądrowej.
Pituffik/Thule z uwagi na położenie ma strategiczne znaczenie dla amerykańskiej logistyki i przez wiele lat stanowiła element systemu ostrzegania przed międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi (BMEWS), dziś jest ogniwem dowództwa obrony powietrznej Ameryki Północnej (NORAD). W 2023 roku bazę przekazano pod bezpośrednie dowództwo Sił Kosmicznych, gdzie oprócz zabezpieczenia logistycznego i dozoru powietrznego, wspiera również operacje komiczne.
Trump (nie)umyślnie zaszkodzi lodołamaczom?
Grenlandia i Dania nie są jednymi ofiarami polityki Trumpa. Ten już wcześniej szydził już z kanadyjskiego premiera Justina Trudeau, twierdząc, iż Kanadyjczycy byliby szczęśliwsi, gdyby ich państwo stało się pięćdziesiątym pierwszym stanem.
Tymczasem w listopadzie ubiegłego roku, w reakcji na działania Chin i Rosji w Arktyce, USA, Kanada i Finlandia podpisały porozumienie w sprawie wspólnego opracowywania, budowy i eksploatacji nowych lodołamaczy – Icebreaker Collaborative Effort Pact (ICE). Główne założenia projektu mają dotyczyć wymiany informacji, współpracy w zakresie rozwoju kadry robotniczej oraz zaproszenia sojuszników i partnerów do zakupu lodołamaczy budowanych w amerykańskich, kanadyjskich lub i fińskich stoczniach.
Mogłoby się wydawać, że Amerykanie są w stanie budować takie jednostki samodzielnie, bez większego wsparcia podmiotów zagranicznych. Ale program uzbrojonych lodołamaczy Polar Security Cutter (PSC), notujący dramatyczne opóźnienia i wzrosty kosztów, dowodzi, że jednak nie. Prototypowy lodołamacz miał rozpocząć służbę w ubiegłym roku. Do teraz zbudowano jedynie kilka prototypowych sekcji i dopiero pod koniec ubiegłego roku program otrzymał zielone światło na rozpoczęcie pełnoskalowej produkcji. Z konieczności US Coast Guard podpisała umowę, której przedmiotem było odkupienie cywilnego lodołamacza Aiviq (IMO: 9579016). Nowy nabytek otrzymał nazwę Storis i numer WABG 21.
Nowe zdjęcie Future USCGC Storis WAGB-21 (dawniej M/V Aiviq) pomalowanego na czerwono
przez u/Free_Dragonfruit5272 w uscg
Wysoki stopień skomplikowania projektu PSC, brak wykwalifikowanego zaplecza projektowego i dostosowania stoczni do budowy nowych ciężkich lodołamaczy nie sprzyja programowi.
Pojawiają się głosy, że polityka nowego prezydenta w stosunku do Kanady może wywrócić cały program ICE. Wprawdzie Kanadyjczycy powiedzieli, iż działania Trumpa nie wypłynęły na realizację postępowania, ale nie można wykluczyć, że w przyszłości partnerów czekać będzie kryzys polityczny. Trump już wcześniej wypowiadał się na temat potrzeby rozbudowy floty lodołamaczy, jednak jego działania mogą – umyślnie lub nie – przeszkodzić przedsięwzięciom.