Bezmyślna agresja na Ukrainę podkopuje pozycję Rosji na światowym rynku uzbrojenia. Nie ma oczywiście mowy o gwałtownym załamaniu i zerwaniu wieloletnich związków, chodzi raczej o przyspieszenie obserwowanego już od kilku lat trendu. Kto może na tym najbardziej skorzystać? Prawdopodobnie najbliższy partner Rosji, czyli Chiny, chociaż nie wiadomo, jak bardzo.
Raport Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) dotyczący obrotów na światowym rynku uzbrojenia w latach 2016–2020 pokazał istotny trend. Amerykańskie koncerny zbrojeniowe umacniają swoją dominująca pozycję, natomiast eksport z Rosji i Chin systematycznie malał. Regularnie aktualizowana baza danych SIPRI pokazuje, że rosyjski eksport uzbrojenia zmalał z 5,6 miliarda dolarów w roku 2019 do 2,8 miliarda dolarów w 2022.
Najważniejszym czynnikiem jest tutaj nie polityka Kremla, lecz ograniczanie importu przez Chiny i Indie. Przez lata Nowe Delhi było największym i najwierniejszym klientem rosyjskiej branży zbrojeniowej, jednak w sierpniu 2020 roku ogłosiło „embargo na import” i postawiło na rozwój krajowego przemysłu zbrojeniowego.
Była to śmiała deklaracja, ale jednocześnie wpisująca się w dłuższą tendencję. W ciągu dziesięciu lat, między rokiem 2011 a 2020, ilość uzbrojenia sprowadzanego przez Indie zmalała o jedną trzecią. Najbardziej odczuła to Rosja, której eksport do głównego państwa subkontynentu spadł aż o 52%. Spadek odczuły jednak także USA, których sprzedaż zmalała o 46%.
Wojna z Ukrainą pogłębiła problemy. Przede wszystkim niezbyt imponujące osiągnięcia rosyjskich sił zbrojnych w walce z teoretycznie słabszym przeciwnikiem zaczęły podważać wiarę w jakość rosyjskiego uzbrojenia, postrzeganego wcześniej jako oferujące dobrą jakość za przystępną cenę. Z drugiej strony fakt, że Ukraińcy posługują się praktycznie tym samym sprzętem z dużo lepszym skutkiem, paradoksalnie stał się wizerunkowym kołem ratunkowym.
Z biegiem czasu na pierwszy plan wysunął się jednak inny problem. Priorytetem stały się dostawy dla własnych sił zbrojnych, często kosztem klientów eksportowych. Z tego powodu doszło chociażby do napięć w relacjach z Iranem, który nie otrzymał zamówionych i opłaconych myśliwców Su-35.
A current and a former diplomat told me that Iran paid the total price for the Su-35 jets to Russia back in Rouhani's 2nd term, but the Russians haven't delivered the jets yet.
Read the full report here.https://t.co/FrQs9NOggh
Special thanks to @yarbatman and @BourseBazaar.— Saeed Azimi (@SaeedAzimi1772) July 13, 2023
To tylko część problemu. Badanie przeprowadzone przez zespół japońskiego magazynu Nikkei Asia wykazało, że Rosja może reimportować sprzęt własnej produkcji. Krótko mówiąc: Moskwa odkupuje od dotychczasowych klientów broń, którą im kiedyś sprzedała. Analiza danych celnych pozwoliła japońskim dziennikarzom wskazać dwa ewentualne przypadki takiego procederu.
W grudniu ubiegłego roku Urałwagonzawod miał sprowadzić z Mjanmy sprzęt wojskowy za 24 miliony dolarów. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że importowane towary zostały zgłoszone jako wyprodukowane przez Urałwagonzawod. Dokładniejsze dane wskazały na 6775 „lunet celowniczych” i 200 „kamer do montażu na czołgach”. Prawdopodobnie chodzi więc o systemy obserwacji i kierowania ognia stosowane w pojazdach pancernych. Biorąc pod uwagę fakt, że Tatmadaw posiada obecnie tylko dziesięć T-55 i pięćdziesiąt T-72S. Można przypuścić, że Mjanma stała się centrum przerzutu elementów optyki i optoelektroniki odkupywanej od innych użytkowników rosyjskich wozów pancernych lub pozyskiwanej z innych źródeł i następnie deklarowanej jako produkt Urałwagonzawodu.
Drugi zidentyfikowany przypadek dotyczy NPK KBM, który między sierpniem a listopadem u biegłego roku reimportował z Indii sześć elementów kanału nocnego dla systemów kierowania ognia systemów przeciwlotniczych. Łączna wartość transakcji wyniosła 150 tysięcy dolarów. Wszystkie zostały wyprodukowane przez KBM i sprzedane do Indii w lutym 2013 roku. W obu przypadkach można wskazywać na reimport w celu dokonania napraw, jednak w dokumentach nie ma śladu, by naprawione elementy zostały odesłane z powrotem. Do tego Nikkei Asia nie udało się uzyskać odpowiedzi na pytania od żadnej z zaangażowanych w transakcje stron.
