Mimo że pełnoskalowy rosyjski najazd na Ukrainę trwa już prawie okrągły rok, wciąż nie wiadomo, kiedy nasi wschodni sąsiedzi mogliby się doczekać pierwszych zachodnich samolotów bojowych. Trudno nawet wskazać najbardziej prawdopodobny typ. Szczyt Ramstein-9 w Brukseli przyniósł kilka fragmentarycznych odpowiedzi, ale z nich wyrosły jedynie dalsze pytania.

Minister obrony Ołeksij Reznikow (który wbrew niedawnym doniesieniom nie został przeniesiony na mniej eksponowane stanowisko) w dzisiejszej rozmowie z dziennikarzami Agencji Reutera powiedział, iż nie ma wątpliwości, że kraje zachodnie przekażą Ukrainie myśliwce. Podkreślił przy tym, że już wcześniej „niemożliwe stawało się możliwym”: sojusznicy najpierw oznajmiali, że nie ma mowy o dostawie danego systemu uzbrojenia, a następnie jednak dostawy ruszały.

Jednym z takich przypadków były zachodnie czołgi. Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, jaka będzie skala i harmonogram dostaw, ale dostawy jako takie są już przesądzone. Teoretycznie możemy więc dojść do momentu, w którym dostawy samolotów bojowych też będą przesądzone i pozostanie czekać na ich realizację, ale wszystko wskazuje, że jeszcze sobie poczekamy.



Ukraiński MiG-29UB.
(Jurij Balko, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

– Koniecznie potrzebujemy samolotów jako platformy do obrony naszego nieba – mówił Reznikow. – Musimy panować na naszym ukraińskim niebie. [Samoloty] będą chronić przede wszystkim naszą ludność cywilną, a także nasze siły zbrojne.

W minionych tygodniach sygnały płynące z Zachodu były niepomyślne. Prezydent Joe Biden zapowiedział, że Stany Zjednoczone nie przekażą Ukrainie Fighting Falconów (chociaż na przykład sekretarz stanu Antony Blinken dał do zrozumienia, że nie jest to wykluczone). Także kanclerz Olaf Scholz stwierdził jeszcze w ubiegłym miesiącu, że obecnie kwestia samolotów nie istnieje.

Od tego czasu niewiele się zmieniło. Amerykańskie F-16 i niemieckie Typhoony przynajmniej na razie pozostaną poza zasięgiem Ukrainy. Pięć dni temu prezydent Francji także stwierdził, że dostawa myśliwców nie przystaje do „dzisiejszych wymagań”. Po pierwszym dniu szczytu Ramstein-9 Reznikow był jednak w dobrym nastroju i wyraźnie sugerował, że myśliwce są bliżej niż dalej. Ale może to tylko myślenie życzeniowe?



Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że zapewnienie Ukrainie samolotów bojowych nie jest obecnie priorytetem. Brytyjski sekretarz obrony Ben Wallace nie owijał w bawełnę w dzisiejszej rozmowie z BBC.

– Sądzę, że nie przekażemy myśliwców w ciągu najbliższych miesięcy czy nawet lat – oświadczył Wallace. – Są to samoloty, które nie tylko wiążą się z ogromnymi wyzwaniami co do zdolności, ale też nie można się nauczyć latać na nich w tydzień czy dwa. To trwa długo. Poza tym [samoloty bojowe] działają na dobrą sprawę z ekipą mechaników jak w Formule 1. Potrzebują setek mechaników i pilotów, a tego nie da się zorganizować w parę miesięcy. Nie rozmieścimy 200 członków personelu RAF-u w Ukrainie w czasie wojny.

Amerykański F-16D z 310. Eskadry Myśliwskiej z bazy Luke.
(US Air Force / Airman 1st Class Brooke Moeder)

Owszem, szkolenie trwa i jest skomplikowane, a w ustach brytyjskiego sekretarza obrony słowa te brzmią szczególnie gorzko (wczoraj pisaliśmy o zapaści szkolenia lotniczego w Wielkiej Brytanii). Po raz kolejny widzimy tu negatywne skutki dawnych obaw. Wydaje się, że zachodni politycy w większości nie obawiają się już „eskalacji” wynikłej z dostaw myśliwców, ale raczej ich wątpliwości budzą kwestie organizacyjne i logistyczne. Gdyby odpowiednie decyzje zapadły, dajmy na to, w październiku i były wprowadzane w życie metodą drobnych kroczków, dziś moglibyśmy potencjalnie mówić o rychłych dostawach samolotów uzgodnionego już typu.

W tej chwili wydaje się, że Ukrainie pozostał już tylko jeden kierunek: Szwecja. Tamtejszy minister obrony Pål Jonson przyznał, że otrzymał ukraińską prośbę o przekazanie pewnej liczby Gripenów, a Sztokholm – który dotąd przekazał Ukrainie pomoc wojskową o wartości ponad miliarda euro – tę prośbę rozważy. Jonson podkreślił wprawdzie, że priorytetem jest dbanie o obronność Szwecji (czemu nie można się dziwić), a w kwestii samej Ukrainy – wzmacnianie jej obrony przeciwlotniczej, ale przynajmniej nie powiedział kategorycznego „nie”.

Szwedzkie Gripeny C z latającą cysterną Tp 84 (KC-130H).
(Milan Nykodym, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)



A jeśli Szwedzi powiedzą „tak” (Amerykanie zaś pozostaną przy „nie”), w ostatecznym rozrachunku może to wyjść Ukrainie na dobre. Jak już kilkakrotnie pisaliśmy, F-16 ma za sobą potęgę amerykańskiego przemysłu, ale na korzyść Gripena przemawiają kwestie, które można by nazwać koncepcyjnymi. Szwedzki myśliwiec został od podstaw pomyślany do działania w warunkach przewagi przeciwnika. Szwedzkie plany obronne czasu zimnej wojny zakładały, że kraj będzie musiał poradzić sobie z radzieckim atakiem samodzielnie. Doktrynalnie zakładano maksymalne rozproszenie lotnictwa i szerokie wykorzystanie drogowych odcinków lotniskowych.

Całą konstrukcję Gripena i wyposażenia naziemnego do jego obsługi zaprojektowano z myślą o operowaniu z lotnisk polowych, a więc w podobnych warunkach, w których muszą działać Ukraińcy. Ponadto schemat obsługi, przygotowania do lotu i odtwarzania gotowości bojowej przygotowano z myślą, że wiele prac będą wykonywać powołani rezerwiści i żołnierze służby zasadniczej, a więc w teorii jest najprostszy do nauczenia się i nie wymaga dużego zaplecza logistycznego.

Zobacz też: Urugwaj otrzymał haubice M108 i transportery Urutu od Brazylii

Tim Jansson / Saab