W ostatnich tygodniach w mediach powróciła sprawa sztucznych wysp budowanych przez Chiny na Morzu Południowochińskim. Wyraźnie widać, że rozbudowa chińskiej infrastruktury w spornych regionach idzie pełną parą. Osobną, ale kluczową kwestią pozostaje realna wartość tych wysp, nawet nie w przypadku konfrontacji militarnej, ale w codziennym użytkowaniu.

Temat nagłośnił Ezra Acayan, filipiński fotograf, dwukrotny laureat World Press Photo. Pod koniec października wykonał on przelot nad siedmioma sztucznymi wyspami w archipelagu Spratly. Niestety Acayan nie podał szczegółów tej wyprawy. Zdjęcia wykonał dla Getty Images, nie wiadomo jednak, czy w operację zaangażowane były władze Filipin. Powrót sprawy Morza Południowochińskiego do zagranicznych mediów niewątpliwie jest korzystny dla Manili.

Druga zasadnicza sprawa to: dlaczego Chiny dopuściły do takiej eskapady? Normalnie filipińscy dziennikarze usiłujący zbliżyć się do sztucznych wysp są przeganiani. W grę wchodzą dwa rozwiązania – w Pekinie uznano, że publikacja zdjęć się przyda, albo po raz kolejny w historii małemu statkowi powietrznemu udało się wykiwać obronę przeciwlotniczą. Zważywszy jednak na obfotografowanie wszystkich wysp, chiński system łączności i dowodzenia musiałby doznać paraliżu.



Z braku informacji nie ma co drążyć tematu. Zajmijmy się zdjęciami. Widać na nich postępującą rozbudowę infrastruktury wojskowej i cywilnej. Przypomnijmy, że Pekin zamierzał przekształcić wyspy w ośrodki turystyczne. To ostatnie wyraźnie się nie udało. Na wyspach widać bardzo mały ruch. Dotyczy to zarówno wojska, turystów, jak i rybaków oraz służb ratownictwa morskiego. Niektóre budynki są zaniedbane i w kiepskim stanie.

Sprzętu wojskowego Acayan uchwycił niewiele, jest za to kilka ciekawostek. Na Cuarteron Reef można zaobserwować artylerię w postaci najprawdopodobniej dział uniwersalnych H/PJ-26 kalibru 76 milimetrów i zestawy obrony bezpośredniej H/PJ-13B kalibru 30 milimetrów. Na tej samej wyspie zidentyfikowano też trójwspółrzędny radar wczesnego ostrzegania SLC-7 lub podobny. Według zapewnień chińskich mediów SLC-7 jest zdolny do wykrywania i śledzenia samolotów stealth, a także obserwacji bardzo dużej liczby obiektów, co ma zapewnić możliwość odparcia ataku saturacyjnego.

Natomiast przy nabrzeżu na Mischief Reef widać dwa kutry rakietowe typu 022 w układzie katamaranu. Według filipińskich mediów okręty tego typu w ubiegłym roku przepędziły filipińskich dziennikarzy usiłujących monitorować chińskie aktywności w regionie. Innego ciężkiego sprzętu nie zaobserwowano, chociaż w poprzednich latach Chiny rozmieszczały na wyspach systemy przeciwokrętowe i przeciwlotnicze dalekiego zasięgu.



Ze sprzętu lotniczego na Fiery Cross Reef zauważono samolot wczesnego ostrzegania KJ-500H w trakcie tankowania paliwa, zaś na Mischief Reef – samolot transportowy Y-8. Natomiast na lotnisku na Subi Reef w poprzek pasa startowego ustawiono kilka obiektów, przez część obserwatorów identyfikowane jako ciężarówki. Po co jednak ustawiono je w ten sposób, nie wiadomo. Jedno z sugerowanych wyjaśnień to uniemożliwienie wymuszonego lądowania obcym samolotom. Z infrastruktury lotniskowej widać klimatyzowane hangary, na pewno nie są to jednak schronohangary zdolne zapewnić samolotom i śmigłowcom przetrwanie wrogiego ataku.

W założeniu sztuczne wyspy miały zapewnić Chinom możliwość projekcji siły na praktycznie całym Morzu Południowochińskim i kontrolę nad spornymi obszarami. Początkowo Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza była tam bardzo aktywna. Z lotnisk na wyspach korzystały nawet bombowce rodziny H-6. Z czasem jednak częstotliwość i ilość rozmieszczanego sprzętu zaczęła spadać. Na lotniskach nie zaobserwowano chociażby myśliwców, ani rodzimych J-10, ani rodziny J-11, czyli chińskich Su-27 i pochodnych. Takie maszyny są bardzo przydatne do demonstracji siły i wywierania presji na innych uczestników sporu.

