Jeszcze w tym miesiącu Amerykanie mają podpisać umowy z przedsiębiorstwami wybranymi do przeprowadzenia rozbudowy położonej w północnej Rumunii 71. Bazy Lotniczej w Câmpia Turzii. Baza zostanie przystosowana do przyjmowania ciężkich samolotów transportowych i większej liczby myśliwców. Stanie się w ten sposób jednym z kluczowych lotnisk NATO w rejonie Morza Czarnego.
Ze strony sił powietrznych za przeprowadzenie inwestycji jest odpowiedzialny 4. oddział Air Force Installation and Mission Support Center. Prace budowlane mają pochłonąć 152 miliony dolarów i będą sfinansowane z budżetu amerykańskiego. Amerykanie postrzegają rumuńskie lotnisko jako obiekt o znaczeniu strategicznym, który musi być przystosowany do wspierania amerykańskich operacji lotniczych i zapewniać kwatery dla amerykańskich żołnierzy mogących błyskawicznie reagować na zagrożenia dla bezpieczeństwa w regionie.
Na lotnisku powstanie nowa płyta postojowa, mogąca przyjąć samoloty transportowe C-17 Globemaster III i C-5M Super Galaxy i przystosowana do obsługi ładunków niebezpiecznych. Będzie na niej można obsługiwać do 14 ton ładunków wybuchowych i będzie połączona osobną drogą z magazynem amunicji. Ponadto zostanie rozbudowana płyta postojowa dla myśliwców.
Dodatkowo prace obejmą wybudowanie nowych magazynów paliwowych wraz z instalacjami rozprowadzania paliwa po lotnisku, obiektów mieszkalnych i mobilnego zaplecza logistycznego. Zapasy zgromadzone w tym ostatnim umożliwić prowadzenie przez pewien czas samodzielnych operacji samolotów stacjonujących w bazie bez konieczności bieżącego dostarczania materiałów eksploatacyjnych.
Mniejsze prace dotyczą rozbudowy magazynu amunicyjnego, modernizacji oświetlenia lotniskowego i systemu energetycznego, postawienia hangaru typu lekkiego, zbudowania budynku administracyjnego oraz zainstalowania w płytach postojowych zaczepów dla samolotów przechodzących prace serwisowe. Przeznaczenie tych zaczepów można zobaczyć poniżej.
Po zakończeniu rozbudowy lotnisko Câmpia Turzii będzie wykorzystywane do przyjmowania jednostek NATO (nie tylko amerykańskich) realizujących zadania na zasadzie rotacyjnej. Baza będzie odgrywała również ważną rolę dla Rumunii, ponieważ będzie drugim lotniskiem w pełni przystosowanym do przyjmowania myśliwców F-16 rumuńskich sił powietrznych. Do tej pory jedyną bazą wykorzystywaną przez Fighting Falcony jest lotnisko imienia Mihaila Kogălniceanu.
– Rozbudowa jest konieczna, ponieważ Rumunia musi mieć większe zdolności do przyjęcia większej liczby samolotów NATO w razie sytuacji kryzysowej – powiedział ekspert do spraw bezpieczeństwa Claudiu Degeratu. – Rosyjska dyslokacja wojsk w pobliżu granicy z Ukrainą w kwietniu pokazuje, że szybka modernizacja bazy jest niezbędna.
Po rosyjskiej nielegalnej aneksji Krymu Morze Czarne stało się areną rywalizacji pomiędzy NATO i Rosją. Stało się tak głównie ze względu na zwiększoną aktywność rosyjskich samolotów i okrętów u granic południowych państw NATO – Bułgarii i Rumunii, które nie dysponują siłami zbrojnymi zdolnymi do samodzielnego poradzenia sobie z rosyjskim zagrożeniem.
W rezultacie Rumunia zaczęła zacieśniać współpracę wojskową ze Stanami Zjednoczonymi. Za prezydentury Donalda Trumpa miała być jednym z miejsc przemieszczenia amerykańskich oddziałów wycofywanych z Niemiec. Jak już wiadomo, Amerykanie w Niemczech pozostaną, ale w Rumunii w ramach wzmocnienia południowej flanki NATO na zasadzie rotacyjnej stacjonują oddziały z różnych państw NATO, w tym ze Stanów Zjednoczonych i Polski. Poszczególni członkowie sojuszu wysyłają tam również kontyngenty lotnicze.
10 maja w Bukareszcie odbyło się spotkanie liderów państw NATO z Europy Środkowej i Wschodniej. Celem było omówienie ostatnich ruchów wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą. Zdalnie w spotkaniu uczestniczył również prezydent Joe Biden, który był zachęcany przez prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa do jeszcze większej obecności wojsk amerykańskich nad Morzem Czarnym.
Wody i przestrzeń powietrzna powietrzna tego akwenu są ostatnio areną starć i prowokacji pomiędzy samolotami i okrętami wojennymi obu stron. W reakcji na dyslokację około 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy nad granicę z Ukrainą NATO wysłało na Morze Czarne okręty, w tym krążownik USS Monterey (CG 61), niszczyciel USS Thomas Hudner (DDG 116), patrolowiec USCGC Hamilton (WMSL 753) i patrolowiec HMS Trent (P224). Niedługo na Morze Czarne powinny wejść również brytyjska fregata i niszczyciel ze składu grupy bojowej lotniskowca HMS Queen Elizabeth.
Amerykanie i Brytyjczycy regularnie wysyłają w ten region samoloty rozpoznawcze RC-135W Rivet Joint i P-8A Poseidon. W tym miesiącu nad Morzem Czarnym pojawili się także Francuzi, którzy w składzie dwóch Mirage’ów 2000D i latającej cysterny C-135FR również realizowali misję rozpoznania elektronicznego.
W odpowiedzi Rosja zamknęła dla obcych okrętów wybrane obszary Morza Czarnego w rejonie Krymu i przeprowadziła tam duże ćwiczenia Floty Czarnomorskiej. Regularnie wysyła również samoloty dalekiego zasięgu, głównie bombowce Tu-22M i strategiczne nosiciele pocisków manewrujących Tu-95MS, w eskorcie myśliwców na patrole wzdłuż wybrzeży Bułgarii i Rumunii. Ostatni taki patrol Rosjanie zrealizowali wczoraj (nagranie poniżej).
Właśnie takie loty były jednym z głównych powodów zakupu przez oba państwa F-16 – w Rumunii używanych, a w Bułgarii nowych.
Zobacz też: Indonezyjska piechota morska otrzyma BT-3F i BMP-3F
(af.mil, balkaninsight.com)