HQ-9 SAM system operated by a Brigade of the 🇨🇳PLAAF SouthernTC
(via wb/拓跋尊) pic.twitter.com/P3ikr8Hz1S— Jesus Roman (@jesusfroman) July 16, 2023
Chiny wchodzą do gry
Jak widać, Rosja zaczyna się stawać problematycznym źródłem uzbrojenia. Czy powstającą lukę mogą wypełnić zachodnie koncerny zbrojeniowe? Nie bardzo. Rosyjską broń kupują przede wszystkim państwa, które ze względów politycznych lub finansowych nie mogą albo też nie chcą zbroić się na Zachodzie. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem dla obecnych klientów Rosji stają się Chiny. Wiele chińskich systemów uzbrojenia to wersje licencyjne lub bezlicencyjne kopie powstałe drogą inżynierii wstecznej rosyjskich systemów. Najbardziej widoczne jest to na przykładzie systemów przeciwlotniczych. Chińskie HQ-9 i HQ-17 to odpowiednio S-300 i Tor-M1, zdaniem producenta oczywiście lepsze od pierwowzorów.
To jednak tylko część zagadnienia. Chiński przemysł zbrojeniowy znacząco się rozwinął w ostatnich latach. Według zestawienia największych firm zbrojeniowych serwisu Defense News w pierwszej dziesiątce są już trzy chińskie koncerny, a w pierwszej piętnastce – aż sześć. Z racji braku wiarygodnych danych SIPRI podchodzi do zagadnienia ostrożniej, niemniej zdaniem Szwedów około roku 2017 Chiny stały się drugim największym po USA producentem uzbrojenia.
Wyraźnie widać też odwrócenie trendu spadkowego w imporcie chińskiej broni z lat 2015–2019. Według danych SIPRI eksport uzbrojenia „made in China” w roku 2019 wyniósł 1,5 miliarda dolarów, w roku 2020 spadł do 704 milionów, by w kolejnych dwóch latach odbić się i rosnąć – 1,46 miliarda w roku 2021 i 2 miliardy w roku ubiegłym. Od lat największym chińskim hitem eksportowym są systemy bezzałogowe rodzin Win Loong i CH, kupowane nawet przez tradycyjnych sojuszników Stanów Zjednoczonych, takich jak Arabia Saudyjska, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Widoczne jest też podbieranie klientów wśród państw blisko związanych z Rosją. Serbia kupiła partię bezzałogowców Ch-92 i system przeciwlotniczy FK-3.
W systemach lądowych najwięcej klientów Chiny zdobyły w w Afryce. Jest to pełen przekrój od państw relatywnie zamożnych jak Maroko, po biedniejsze jak Nigeria, Etiopia i Rwanda. Największą popularnością cieszą się czołgi, artyleria i systemy przeciwlotnicze. Spore sukcesy święci też branża stoczniowa, która sprzedała okręty Pakistanowi i Tajlandii.
Weilong Kong z RAND Corporation zwraca uwagę, że cieniem kładą się doniesienia o nie zawsze dobrej jakości chińskiego sprzętu. Według niepotwierdzonych doniesień Pekin ma naciskać na klientów, aby nie ujawniali informacji o problemach z bronią. Pakistańskie fregaty typu Zulfiquar, czyli zmodernizowany typ 053H3, miały zostać dostarczone z wadliwymi systemem przeciwlotniczym FM-90N i silnikami. Myśliwce JF-17 lotnictwa Mjanmy uziemiono z powodu problemów technicznych. Najciekawsze była saga jordańskich bezzałogowców typu CH-4B. W roku 2019, zaledwie trzy lata po wprowadzeniu do służby, zostały one wystawione na sprzedaż, by ostatecznie trafić do Libijskiej Armii Narodowej (LNA) generała Chalify Haftara.
Problemy, w jakie wpakowała się Rosja, faktycznie stwarzają szansę dla ekspansji chińskiej branży zbrojeniowej. Oczywiście chętnych do podziału tortu jest znacznie więcej. Po cichu, powoli i niekiedy chaotycznie ekspansję w tym samym segmencie rynku prowadzą Indie. W roku 2020 sprzedały Armenii, sojusznikowi Rosji na Kaukazie Południowym, radary artyleryjskie, a w ubiegłym roku – cztery baterie artyleryjskiego systemu rakietowego Pinaka. Wkrótce przyszedł kontrakt na system przeciwokrętowy BrahMos dla Filipin, a w kolejce czekają potencjalne kontrakty z Wietnamem i ZEA.
W segmencie bezzałogowych statków powietrznych coraz aktywniejszym i groźniejszym konkurentem staje się Turcja. Po sukcesach Bayraktara TB2, który dzięki wojnom w Górskim Karabachu i Ukrainie już stał się legendą, przychodzi kolej na większego Akıncı, a za rogiem czai się odrzutowa Kızılelma. Na największego klienta Turcji zaczyna wyrastać Arabia Saudyjska, do tej pory znana z użytkowania, a być może także licencyjnej produkcji chińskich bezzałogowców. Firma Baykar podpisała kontrakt na dostawę nieujawnionej liczby Akıncı wraz z pakietem logistycznym. W perspektywie jest jeszcze umowa na dostawy tureckich systemów uzbrojenia precyzyjnego. Mimo braku szczegółów kontrakt na bezzałogowce jest określany jako największy w historii tureckiego przemysłu zbrojeniowego, a jego wartość szacuje się na miliard dolarów.
#فيديو_الدفاع | سمو #ولي_العهد ورئيس جمهورية تركيا يشهدان مراسم توقيع عدد من الاتفاقيات الثنائية بين البلدين؛ تضمنت الخطة التنفيذية للتعاون في مجالات القدرات والصناعات الدفاعية والأبحاث والتطوير، وعقدا استحواذ بين وزارة الدفاع وشركة «بايكار» التركية. pic.twitter.com/EbEYLhxovz
— وزارة الدفاع (@modgovksa) July 18, 2023
Zobacz też: Chiny eksperymentują (ponownie) z ciężką artylerią