Już kilka lat temu pisaliśmy, że na sztucznych wyspach ChALW przegrywa walkę z naturą. Okazało się, że panujące tam warunki z dużą wilgotnością i zasoleniem powietrza oraz wysokie temperatury i duże nasłonecznienie są zabójcze dla sprzętu. Rozmieszczone na wyspach działa padły ofiarą tak szybkiej korozji, że musiały zostać wycofane po zaledwie trzech miesiącach służby. Podobne problemy dotyczą między innymi radarów, systemów rakietowych i rurociągów. Krótko mówiąc, nie są to warunki do stałego bazowania kosztujących miliony juanów myśliwców. Jedną z badanych możliwości zaradzenia temu problemowi są okładziny z grafenu.

To nie koniec problemów. Sztuczne wyspy wznoszono w bardzo szybkim tempie, bez poprzedzającej projekt analizy warunków naturalnych i ich wpływu na konstrukcję. To samo dotyczy postawionych na wyspach budynków. Betonowe struktury po trzech latach zaczęły się rozpadać, metalowe elementy padały ofiarą korozji w ciągu roku. Rodzi to wątpliwości, czy wyspy będą w stanie wytrzymać katastrofy naturalne, takie jak tajfuny czy tsunami, nie mówiąc o amerykańskim ataku.



Chińscy naukowcy od roku 2016 publikują alarmistyczne raporty i artykuły na temat konstrukcji i stanu wysp. Z ich tekstów wyłania się obraz nieprzemyślanej i kosztownej inwestycji, stwarzającej więcej problemów niż dającej korzyści. To inżynierowie, natomiast eksperci wojskowi również są sceptyczni. Ich zdaniem w przypadku wojny z USA wyspy i ich garnizony nie mają szans na przetrwanie. Nie chodzi tutaj wyłącznie o możliwość odparcia bezpośredniego ataku, ale też o zaopatrywanie mimo wszystko niewielkich garnizonów.

Utwierdza to opinię, że sztuczne wyspy są przede wszystkim elementem wojny psychologicznej, mają wpędzić Filipiny, Wietnam i Malezję w poczucie bezsilności. Z drugiej strony bazowanie samolotów wczesnego ostrzegania, rozpoznawczych i ZOP stwarza dobrą możliwość obserwacji i dozorowania Morza Południowochińskiego, a także zbierania informacji wywiadowczych.

Wracamy tutaj do kwestii lotnisk i tego, co na nich gości. Lotniska zbudowane na sztucznych wyspach to duże obiekty, pasy startowe mają po mniej więcej 3 kilometry długości, co w teorii pozwala na przyjęcie wszystkich typów samolotów używanych przez chińskie lotnictwo. Według wczesnych ocen w bazach na sztucznych wyspach można było zebrać więcej samolotów, niż mają siły powietrzne Wietnamu, Malezji i Filipin razem wzięte.

Jeśli jednak struktura wysp jest słaba lub niestabilna, znacznie ogranicza to możliwości. Zwłaszcza nowoczesne myśliwce, lądujące z dużą prędkością, potrzebują odpowiednio twardej i równej nawierzchni. Nierówne lub zbyt miękkie podłoże to proszenie się o uszkodzenie pasa i samolotu.



Rozwiązaniem byłby samoloty bojowe skróconego startu i lądowania, Chiny jednak takich nie posiadają. Co zatem na sztucznych wyspach robią KJ-500, H-6 czy Y-8? Takie maszyny to zupełnie inna bajka. Większość chińskich samolotów specjalistycznych bazuje na transportowych, a te mają niską prędkość lądowania i są przystosowane do korzystania z prostych, a nawet prymitywnych lotnisk.

To samo dotyczy H-6, czyli chińskiej wersji rozwojowej leciwego Tu-16. Samolot ten jest rówieśnikiem B-52 i musiał spełniać podobne wymagania. W latach 50., kiedy zakładano zmasowane użycie broni jądrowej, bombowce przeznaczone do uderzeń odwetowych musiały móc wystartować z uszkodzonych lotnisk. Później nadeszły czasy rakiet balistycznych i bardziej wyważonych doktryn jądrowych, co zmieniło wymagania wobec bombowców. B-1, B-2 i Tu-160 mają już znacznie wyższe wymagania względem pasów startowych.

Morze Południowochińskie

Wyspy Paracelskie i Spratly to rozsiane na Morzu Południowochińskim archipelagi wysp, wysepek, raf, skał i ławic, do których pretensje zgłaszają Chiny, Tajwan, Wietnam, Filipiny, Malezja i Brunei. Pozornie absurdalny spór, w którym wszyscy uczestnicy powołują się na wiekowe prawa do archipelagów, ma konkretne uzasadnienia natury ekonomicznej i politycznej. Chodzi o eksploatację bogatych łowisk, złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, a także kontrolę nad morskimi szlakami handlowymi łączącymi Azję Wschodnią z Bliskim Wschodem, Afryką i Europą.

Zobacz też: Raider X pokazany z uzbrojeniem

Alert5, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International