Pentagon dał zielone światło dla pierwszej dostawy czołgów podstawowych M1A1 Abrams dla ukraińskich wojsk lądowych. Oznacza to, że uda się dotrzymać harmonogramu zakładającego, iż amerykańskie czołgi przybędą nad Dniepr wczesną jesienią.

Zgodę na przekazanie Ukraińcom trzydziestu jeden Abramsów wydano w styczniu. Pierwotnie zapowiadano, że dostawy ruszą w drugiej połowie roku 2024, ale wkrótce podjęto decyzję o ich przyspieszeniu. Aby umożliwić przesunięcie harmonogramu, Waszyngton zdecydował się wysłać nad Dniepr nie nowe czołgi w wersji M1A2, ale używane i wyremontowane M1A1, prawdopodobnie w konfiguracji SA (Situation Awareness).

Amerykanie uważają, że dostarczenie M1A1 zamiast bardziej skomplikowanych M1A2 pozwoli ukraińskim żołnierzom szybciej opanować zarówno użycie czołgu na polu walki, jak i jego obsługę techniczną. Abramsy pozwolą na sformowanie jednego batalionu pancernego – dwie kompanie po czternaście czołgów plus trzy rezerwowe i do szkolenia.



Szef pionu zamówień amerykańskich wojsk lądowych Doug Bush potwierdził, że czołgi są już gotowe do podróży do Europy. Obecnie trwa gromadzenie pakietu części zamiennych, amunicji i innego wyposażenia pomocniczego, bez którego czołg sam w sobie jest bezużyteczny na polu walki. Szkolenia ukraińskich pancerniaków ruszyły w maju w Niemczech.

Na razie nie wiadomo, czy i kiedy Ukraina dostanie od Amerykanów czołgową amunicję przeciwpancerną z rdzeniami uranowymi. Na razie amunicję tej klasy przekazali Brytyjczycy – wraz z Challengerami 2 dostarczyli naboje L27A1, noszące także oznaczenie CHARM 3 (CHallenger ARMament 3).

Drugi zestaw dobrych wiadomości czołgowych nadszedł z Niemiec. Tamtejszy Handelsblatt ustalił, że koncern Rheinmetall pozyskał pięćdziesiąt czołgów Leopard 1A5BE – wszystkie znajdujące się w zasobach belgijskiego przedsiębiorstwa OIP. Część czołgów, będących w najgorszym stanie technicznym, odkupiono wyłącznie w celu kanibalizacji. Niemcy wyremontują i zmodernizują pozostałe egzemplarze, po czym przekażą je Ukrainie.

Wkrótce potem uzyskaliśmy oficjalne potwierdzenie z niemieckiego resortu obrony: Ukraina dostanie dwadzieścia pięć Leopardów 1 i pięć wozów zabezpieczenia technicznego Bergepanzer 2 zbudowanych na podwoziu Leo 1. Tym sposobem Niemcy zrealizują zobowiązanie, które wzięli na siebie podczas lipcowego szczytu NATO w Wilnie, obiecując dostawę kolejnej ćwierci setki tych starych, ale wciąż przydatnych czołgów. Niemieckie dostawy Leo 1 – już zrealizowane i planowane, w tym we współpracy z Duńczykami i Holendrami – mają łącznie liczyć 135 egzemplarzy.



Firma OIP, prowadzona przez biznesmena Freddy’ego Versluysa, kupiła Leopardy 1 od belgijskiego resortu obrony w 2014 roku po likwidacji pododdziałów pancernych tamtejszych wojsk lądowych. W jej magazynach znajdują się też gąsienicowe transportery opancerzone i bojowe wozy piechoty, a nawet blisko czterdzieści samobieżnych zestawów przeciwlotniczych Gepard. Ukraina spogląda na te ostatnie łakomym okiem, gdyż Flugabwehrkanonenpanzer okazał się doskonałym orężem przeciwko rosyjskim samolotom pociskom Szahed/Gieran.

Rzecz jasna, OIP kupiła sprzęt po to, aby odsprzedać go z zyskiem innym krajom. Szkopuł w tym, że Versluys dyktuje ceny niemal zaporowe: okrągłe pół miliona euro za jednego Leoparda (sam czołg, bez remontu i modernizacji), podczas gdy ministerstwo sprzedawało je po 15 tysięcy euro za sztukę. Nie wiadomo, czy Rheinmetall zdołał przekonać Versluysa, aby dał jakiś rabat za zakup hurtowy, ale logiczne byłoby założenie, że tak.

Zobacz też: Brytyjczycy kupią trzy Wedgetaile, ale i tak zapłacą za pięć radarów

US Army / Spc. Adrian Greenwood